Zostawiłem Wszystko dla Niej – Teraz Żałuję Każdej Chwili Bez Rodziny

— Naprawdę to zrobisz, Michał? — głos mojej żony, Anny, drżał od gniewu i rozpaczy. Stała w progu kuchni, ściskając w dłoni kubek z herbatą. W jej oczach widziałem wszystko: ból, niedowierzanie, strach. A ja? Stałem tam jak sparaliżowany, z walizką w ręku, gotowy opuścić dom, który budowaliśmy przez piętnaście lat.

Nie wiem, kiedy dokładnie zacząłem się oddalać. Może wtedy, gdy pojawiła się Marta w moim biurze – nowa menedżerka projektu, pewna siebie, z błyskiem w oku i śmiechem, który rozjaśniał nawet najgorszy dzień. Z początku to była niewinna fascynacja. Potem rozmowy po godzinach, wspólne wyjazdy służbowe, aż w końcu… Zdrada. Najpierw emocjonalna, potem fizyczna. Wmawiałem sobie, że to miłość, że zasługuję na szczęście.

Anna wiedziała. Nie od razu, ale kobieca intuicja jest bezlitosna. Próbowała walczyć o nas, o mnie. Prosiła: „Michał, nie rób tego naszej córce. Nie zostawiaj nas.” Ale ja byłem już gdzie indziej – myślami i sercem przy Marcie. Widziałem w niej szansę na nowe życie, na ucieczkę od rutyny i zmęczenia codziennością.

Pamiętam dzień, kiedy powiedziałem córce, Zosi, że wyprowadzam się. Miała wtedy dwanaście lat. Siedziała na łóżku w swoim pokoju, bawiąc się pluszowym królikiem. „Tato, wrócisz jeszcze?” — zapytała cicho. Nie potrafiłem odpowiedzieć. Zamiast tego przytuliłem ją mocno i uciekłem wzrokiem.

Z Martą wszystko wydawało się łatwe. Przynajmniej na początku. Wynajęliśmy mieszkanie na Powiślu – nowoczesne, jasne, pełne obietnic. Przez kilka miesięcy żyliśmy jak w bańce: kolacje przy świecach, weekendy za miastem, wspólne plany na przyszłość. Ale rzeczywistość szybko zaczęła pukać do drzwi.

Marta była inna niż Anna. Wymagała uwagi, prezentów, ciągłych dowodów miłości. Często wracała późno z pracy albo znikała na całe weekendy pod pretekstem spotkań ze znajomymi. Zacząłem czuć się samotny nawet wtedy, gdy była obok mnie. Brakowało mi rozmów z Anną o wszystkim i o niczym, śmiechu Zosi podczas rodzinnych kolacji.

Pewnego wieczoru Marta wróciła do domu pijana. Zaczęliśmy się kłócić – o pieniądze, o jej nieobecność, o to, że nie jestem już taki jak kiedyś. W końcu wykrzyczała: „Może powinieneś wrócić do swojej żony! Przynajmniej ona cię znosiła!”

To był moment przełomowy. Zrozumiałem wtedy całą głupotę swojej decyzji. Straciłem rodzinę dla iluzji szczęścia. Próbowałem naprawić relację z Martą, ale ona coraz częściej sugerowała rozstanie. W końcu spakowała swoje rzeczy i wyprowadziła się bez słowa pożegnania.

Zostałem sam w pustym mieszkaniu. Próbowałem dzwonić do Anny – nie odbierała. Pisałem do Zosi na Messengerze – odczytywała wiadomości, ale nie odpowiadała. Moi rodzice nie chcieli mnie widzieć; ojciec powiedział przez telefon: „Synu, nie poznaję cię.”

W pracy wszyscy wiedzieli o moim romansie. Koledzy unikali mnie na korytarzu, a szef dał mi jasno do zrozumienia, że moja pozycja jest zagrożona. Zacząłem pić wieczorami – najpierw lampkę wina do kolacji, potem butelkę whisky do snu.

Pewnej nocy obudziłem się zlany potem po koszmarze: widziałem Zosię płaczącą w pustym domu i Annę siedzącą samotnie przy stole. Nie mogłem już dłużej tak żyć.

Zebrałem się na odwagę i pojechałem pod dawny dom. Anna otworzyła drzwi tylko na chwilę.
— Czego chcesz?
— Chciałem… przeprosić.
— Za późno.
Zamknęła drzwi powoli, patrząc mi prosto w oczy.

Zosię spotkałem przypadkiem na przystanku autobusowym kilka tygodni później.
— Cześć tato — powiedziała chłodno.
— Tęsknię za tobą — wyszeptałem.
— Ja też… ale już nie jestem tą samą osobą — odpowiedziała i wsiadła do autobusu.

Dziś żyję sam w wynajmowanej kawalerce na obrzeżach Warszawy. Każdy dzień jest taki sam: praca-dom-praca. Czasem mijam Annę na ulicy – zawsze odwraca wzrok. Zosia dorasta beze mnie; widzę jej zdjęcia na Facebooku tylko dlatego, że nie zablokowała mnie jeszcze całkiem.

Często pytam siebie: czy jedna decyzja może zniszczyć całe życie? Czy można odzyskać zaufanie tych, których się skrzywdziło? Może są rzeczy, których nie da się już naprawić…