Miłość, obowiązek i wybory: Czy mogę oddać mamę do domu opieki?

– Aniu, nie możesz tak dalej żyć. – Głos Matyldy, mojej przyjaciółki, rozbrzmiewał w mojej głowie, kiedy patrzyłam na mamę śpiącą na starym, skrzypiącym łóżku w naszym małym mieszkaniu na Ochocie. – Masz prawo do własnego życia.

Ale czy naprawdę mam? Czy mogę pozwolić sobie na szczęście, kiedy ona tak bardzo mnie potrzebuje?

Od śmierci taty minęło już pięć lat. Mama, Barbara, była wtedy jeszcze pełna energii, choć już wtedy zaczynała zapominać o drobiazgach. Teraz jej świat skurczył się do czterech ścian, a ja stałam się jej jedyną opiekunką. Każdego ranka budziłam się z lękiem: czy dziś znów zapomni wyłączyć gaz? Czy wyjdzie z domu i nie wróci?

Wszystko zmieniło się, gdy poznałam Mateusza. Pracowity, czuły, zaradny – zupełnie inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam. Poznaliśmy się w pracy, w banku przy Alejach Jerozolimskich. Z początku nie zwracałam na niego uwagi – byłam zbyt zmęczona, zbyt skupiona na codziennych obowiązkach. Ale on był cierpliwy. Przynosił mi kawę, żartował, słuchał moich opowieści o mamie.

Pewnego wieczoru, kiedy wróciłam do domu po wyjątkowo ciężkim dniu, zastałam mamę siedzącą na podłodze w kuchni. Płakała. – Zgubiłam się – szeptała. – Nie wiem, gdzie jestem.

Zadzwoniłam do Mateusza. Przyjechał natychmiast. Pomógł mi położyć mamę do łóżka, zrobił herbatę. Wtedy pierwszy raz poczułam się bezpieczna od lat.

Kilka tygodni później Mateusz zaproponował, żebyśmy zamieszkali razem. – Aniu, chcę być z tobą. Chcę ci pomóc. Możemy wynająć coś większego, nawet dom pod Warszawą. Będziemy mieli przestrzeń…

Zamarłam. – A mama? – zapytałam cicho.

Mateusz westchnął. – Wiesz, że nie damy rady sami się nią zajmować. Praca, dojazdy… Może dom opieki? Są dobre miejsca, sprawdzałem.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Dom opieki? Moja mama? Kobieta, która przez całe życie poświęcała się dla mnie i taty? Która nigdy nie poszła na urlop, bo „dziecko jest ważniejsze”? Która nauczyła mnie czytać i pisać, która tuliła mnie po nocach, gdy bałam się burzy?

Przez kolejne dni chodziłam jak cień. W pracy popełniałam błędy. W domu unikałam rozmów z mamą. Mateusz dzwonił codziennie, próbował mnie przekonać: – Aniu, to nie jest porażka. To troska o nią i o ciebie.

Ale ja nie mogłam się pogodzić z myślą, że oddam ją obcym ludziom.

Pewnej nocy obudził mnie hałas w kuchni. Mama stała przy otwartym oknie i próbowała wyjść na balkon. – Muszę iść do pracy! – krzyczała przerażona.

Objęłam ją mocno i płakałyśmy razem przez długie minuty.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Zofia z Gdańska. – Aniu, musisz pomyśleć o sobie. Twoja mama nie chciałaby, żebyś zmarnowała życie.

Ale czy naprawdę? Czy mama by mi wybaczyła?

W końcu zebrałam się na odwagę i porozmawiałam z Mateuszem twarzą w twarz.

– Nie mogę jej oddać do domu opieki – powiedziałam drżącym głosem. – Nie zasłużyła na to.

Mateusz milczał przez chwilę.

– A my? My zasługujemy na szansę? – zapytał cicho.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

W kolejnych tygodniach próbowałam znaleźć rozwiązanie: opiekunka na kilka godzin dziennie? Ale to kosztuje więcej niż połowa mojej pensji. Przeniesienie mamy do siebie? Mateusz byłby gotów spróbować… ale bałam się, że nasz związek tego nie wytrzyma.

Pewnego dnia mama spojrzała na mnie uważnie i powiedziała: – Aniu, nie chcę być ciężarem.

– Mamo! Nigdy tak nie mów!

– Każdy ma prawo do szczęścia…

Te słowa bolały bardziej niż wszystko inne.

W końcu odwiedziłam kilka domów opieki. Pachniało tam czystością i lekami. Starsze panie siedziały przy oknach i patrzyły w dal. Jedna z nich uśmiechnęła się do mnie smutno: – Córko, nie bój się kochać siebie.

Wróciłam do domu rozbita.

Dziś siedzę przy łóżku mamy i patrzę na jej spokojną twarz. Mateusz czeka na odpowiedź. Moje życie stoi na rozdrożu.

Czy można być dobrą córką i jednocześnie kochać siebie? Czy jestem egoistką, jeśli wybiorę własne szczęście?

Czasem myślę: czy każda miłość musi oznaczać rezygnację z siebie? A może prawdziwe poświęcenie to pozwolić sobie na szczęście… nawet jeśli boli?