Sąsiadka zza ściany: Jak nie stracić siebie, gdy ktoś przekracza granice

— Znowu ona — pomyślałam, słysząc znajome, natarczywe pukanie do drzwi. Była środa, godzina 18:30, właśnie kończyłam gotować zupę dla dzieci. Zanim zdążyłam wytrzeć ręce, drzwi już się otworzyły. — Cześć, Aniu! — zawołała sąsiadka, pani Grażyna, wchodząc bez zaproszenia. — Masz może trochę cukru? I może pożyczysz mi jajko? Wiesz, dzieci chcą naleśniki, a u mnie pusto w lodówce.

Zacisnęłam zęby i uśmiechnęłam się sztucznie. — Jasne, Grażynko, już ci daję — odpowiedziałam, choć w środku czułam narastającą irytację. To nie był pierwszy raz. Od kiedy zamieszkaliśmy w tym bloku na warszawskim Ursynowie, Grażyna pojawiała się u nas regularnie: po sól, po mąkę, po mleko, czasem nawet po papier toaletowy. Zawsze bez zapowiedzi, zawsze z szerokim uśmiechem i zawsze z dziećmi w tle.

Nasze córki, Zosia i Ola, chodziły razem do przedszkola i były nierozłączne. Wiedziałam, że jeśli powiem Grażynie „nie”, odbije się to na relacji dziewczynek. A przecież Zosia tak bardzo potrzebowała przyjaciółki po naszej przeprowadzce.

— Wiesz co, Aniu — zaczęła Grażyna, rozglądając się po kuchni — może dasz mi jeszcze trochę masła? I kawy? Bo mąż znowu wszystko wypił…

Czułam, jak narasta we mnie bunt. Ile jeszcze mogę dawać? Ile razy mam udawać, że to dla mnie żaden problem? Przecież sama ledwo wiążę koniec z końcem. Mój mąż pracuje na zmiany, ja dorabiam korepetycjami z matematyki. Każda złotówka się liczy.

Po wyjściu Grażyny usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Byłam zmęczona nie tylko jej obecnością, ale też własną bezradnością. Próbowałam rozmawiać o tym z mężem.

— Może powinnaś jej powiedzieć wprost? — zaproponował Paweł. — Że nie zawsze możesz jej pomagać.

— Ale co powie Ola Zosi? — odpowiedziałam cicho. — Nie chcę, żeby nasza córka cierpiała przez moje decyzje.

Kolejne tygodnie wyglądały podobnie. Grażyna pojawiała się coraz częściej, czasem nawet dwa razy dziennie. Zdarzało się, że przynosiła własne pranie do naszej pralki „bo jej się popsuła”, albo zostawiała Olę u nas na kilka godzin „bo musi coś załatwić”.

Pewnego dnia przyszła do mnie mama.

— Aniu, musisz postawić granice — powiedziała stanowczo. — Inaczej nigdy się to nie skończy.

Wiedziałam, że ma rację. Ale jak to zrobić? Jak powiedzieć „dość”, nie raniąc przy tym nikogo?

Postanowiłam spróbować delikatnej rozmowy. Kiedy Grażyna przyszła po raz kolejny z prośbą o pożyczenie pieniędzy „do pierwszego”, zaprosiłam ją na herbatę.

— Grażynko — zaczęłam niepewnie — wiesz, bardzo cię lubię i cieszę się, że nasze dziewczynki się przyjaźnią. Ale ostatnio mam wrażenie, że często mnie prosisz o różne rzeczy… A ja sama mam sporo wydatków i czasem jest mi trudno.

Grażyna spojrzała na mnie zdziwiona. — Myślałam, że jesteśmy jak rodzina! — powiedziała z wyrzutem. — Ty byś mi nie pomogła?

— Pomagam ci zawsze, kiedy mogę — odpowiedziałam spokojnie. — Ale czasem też potrzebuję wsparcia albo po prostu chwili dla siebie.

Grażyna obraziła się i wyszła trzaskając drzwiami. Przez kilka dni nie odzywała się ani słowem. Ola przestała przychodzić do Zosi. Moja córka płakała wieczorami i pytała: „Mamo, dlaczego Ola już mnie nie lubi?”

Czułam się winna i rozdarta. Czy naprawdę zrobiłam coś złego? Czy postawienie granic musi oznaczać koniec przyjaźni?

Po tygodniu Grażyna pojawiła się ponownie. Tym razem przyszła sama.

— Przepraszam cię, Aniu — powiedziała cicho. — Chyba rzeczywiście przesadziłam… Po prostu czasem czuję się taka samotna i zagubiona… Mój mąż ciągle pracuje albo siedzi w barze. Nie mam z kim pogadać.

Poczułam ulgę i współczucie jednocześnie.

— Rozumiem cię — odpowiedziałam szczerze. — Ale musimy znaleźć jakiś kompromis. Może zamiast wpadać bez zapowiedzi, zadzwonisz najpierw? I spróbujmy sobie pomagać nawzajem, ale z umiarem.

Od tamtej pory nasze relacje powoli zaczęły się układać. Zosia i Ola znów bawiły się razem, a ja nauczyłam się mówić „nie” bez poczucia winy. Zrozumiałam też coś ważnego: czasem trzeba zadbać o siebie, żeby móc być wsparciem dla innych.

Czy wy też mieliście kiedyś problem z postawieniem granic bliskim osobom? Jak sobie z tym poradziliście? Może jest jakiś sposób, by nie ranić innych, a jednocześnie nie tracić siebie?