Odkryłam tajemnicę męża po jego śmierci. Czy całe nasze życie było kłamstwem?

– Co to jest? – zapytałam sama siebie, trzymając w rękach starą, zniszczoną kopertę. Palce drżały mi tak bardzo, że ledwo mogłam ją otworzyć. W powietrzu unosił się zapach kurzu i lawendy, którą Krzysztof zawsze wsypywał do szuflad. Było cicho, aż za cicho – tylko zegar na ścianie wybijał kolejne sekundy mojego nowego życia: życia wdowy.

Odkąd Krzysztof odszedł, sprzątanie mieszkania stało się moim codziennym rytuałem. Każda rzecz, którą brałam do ręki, przypominała mi o nim: jego ulubiony kubek z napisem „Najlepszy tata”, stara koszula w kratę, którą nosił na działkę, zdjęcia z wakacji nad Bałtykiem. Myślałam, że znam każdą szufladę, każdy zakamarek tego mieszkania. A jednak – za szafką nocną znalazłam pudełko po butach, a w nim kilkanaście listów. Wszystkie zaadresowane do tej samej osoby: Anna Zielińska.

Serce zaczęło mi bić szybciej. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i uciec z tego pokoju, jakby te listy mogły mnie zranić fizycznie. Ale ciekawość była silniejsza. Usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać.

„Kochana Aniu, znów śniłaś mi się w nocy. Zastanawiam się, jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy wtedy nie rozstali się na dworcu w Gdańsku…”

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Przez trzydzieści pięć lat byłam przekonana, że jestem jedyną kobietą w jego życiu. Owszem, wiedziałam o Annie – pierwszej miłości Krzysztofa z czasów studiów. Opowiadał mi o niej raz czy dwa, zawsze z nostalgią, ale bez szczegółów. Myślałam, że to zamknięty rozdział.

Kolejne listy były coraz bardziej intymne. Pisał o naszym życiu – o mnie, o dzieciach, o pracy – ale zawsze wracał do niej. „Czasem patrzę na Elżbietę i zastanawiam się, czy jest szczęśliwa. Czy ja jestem szczęśliwy?”

Czytałam te słowa i czułam narastającą złość. Jak mógł? Jak mógł przez tyle lat dzielić ze mną życie i jednocześnie tęsknić za kimś innym? Czy nasze małżeństwo było tylko kompromisem? Czy byłam dla niego nagrodą pocieszenia?

W głowie kłębiły mi się pytania bez odpowiedzi. Przez kilka dni nie mogłam spać. Każdy kąt mieszkania przypominał mi o Krzysztofie – ale teraz widziałam go inaczej. Zaczęłam analizować nasze wspólne chwile: czy wtedy, gdy śmialiśmy się przy stole, myślał o niej? Czy kiedy trzymał mnie za rękę w szpitalu po urodzeniu naszego syna, wyobrażał sobie Annę?

Nie wytrzymałam. Zadzwoniłam do naszej córki, Magdy.

– Mamo, co się stało? – zapytała zaniepokojona.

– Magda… znalazłam coś… coś dziwnego. Listy taty do jakiejś kobiety.

– Do kobiety? Jakiej kobiety?

– Do Anny Zielińskiej. Jego pierwszej miłości.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Może to tylko przyjaźń? – próbowała mnie pocieszyć Magda.

– Nie… To nie są listy przyjaciela. On ją kochał. Przez całe życie ją kochał.

Magda przyjechała jeszcze tego samego dnia. Razem czytałyśmy kolejne listy. W jednym z nich Krzysztof pisał: „Nie potrafię zapomnieć tamtego lata nad jeziorem. Czasem myślę, że wszystko potoczyło się nie tak, jak powinno.”

Poczułam się zdradzona – nie fizycznie, ale emocjonalnie. Zaczęłam wątpić we wszystko: w nasze wspólne decyzje, w jego gesty czułości, w słowa „kocham cię”, które powtarzał każdego dnia.

Magda próbowała mnie uspokoić:

– Mamo, tata cię kochał. Wiem to! Może po prostu miał żal do siebie za tamtą młodzieńczą miłość? Może to była tylko nostalgia?

Ale ja nie potrafiłam tak łatwo wybaczyć. Przez kolejne tygodnie chodziłam jak cień po domu. Unikałam znajomych, nie odbierałam telefonów od syna. Czułam się oszukana przez człowieka, któremu oddałam całe swoje życie.

Pewnego dnia postanowiłam odnaleźć Annę Zielińską. Znalazłam ją przez internet – mieszkała w Toruniu, była wdową od kilku lat. Napisałam do niej krótkiego maila: „Jestem żoną Krzysztofa Nowaka. Chciałabym z panią porozmawiać.”

Odpisała niemal natychmiast: „Proszę przyjechać.”

Pojechałam do Torunia z bijącym sercem i głową pełną pytań. Anna okazała się drobną kobietą o siwych włosach i łagodnych oczach.

– Wiedziałam, że kiedyś pani przyjedzie – powiedziała cicho.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.

– Czy pani… czy pani go kochała? – zapytałam drżącym głosem.

Anna spojrzała na mnie ze smutkiem.

– Tak… Ale to było dawno temu. Potem każde z nas poszło swoją drogą. Krzysztof pisał do mnie przez lata… ale nigdy nie przekroczył granicy. Pisał o pani z wielkim szacunkiem i miłością.

Zacisnęłam dłonie na filiżance herbaty.

– Dlaczego mu odpisywała pani?

– Bo był moim przyjacielem… Bo czasem trzeba komuś powiedzieć coś, czego nie można powiedzieć nikomu innemu.

Wracałam do domu z mieszanymi uczuciami: ulga mieszała się ze smutkiem i żalem. Zrozumiałam, że Krzysztof był człowiekiem z krwi i kości – pełnym tęsknot i niespełnionych marzeń. Ale czy to znaczyło, że nasze życie było kłamstwem?

Dziś patrzę na jego zdjęcie i pytam siebie: czy można naprawdę znać drugiego człowieka? Czy miłość to tylko wybór jednej osoby na całe życie? A może każdy z nas nosi w sercu tajemnice, których nigdy nie zdradzi nawet najbliższym?