„Zdrada mojego męża rozbiła mi serce, ale rodzina nie pozwoliła mi odejść. Czy powinnam była walczyć o siebie?”

– Anka, musimy porozmawiać – głos Pawła drżał, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi. Stałam w kuchni, ścierając ręce o fartuch, kiedy wypowiedział te słowa. Wiedziałam już wtedy, że coś jest nie tak. Od tygodni był inny – zamyślony, nieobecny, a jego telefon nigdy nie leżał już na stole jak dawniej.

– Co się dzieje? – zapytałam, próbując brzmieć spokojnie, choć w środku już czułam panikę.

– To nie jest łatwe… – zaczął, unikając mojego wzroku. – Zawiodłem cię. Przepraszam.

Wtedy zrozumiałam. Nie musiał mówić więcej. Zdrada. Słowo, które zawsze wydawało mi się obce, nagle stało się moją codziennością.

Kiedy poznałam Pawła, miałam osiemnaście lat i byłam świeżo po maturze. Nie interesowali mnie chłopcy – wolałam książki i długie spacery po parku z moją przyjaciółką Kasią. Paweł był inny niż wszyscy – pewny siebie, zabawny, z błyskiem w oku. Studiował prawo rok wyżej i wydawało się, że zna odpowiedzi na wszystkie pytania świata. To on pierwszy mnie zauważył. Zaczęliśmy się spotykać, a ja czułam się wyjątkowa. Po trzech latach oświadczył mi się na ławce w parku, gdzie pierwszy raz się pocałowaliśmy.

Nasze życie układało się dobrze – przynajmniej tak mi się wydawało. Mieliśmy dwójkę dzieci: Julkę i Maćka. Mieszkaliśmy w trzypokojowym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Paweł pracował w kancelarii, ja prowadziłam własną firmę księgową z domu. Byliśmy zwyczajną rodziną z codziennymi problemami: kredyt hipoteczny, przedszkole, wieczne korki na Puławskiej.

Aż do tego dnia.

Po jego wyznaniu świat mi się zawalił. Przez kilka dni chodziłam jak cień samej siebie. Nie mogłam spać, jeść, patrzeć dzieciom w oczy. Najgorsze były wieczory – kiedy dzieci już spały, a ja zostawałam sama z myślami. W głowie kłębiły mi się pytania: Kim ona jest? Dlaczego? Czy byłam za mało dobra? Za mało piękna?

Paweł płakał i błagał o wybaczenie. Przysięgał, że to był tylko jeden raz, że nic dla niego nie znaczyła. Chciał naprawić wszystko, ale ja nie potrafiłam mu zaufać. Zaczęłam myśleć o rozwodzie.

Powiedziałam o wszystkim mojej mamie. Siedziałyśmy przy kuchennym stole w jej mieszkaniu na Mokotowie. Mama słuchała mnie w milczeniu, a potem powiedziała:

– Aniu, życie to nie bajka. Twój ojciec też nie był święty. Ale rodzina jest najważniejsza. Dzieci potrzebują ojca.

Ojciec tylko pokiwał głową i dodał:

– Rozwód to wstyd dla rodziny. Ludzie będą gadać.

Czułam się jak w potrzasku. Z jednej strony miałam własny ból i rozczarowanie, z drugiej – presję rodziny i społeczeństwa. Nawet moja babcia zadzwoniła z Radomia:

– Aniu, nie rób głupot! Każdy facet czasem zbłądzi.

Tylko Kasia była po mojej stronie:

– Anka, to twoje życie! Nie możesz żyć dla innych!

Ale czy mogłam zostawić dzieci bez ojca? Czy mogłam znieść spojrzenia sąsiadek i szepty na klatce schodowej?

Przez kolejne tygodnie żyliśmy razem jak obcy ludzie pod jednym dachem. Paweł starał się jak nigdy: przynosił kwiaty, gotował kolacje, zabierał dzieci do kina. Ale ja widziałam tylko jego zdradę – jak cień wiszącą nad naszym małżeństwem.

Pewnego wieczoru usiadłam z nim przy stole.

– Paweł, nie wiem czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałam cicho.

Spojrzał na mnie ze łzami w oczach:

– Kocham cię. Zrobię wszystko, żebyś mi uwierzyła.

Ale czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?

Rodzice naciskali coraz mocniej:

– Pomyśl o dzieciach! – powtarzała mama.
– Nie rób nam tego! – dodawał ojciec.

Czułam się winna wobec wszystkich: dzieci, rodziców, nawet Pawła… tylko nie wobec siebie samej.

W końcu podjęłam decyzję: zostajemy razem – dla dzieci i dla świętego spokoju rodziny. Ale każdego dnia budziłam się z poczuciem straty i żalu do samej siebie.

Minęły dwa lata od tamtej rozmowy w kuchni. Paweł naprawdę się zmienił – jest lepszym ojcem i mężem niż kiedykolwiek wcześniej. Ale ja wciąż czuję pustkę tam, gdzie kiedyś była miłość i zaufanie.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy warto było poświęcić siebie dla innych? Czy szczęście rodziny naprawdę jest ważniejsze niż moje własne?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można wybaczyć zdradę i żyć dalej jak dawniej?