Nie psujcie swoich dzieci: Opowieść o rodzinnych konfliktach i trudnych wyborach wychowawczych
– Lidia, czy ty naprawdę uważasz, że pozwalanie dzieciom na wszystko to dobry pomysł? – głos mojej teściowej, Wiktorii, rozbrzmiał w kuchni jak dzwon. Stałam przy zlewie, myjąc talerze po niedzielnym obiedzie, a jej słowa przeszyły mnie na wskroś.
Zamarłam na chwilę. Słyszałam już ten ton wiele razy. Wiktoria, matka mojego męża, była kobietą silną i doświadczoną. Wychowała troje dzieci w czasach, gdy wszystko było inne – mniej kolorowe, bardziej surowe. Teraz patrzyła na mnie z tym swoim przenikliwym spojrzeniem, jakby chciała prześwietlić moje serce i znaleźć tam wszystkie błędy, które popełniam jako matka.
– Mamo, nie przesadzaj – odezwał się mój mąż Gerard, próbując rozładować napięcie. – Dzieci są szczęśliwe, to najważniejsze.
Ale Wiktoria nie dawała za wygraną. – Szczęście to nie wszystko. Jeśli nie nauczysz ich odpowiedzialności, będą myśleć, że świat zawsze będzie im wszystko dawał na tacy. A życie tak nie wygląda.
Poczułam, jak narasta we mnie złość i bezradność. Czy naprawdę jestem złą matką? Czy powinnam być bardziej stanowcza? Przecież kocham swoje dzieci – Zosię i Michała – ponad wszystko. Chcę dla nich jak najlepiej. Ale czy to znaczy, że powinnam im wszystkiego zabraniać?
Zosia wbiegła do kuchni z rozwianymi włosami i uśmiechem od ucha do ucha. – Mamo, mogę jeszcze trochę pograć na tablecie? Proszę!
Spojrzałam na nią i zobaczyłam w jej oczach tę samą radość życia, którą miałam jako dziecko. Chciałam ją chronić przed rozczarowaniami świata, ale też nie chciałam być tą złą matką, która ciągle mówi „nie”.
– Jeszcze piętnaście minut – powiedziałam łagodnie.
Wiktoria westchnęła ciężko i spojrzała wymownie na Gerarda. – Widzisz? To się źle skończy.
Wieczorem usiedliśmy z Gerardem w salonie. Dzieci już spały. Przez chwilę milczeliśmy, każde pogrążone w swoich myślach.
– Może mama ma trochę racji – powiedział cicho Gerard. – Ostatnio Michał coraz częściej się obraża, gdy czegoś mu odmawiamy. Zosia też potrafi tupnąć nogą.
Poczułam ukłucie niepokoju. Czy naprawdę coś przegapiłam? Czy jestem za miękka? Przypomniałam sobie własne dzieciństwo – surowego ojca i matkę, która zawsze starała się łagodzić konflikty. Obiecałam sobie wtedy, że moje dzieci będą miały więcej swobody i miłości niż ja.
Ale czy to znaczy, że nie uczę ich odpowiedzialności?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Wiktorią. Zaprosiłam ją na kawę do naszej ulubionej cukierni na Starym Mieście.
– Wiem, że chcesz dobrze – zaczęłam niepewnie. – Ale czasem mam wrażenie, że nie rozumiesz, jak bardzo się staram.
Wiktoria spojrzała na mnie łagodniej niż zwykle. – Lidio, ja też kiedyś byłam młodą matką. Też chciałam dać dzieciom wszystko. Ale życie nauczyło mnie, że czasem trzeba powiedzieć „nie”, nawet jeśli serce pęka.
– Boję się, że jeśli będę za surowa, dzieci mnie znienawidzą – wyznałam cicho.
Wiktoria uśmiechnęła się smutno. – One cię nie znienawidzą. Będą ci wdzięczne, kiedy dorosną. Uwierz mi.
Wróciłam do domu z głową pełną myśli. Wieczorem usiadłam z dziećmi przy stole.
– Słuchajcie – zaczęłam poważnie. – Od dziś ustalamy nowe zasady. Tablet tylko po odrobieniu lekcji i przez godzinę dziennie. I każdy z was ma swoje obowiązki w domu.
Zosia zrobiła obrażoną minę, a Michał zaczął protestować. Ale tym razem nie ustąpiłam.
Przez kilka dni było ciężko. Dzieci próbowały negocjować, płakały, obrażały się. Gerard patrzył na mnie z troską i czasem sam miał ochotę złamać zasady. Ale trwaliśmy razem.
Po tygodniu zauważyłam pierwsze zmiany. Zosia zaczęła sama sprzątać swój pokój bez przypominania. Michał pomógł mi nakryć do stołu i nawet pochwalił się tym babci Wiktorii przez telefon.
Pewnego wieczoru usiedliśmy całą rodziną przy kolacji. Było spokojnie i cicho. Nagle Zosia spojrzała na mnie i powiedziała:
– Mamo, wiesz co? Fajnie jest mieć swoje obowiązki. Czuję się taka dorosła!
Uśmiechnęłam się przez łzy wzruszenia.
Wiktoria zadzwoniła później tego wieczoru.
– Jestem z ciebie dumna – powiedziała krótko.
Patrząc na śpiące dzieci pomyślałam: może nie jestem idealną matką, ale uczę się każdego dnia razem z nimi. Może właśnie o to chodzi w rodzicielstwie?
Czy można znaleźć złoty środek między miłością a dyscypliną? Czy każda matka musi przejść przez własne błędy, żeby naprawdę zrozumieć swoje dzieci? Czasem zastanawiam się, czy kiedykolwiek będziemy pewni swoich wyborów…