„Przepraszam, Marysiu. Spodziewałam się kogoś innego…” – Historia Lindy, która wciąż czeka na swoje dzieci

– Przepraszam, Marysiu. Spodziewałam się kogoś innego… – powiedziałam, otwierając drzwi i widząc moją sąsiadkę z naprzeciwka. Uśmiechnęła się niepewnie, trzymając w ręku domowe ciasto. W jej oczach zobaczyłam cień zawodu, który natychmiast odbił się w moim sercu. Przecież to nie jej wina, że znowu czekałam na kogoś innego.

Mam na imię Linda. Mam 63 lata i mieszkam sama w niewielkim mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Moje życie nie było łatwe – mąż odszedł, gdy najmłodszy syn miał zaledwie dwa lata. Zostałam sama z trójką dzieci: Kasią, Pawłem i Michałem. Przez lata byłam dla nich matką, ojcem, przyjaciółką i nauczycielką. Pracowałam na dwa etaty, żeby niczego im nie brakowało. Nie miałam czasu na własne marzenia czy miłość. Wszystko poświęciłam dla nich.

Teraz każde z nich mieszka w innym mieście. Kasia wyjechała do Gdańska, Paweł do Wrocławia, a Michał do Poznania. Mają swoje rodziny, pracę, obowiązki. Rozumiem to – naprawdę rozumiem. Ale czy to tak wiele – odwiedzić matkę raz na jakiś czas?

Marysia przyniosła mi kawałek sernika i usiadła naprzeciwko przy kuchennym stole. – Linda, nie martw się. Na pewno przyjadą na święta – powiedziała cicho, jakby nie chciała mnie zranić. Uśmiechnęłam się słabo i spojrzałam na telefon leżący na stole. Ostatnia wiadomość od Kasi była sprzed dwóch tygodni: „Mamo, przepraszam, nie dam rady przyjechać w ten weekend. Michałek ma anginę”. Paweł zadzwonił miesiąc temu, żeby pochwalić się awansem. Michał… Michał nie odzywa się prawie wcale.

Czasem zastanawiam się, czy zrobiłam coś źle. Czy byłam zbyt wymagająca? Czy za bardzo ich chroniłam? A może po prostu życie jest takie – dzieci dorastają i odchodzą? Ale przecież są matki, które widują swoje dzieci co tydzień. Są rodziny, które spotykają się na wspólnych obiadach, śmieją się razem i wspierają.

W zeszłym tygodniu miałam urodziny. Siedziałam sama przy stole z tortem kupionym w osiedlowej cukierni. Zadzwoniła tylko Kasia. Paweł wysłał SMS-a: „Sto lat, mamo!”. Michał zapomniał zupełnie. Marysia przyszła z kwiatami i butelką wina. Rozmawiałyśmy do późna o dawnych czasach, o dzieciach, o tym, jak świat się zmienił.

– Linda, musisz zacząć żyć dla siebie – powiedziała wtedy Marysia stanowczo. – Dzieci mają swoje życie. Ty też masz prawo do szczęścia.

Ale jak zacząć żyć dla siebie, kiedy całe życie było się tylko matką? Kiedy każdy dzień wyznaczały potrzeby innych? Kiedy nawet teraz, po tylu latach, budzę się rano i pierwsza myśl to: „Czy dzieci czegoś nie potrzebują?”

Wczoraj zadzwoniła Kasia. – Mamo, wiem, że długo mnie nie było… Może przyjedziesz do nas na święta? – zaproponowała niepewnie. Poczułam ukłucie żalu i radości jednocześnie. Przecież to ja zawsze czekałam na nich tutaj, w naszym domu! Ale może powinnam spróbować? Może to ja powinnam zrobić pierwszy krok?

Wieczorem zadzwonił Paweł. – Mamo, przepraszam, że tak rzadko dzwonię… Wiesz, jak jest… Praca, dzieci…

– Wiem, synku – odpowiedziałam cicho.

– Może przyjedziemy w maju? Zobaczymy…

Zobaczymy… To słowo słyszę najczęściej od moich dzieci.

Czasem myślę o tym wszystkim złością: „Dlaczego ja mam zawsze czekać? Dlaczego nikt nie pyta, czego ja chcę?” Ale potem patrzę na zdjęcia wnuków na lodówce i czuję dumę. Moje dzieci są szczęśliwe. Może to najważniejsze?

Marysia przyszła dziś rano z kawą.

– Linda, idziemy na spacer do parku? – zapytała.

– A jeśli zadzwoni któreś z dzieci? – odpowiedziałam odruchowo.

– To oddzwonisz później – uśmiechnęła się szeroko.

Wyszłyśmy razem na świeże powietrze. Słońce świeciło jasno, a ja poczułam coś dziwnego – lekkość? Nadzieję?

Wieczorem usiadłam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Myśli krążyły wokół dzieci: czy wiedzą, jak bardzo za nimi tęsknię? Czy kiedyś zrozumieją mój smutek i samotność? A może powinnam przestać czekać i zacząć żyć własnym życiem?

Czy każda matka musi być zawsze tylko matką? Czy mamy prawo do własnych marzeń i szczęścia? Czasem zastanawiam się: co by było, gdybym wtedy wybrała inaczej? Ale przecież nie potrafiłabym inaczej…