Moja córka przestała mnie odwiedzać, gdy dałam wnukowi własne mieszkanie – czy naprawdę wszystko sprowadza się do pieniędzy?
– Mamo, czy ty naprawdę nie widzisz, co robisz? – głos mojej córki, Magdy, drżał od gniewu i rozczarowania. Stała w moim małym salonie, zaciśnięte pięści i oczy pełne łez. – Zawsze faworyzowałaś Michała! Zawsze!
Patrzyłam na nią, nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Przez całe życie starałam się być sprawiedliwa wobec moich dzieci. Michał, mój starszy syn, ma już czterdzieści pięć lat, Magda – czterdzieści dwa. Oboje są dorośli, mają swoje rodziny i własne życie. Ale to ja zostałam sama w tym starym mieszkaniu na warszawskiej Pradze, z widokiem na szare podwórko i wspomnieniami, które czasem bolą bardziej niż samotność.
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, kiedy mój wnuk Kuba – syn Michała – zadzwonił do mnie z prośbą o spotkanie. Był wyraźnie przygnębiony. Siedzieliśmy wtedy w kawiarni przy rondzie Wiatraczna. Kuba miał spuszczoną głowę i bawił się łyżeczką od kawy.
– Babciu, nie wiem już co robić. Z Pauliną spodziewamy się dziecka, a nasze mieszkanie jest za małe. Rodzice nie mogą nam pomóc… – mówił cicho, jakby się wstydził.
Patrzyłam na niego i widziałam w nim tego małego chłopca, którego kiedyś prowadziłam za rękę do przedszkola. Wtedy podjęłam decyzję niemal natychmiast. Miałam jeszcze jedno mieszkanie – kawalerkę po mojej siostrze, którą wynajmowałam od lat. Postanowiłam przekazać ją Kubie.
Nie sądziłam, że ta decyzja wywoła taki huragan w naszej rodzinie.
Magda dowiedziała się o wszystkim przypadkiem. Przyszła do mnie w niedzielę na obiad – jak co tydzień – i usłyszała rozmowę telefoniczną z Michałem. Nie musiałam długo czekać na jej reakcję.
– Dlaczego nie dałaś tego mieszkania mojej Julce? Ona też studiuje w Warszawie! – krzyczała Magda, a jej głos odbijał się echem od ścian.
– Julka ma wsparcie od was, a Kuba naprawdę potrzebuje pomocy… – próbowałam tłumaczyć spokojnie.
– To niesprawiedliwe! Zawsze byłaś bliżej Michała! – rzuciła przez zaciśnięte zęby i wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami.
Od tamtej pory minęły trzy miesiące. Magda nie odezwała się ani razu. Nie odbiera telefonów, nie odpowiada na wiadomości. Wnuczka Julka przestała mnie odwiedzać. Nawet na święta przyszli tylko Michał z rodziną. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu, a ja czułam ciężar tej ciszy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Często wracam myślami do czasów, gdy dzieci były małe. Pamiętam, jak Magda płakała po nocach, bo bała się ciemności, a Michał zawsze ją pocieszał. Pamiętam nasze wspólne wakacje nad morzem i śmiech przy ognisku. Czy naprawdę mogłam wtedy przewidzieć, że wszystko rozbije się o mieszkanie?
Ostatnio spotkałam sąsiadkę, panią Zofię, na klatce schodowej.
– Pani Haniu, co u pani? Dawno nie widziałam Magdy… – zagadnęła życzliwie.
– Nie rozmawiamy teraz… – odpowiedziałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Wieczorami siedzę sama w kuchni i patrzę na zdjęcia rodzinne. Na jednym z nich Magda ma może siedem lat i tuli się do mnie podczas urodzinowego przyjęcia. Co się stało z tą bliskością? Czy naprawdę wszystko sprowadza się do pieniędzy?
Czasem dzwoni Michał.
– Mamo, nie przejmuj się. Magda się obraziła, ale jej przejdzie… – mówi uspokajająco.
Ale ja wiem, że to nie takie proste. Wiem też, że może nigdy już nie będzie jak dawniej.
Najbardziej boli mnie to, że nie mogę porozmawiać z własną córką. Próbowałam pisać listy, zostawiałam wiadomości u jej męża. Bez odpowiedzi.
Wczoraj wieczorem zadzwonił Kuba.
– Babciu… Dziękuję ci jeszcze raz za wszystko. Paulina i ja jesteśmy ci bardzo wdzięczni. Gdyby nie ty… – jego głos był pełen wzruszenia.
– Kuba, ja tylko chciałam pomóc… – szepnęłam.
Po rozmowie długo siedziałam w ciszy. Czy zrobiłam źle? Czy powinnam była podzielić mieszkanie inaczej? A może powinnam była zapytać Magdę o zgodę?
Dziś rano znalazłam w skrzynce pocztowej kartkę od Magdy: „Nie rozumiem cię już, mamo”.
Trzymam ją teraz w dłoni i zastanawiam się: czy naprawdę można stracić dziecko przez jedno mieszkanie? Czy miłość matki to za mało wobec oczekiwań dorosłych dzieci?
Może powinnam była przewidzieć tę burzę. Może powinnam była być bardziej ostrożna. Ale czy można być gotowym na to, że własna córka przestanie cię kochać przez decyzję podjętą z serca?
Czasem patrzę przez okno na szare podwórko i pytam siebie: czy rodzina to jeszcze rodzina, jeśli nie potrafimy sobie wybaczać? Czy materialne rzeczy naprawdę są ważniejsze niż wspólne wspomnienia?
Może ktoś z was zna odpowiedź…