Miłość, pieniądze i żal: Jak wesele mojej córki rozbiło naszą rodzinę
– Mamo, naprawdę myślałam, że dacie mi coś więcej na ślub – powiedziała Ola, patrząc na mnie z wyrzutem. Stałyśmy w kuchni, gdzie jeszcze pachniało ciastem po weselu. Jej oczy były pełne rozczarowania, a ja czułam, jak coś we mnie pęka. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W głowie wciąż miałam obrazy z ostatnich miesięcy: nieprzespane noce, rozmowy z dostawcami, kłótnie z mężem o każdy grosz i łzy zmęczenia, które ukradkiem ocierałam w łazience.
Ola odwróciła się do mnie plecami i zaczęła nerwowo przeglądać telefon. – Wiesz, mama Kamila dała im 10 tysięcy. A wy? Nawet nie połowę tego…
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Przypomniałam sobie, jak jeszcze dwa tygodnie temu siedzieliśmy z mężem przy stole i liczyliśmy pieniądze. Wszystko było już zapłacone: sala weselna pod Warszawą – 25 tysięcy złotych, orkiestra – 7 tysięcy, fotograf – 4 tysiące, suknia ślubna – 6 tysięcy. Do tego tort, dekoracje, fryzjerka, kosmetyczka… Lista wydatków nie miała końca. Zrezygnowaliśmy z wakacji i nowych mebli do salonu. Wszystko dla niej.
– Olu, przecież zapłaciliśmy za całe wesele – powiedziałam cicho. – To był nasz prezent dla was.
Ola prychnęła. – Ale to nie jest prezent! To obowiązek rodziców! Każdy daje coś do koperty, a wy…
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Czy naprawdę moja córka uważa, że to wszystko jej się po prostu należy? Czy nie widzi, ile nas to kosztowało – nie tylko pieniędzy, ale i zdrowia?
Mój mąż Andrzej wszedł do kuchni. Spojrzał na nas i od razu wyczuł napięcie. – Co się dzieje?
– Nic – odpowiedziała Ola chłodno. – Po prostu rozmawiamy o prezentach ślubnych.
Andrzej spojrzał na mnie pytająco. Widziałam w jego oczach zmęczenie i żal. Przez ostatnie miesiące był cieniem samego siebie. Pracował po godzinach, żebyśmy mogli dopiąć budżet. Nawet nie kupił sobie nowych butów na wesele.
– Olu, czy ty naprawdę myślisz, że to wszystko było za darmo? – zapytał spokojnie.
– Nie o to chodzi… Po prostu… wszyscy moi znajomi dostali od rodziców coś więcej. A wy nawet nie daliście nam koperty…
Poczułam łzy pod powiekami. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy z Olą tak szczerze jak matka z córką. Może wtedy, gdy miała dziesięć lat i przyszła do mnie z płaczem po kłótni z koleżanką? Teraz była dorosłą kobietą, a ja czułam się przy niej jak intruz.
– Olu, czy ty naprawdę myślisz, że miłość rodziców mierzy się pieniędzmi? – zapytałam drżącym głosem.
Ola wzruszyła ramionami. – Nie wiem… Może po prostu chciałam poczuć się wyjątkowo w tym dniu.
Wtedy przypomniałam sobie rozmowę z jej teściową na weselu. Pani Grażyna przyszła do mnie z uśmiechem i powiedziała: „Dobrze, że państwo wszystko ogarnęliście. My niestety nie możemy sobie pozwolić na takie wydatki”. Uśmiechnęłam się wtedy grzecznie, choć w środku czułam gorycz. To my zapłaciliśmy za wszystko: za salę, jedzenie dla stu osób, nawet za obrączki musieli dołożyć tylko trochę ze swoich oszczędności.
Po weselu zostały nam tylko długi i poczucie pustki. Ola z Kamilem pojechali w podróż poślubną do Grecji – prezent od jego chrzestnej. My zostaliśmy w domu z rachunkami i milczeniem.
Przez kolejne tygodnie Ola rzadko dzwoniła. Kiedy już się odezwała, rozmowy były krótkie i chłodne. Czułam się tak, jakbym straciła córkę na zawsze.
Pewnego dnia zadzwoniła moja siostra Basia.
– Słyszałam od Oli, że jesteście skąpi…
Zatkało mnie.
– Basia, czy ty wiesz, ile kosztowało to wesele? My nawet nie mamy już oszczędności!
– Ale Ola mówiła…
Przerwałam jej. – Ola nie wie wszystkiego albo nie chce wiedzieć.
Wieczorem usiadłam z Andrzejem przy stole. Milczeliśmy długo.
– Może rzeczywiście powinniśmy byli dać im kopertę? – powiedział cicho.
– Andrzej… My daliśmy im wszystko.
Spojrzał na mnie smutno.
– Może dla niej to za mało.
Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym, gdzie popełniliśmy błąd jako rodzice. Czy za bardzo ją rozpieszczaliśmy? Czy powinniśmy byli nauczyć ją szacunku do pieniędzy?
Kilka dni później Ola przyszła do nas bez zapowiedzi. Była blada i spięta.
– Mamo… Tato… Chciałam przeprosić.
Spojrzeliśmy na nią zdziwieni.
– Rozmawiałam z koleżanką… Powiedziała mi, ile jej rodzice musieli się zadłużyć na jej wesele. Zrozumiałam, że byłam niesprawiedliwa wobec was.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Olu…
Przytuliła mnie mocno.
– Przepraszam, mamo. Dziękuję za wszystko.
Wtedy poczułam ulgę. Ale gdzieś w środku pozostał żal i pytanie: dlaczego tak trudno nam się porozumieć? Czy zawsze będziemy się ranić przez pieniądze?
Czasem patrzę na zdjęcia z wesela i zastanawiam się: czy naprawdę warto było poświęcić tyle dla jednego dnia? Czy rodzicielską miłość można zmierzyć kopertą? Może powinniśmy nauczyć nasze dzieci czegoś innego niż tylko liczenia pieniędzy…