Po 15 latach razem, planowałem odejść. Praca za granicą zmieniła wszystko, ale nie tak, jak się spodziewałem
„Nie mogę już dłużej tego znieść, Michał. To wszystko jest takie… puste.” Słowa te wypowiedziałem do siebie w myślach, siedząc przy kuchennym stole, patrząc na Martę, która krzątała się po kuchni. Nasze życie stało się rutyną, a ja czułem się jakbyśmy byli tylko współlokatorami, a nie małżeństwem.
Marta była moją pierwszą miłością. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie. Ona studiowała psychologię, ja informatykę. Byliśmy nierozłączni, a nasze uczucie było jak z bajki. Jednak po latach wspólnego życia coś się zmieniło. Może to była praca, może dzieci, a może po prostu czas. Czułem, że muszę coś zmienić.
„Michał, co się dzieje? Jesteś jakiś nieobecny ostatnio,” zapytała Marta, przerywając moje rozmyślania.
„Nic takiego, po prostu dużo pracy,” skłamałem, unikając jej wzroku.
Prawda była taka, że od kilku miesięcy planowałem odejście. Miałem już nawet wynajęte mieszkanie w Warszawie i planowałem powiedzieć Marcie o wszystkim po powrocie z pracy za granicą. Dostałem sześciomiesięczny kontrakt w Berlinie i widziałem w tym szansę na przemyślenie wszystkiego z dala od domu.
Wyjazd do Berlina był dla mnie jak ucieczka. Nowe miasto, nowi ludzie, nowe wyzwania. Praca była wymagająca, ale satysfakcjonująca. Każdego dnia po pracy spacerowałem po mieście, próbując odnaleźć siebie na nowo. Jednak z każdym dniem coraz bardziej tęskniłem za domem.
Pewnego wieczoru, siedząc samotnie w kawiarni przy Alexanderplatz, zacząłem przeglądać zdjęcia na telefonie. Zdjęcia dzieci bawiących się w parku, Martę śmiejącą się podczas rodzinnego obiadu. Coś we mnie pękło. Zrozumiałem, że mimo wszystko kocham swoją rodzinę i nie mogę ich zostawić.
Zadzwoniłem do Marty.
„Cześć, jak tam u was?” zapytałem niepewnie.
„Dobrze, dzieci pytają kiedy wrócisz,” odpowiedziała Marta z nutą smutku w głosie.
„Wkrótce,” odpowiedziałem krótko, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Po tej rozmowie wiedziałem, że muszę coś zmienić. Zacząłem rozmawiać z kolegami z pracy o ich życiu rodzinnym i zrozumiałem, że każdy ma swoje problemy, ale najważniejsze jest to, jak sobie z nimi radzimy.
Kiedy wróciłem do Polski, postanowiłem porozmawiać z Martą szczerze o wszystkim.
„Marta, musimy porozmawiać,” zacząłem niepewnie.
„O czym?” zapytała zaniepokojona.
„O nas. O tym, co się dzieje między nami,” odpowiedziałem.
Przez kilka godzin rozmawialiśmy o naszych uczuciach, o tym co nas boli i co chcielibyśmy zmienić. Było dużo łez i emocji, ale na końcu tej rozmowy poczuliśmy ulgę.
Zdecydowaliśmy się spróbować jeszcze raz. Zaczęliśmy chodzić na terapię małżeńską i spędzać więcej czasu razem jako rodzina. Nie było łatwo, ale z każdym dniem było coraz lepiej.
Teraz patrzę na Martę i widzę kobietę, którą pokochałem wiele lat temu. Nasze życie nie jest idealne, ale jest nasze i to jest najważniejsze.
Czy warto było ryzykować wszystko dla chwili refleksji? Może czasami trzeba się zgubić, żeby odnaleźć drogę do domu.