Na telefonie mojego 63-letniego męża znalazłam wiadomości od innej kobiety: Myślałam, że to przypadek, ale potem wydarzyło się coś, co zmieniło wszystko
– Co to jest, Andrzej? – zapytałam, trzymając w dłoni jego telefon. Moje palce drżały, a serce waliło jak oszalałe. Właśnie wrócił z pracy, rzucił klucze na komodę i poszedł do kuchni zrobić sobie herbatę. Nie chciałam być tą żoną, która grzebie w cudzych rzeczach, ale kiedy telefon zawibrował na stole i zobaczyłam na ekranie imię „Kasia”, coś mnie tknęło. Przecież nie znam żadnej Kasi z jego pracy.
Andrzej spojrzał na mnie zaskoczony, może nawet trochę przestraszony. – Daj spokój, to tylko koleżanka z biura – rzucił szybko i wyciągnął rękę po telefon. Ale ja już zdążyłam przeczytać kilka wiadomości. „Tęsknię za tobą”, „Nie mogę się doczekać jutra”, „Dziękuję za wczoraj”.
W jednej chwili poczułam się jak ktoś obcy we własnym domu. Przez trzydzieści pięć lat byliśmy razem – ja i Andrzej. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie. On był wtedy pewnym siebie chłopakiem z Nowej Huty, ja – nieśmiałą dziewczyną z Podkarpacia. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Był czuły, opiekuńczy, zawsze wiedział, jak poprawić mi humor. Po ślubie zamieszkaliśmy w małym mieszkaniu na osiedlu Ruczaj. Urodziła się nasza córka Magda, potem syn Tomek. Pracowaliśmy ciężko, żeby zapewnić dzieciom wszystko, co najlepsze.
Kiedy dzieci dorosły i wyprowadziły się z domu, zostaliśmy sami. Myślałam, że to będzie nasz czas – podróże, wspólne spacery po Plantach, wieczory z książką i winem. Ale Andrzej coraz częściej zostawał dłużej w pracy albo wychodził „na spotkanie ze znajomymi”. Tłumaczyłam sobie, że to normalne – przecież każdy potrzebuje trochę przestrzeni.
Ale teraz… Teraz wszystko runęło. Próbowałam nie robić sceny. – Andrzej, powiedz mi prawdę. Kim jest Kasia? – spytałam cicho.
Westchnął ciężko i spuścił wzrok. – To nic takiego… Po prostu dobrze nam się rozmawia. Jest młodsza ode mnie, podziwia mnie za doświadczenie…
– Czy spałeś z nią? – przerwałam mu, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Zamilkł na chwilę. – Nie… To znaczy… Nie wiem… To się po prostu… wymknęło spod kontroli.
Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Siedziałam na zimnych kafelkach i płakałam jak dziecko. W głowie miałam tysiące myśli: Czy to moja wina? Może byłam zbyt nudna? Może powinnam była bardziej o siebie dbać?
Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. Andrzej spał na kanapie w salonie. Ja udawałam przed dziećmi przez telefon, że wszystko jest w porządku. Ale nie było.
Pewnego wieczoru zadzwoniła Magda. – Mamo, co się dzieje? Tata brzmi dziwnie przez telefon.
– Nic się nie dzieje, kochanie – skłamałam.
Ale Magda znała mnie za dobrze. – Przyjadę jutro.
Przyjechała rano z wnuczką Zosią. Kiedy Zosia bawiła się w salonie, Magda usiadła naprzeciwko mnie przy stole.
– Mamo, powiedz mi prawdę.
Nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobre. Opowiedziałam jej wszystko: o wiadomościach, o Kasi, o tym, jak bardzo boli mnie zdrada.
Magda złapała mnie za rękę. – Mamo, to nie twoja wina. Tata jest dorosły i sam podejmuje decyzje.
Wieczorem wrócił Andrzej. Zastał nas przy stole w milczeniu.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Usiedliśmy razem w salonie. Magda zabrała Zosię na spacer.
– Andrzej, czy ty mnie jeszcze kochasz? – zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. – Nie wiem… Chyba pogubiłem się w tym wszystkim. Praca, rutyna… Kasia sprawiła, że poczułem się młodszy…
– A ja? Ja już się nie liczę? Trzydzieści pięć lat razem! – krzyknęłam przez łzy.
– Liczysz się… Ale chyba zapomnieliśmy o sobie nawzajem.
Przez kolejne tygodnie próbowaliśmy rozmawiać. Chodziliśmy razem na spacery po parku Jordana, próbowaliśmy wrócić do dawnych zwyczajów: wspólne śniadania, wieczory przy filmach Barei. Ale coś pękło i nie chciało się skleić.
Pewnego dnia znalazłam kolejne wiadomości od Kasi. Tym razem były jeszcze bardziej intymne. Poczułam się upokorzona i zdradzona po raz drugi.
– Andrzej, nie dam rady tak żyć – powiedziałam mu tego wieczoru. – Musisz wybrać: ja albo ona.
Milczał długo. W końcu spakował kilka rzeczy i wyszedł z domu.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu pełnym wspomnień: zdjęcia dzieci na ścianach, stare listy miłosne schowane w szufladzie, zapach jego perfum unoszący się jeszcze w powietrzu.
Minęły dwa miesiące. Andrzej dzwoni czasem do dzieci, czasem pyta przez Magdę, jak się czuję. Ja uczę się żyć na nowo: chodzę na zajęcia jogi dla seniorów, spotykam się z sąsiadkami na kawie, czytam książki do późna w nocy.
Czasem budzę się nad ranem i pytam samą siebie: Czy można jeszcze zaufać komuś po tylu latach? Czy lepiej być samą niż żyć w kłamstwie?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?