Ciężar miłości: Historia matki i córki w cieniu samotności
— Córeczko, przyjedź wieczorem, błagam… Samotnie sobie nie poradzę… — mój głos drżał, gdy wypowiadałam te słowa do słuchawki. Czułam, jak łzy spływają mi po policzkach, a w gardle rośnie gula żalu. — Mamo, jestem zasypana pracą! Przestań marudzić. Dobrze już, przyjadę — usłyszałam w odpowiedzi głos mojej córki, Agnieszki. Był zmęczony, zniecierpliwiony, jakby każda moja prośba była dla niej kolejnym ciężarem.
Odkładam słuchawkę i przez chwilę stoję bez ruchu w pustym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Cisza aż dzwoni w uszach. Kiedyś to mieszkanie tętniło życiem — śmiechem dzieci, zapachem pieczonego ciasta, rozmowami do późna. Teraz słychać tylko tykanie zegara i szum ulicy za oknem. Mam siedemdziesiąt lat. Jestem samotna jak palec.
Mój mąż, Janusz, odszedł pięć lat temu. Zostałam sama z pustką, która z każdym dniem staje się coraz bardziej nieznośna. Agnieszka mieszka na drugim końcu miasta, pracuje w banku, ma dwójkę dzieci i wiecznie brakuje jej czasu. Wiem, że jej życie jest pełne obowiązków, ale czy to znaczy, że ja już nie mam prawa do jej uwagi?
Dziś rano przewróciłam się w łazience. Zwykły poślizg na mokrej podłodze, ale ból w biodrze przypomniał mi, jak kruche stało się moje ciało. Przez godzinę leżałam na zimnych kafelkach, zanim zdołałam się podnieść. Wtedy właśnie zadzwoniłam do Agnieszki. Potrzebowałam jej obecności bardziej niż kiedykolwiek.
Czekając na nią, patrzę przez okno na szare niebo i ludzi spieszących się gdzieś w deszczu. Przypominam sobie czasy, gdy byłam młoda i silna. Gdy to ja opiekowałam się Agnieszką — karmiłam ją, tuliłam, gdy płakała, pomagałam w lekcjach, prowadziłam za rękę przez życie. Teraz role się odwróciły i czuję się jak niechciany bagaż.
Drzwi skrzypią. Agnieszka wchodzi bez słowa, rzuca torbę na krzesło i siada naprzeciwko mnie. Ma podkrążone oczy i zmarszczone czoło.
— Co się stało? — pyta chłodno.
— Przewróciłam się… Boli mnie biodro… — mówię cicho.
— Mamo, ile razy ci mówiłam, żebyś uważała? — wzdycha ciężko. — Nie mogę być tu codziennie. Mam swoje życie.
Czuję ukłucie w sercu. Wiem, że ma rację, ale czy to znaczy, że powinnam radzić sobie sama? Czy starość naprawdę musi być taka samotna?
— Przepraszam… Nie chciałam ci przeszkadzać… — szepczę.
Agnieszka patrzy na mnie przez chwilę z wyrzutem, potem mięknie.
— Dobrze już… Zrobię ci herbaty — mówi łagodniej i idzie do kuchni.
Siedzę w fotelu i obserwuję ją ukradkiem. Kiedyś była moją małą dziewczynką z kucykami i uśmiechem od ucha do ucha. Teraz jest dorosłą kobietą, której nie znam tak dobrze jak kiedyś. Między nami wyrosła ściana niezrozumienia i żalu.
— Mamo… — zaczyna niepewnie Agnieszka, wracając z herbatą. — Może powinnaś pomyśleć o domu opieki? Tam miałabyś ludzi wokół siebie, opiekę…
Czuję, jak świat mi się wali. Dom opieki? Czy naprawdę jestem już tylko problemem do rozwiązania?
— Nie chcę tam iść… To mój dom… Tu są wszystkie moje wspomnienia…
Agnieszka wzdycha bezradnie.
— Ja po prostu nie daję rady… Dzieci, praca… Ty…
Patrzę na nią i widzę w jej oczach zmęczenie i poczucie winy. Wiem, że nie jest jej łatwo. Ale czy to znaczy, że muszę zrezygnować z własnej godności?
Wieczorem Agnieszka wychodzi wcześnie. Zostaję sama z kubkiem zimnej herbaty i tysiącem myśli. Próbuję zadzwonić do sąsiadki, pani Haliny, ale nikt nie odbiera. W telewizji leci jakiś serial o szczęśliwej rodzinie — wyłączam go po minucie.
W nocy długo nie mogę zasnąć. Leżę w łóżku i słucham odgłosów miasta za oknem. Myślę o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie przez ostatnie lata. Jak bardzo zmieniła się relacja z moją córką. Czy to moja wina? Może byłam zbyt wymagająca? Może nie nauczyłam jej okazywać czułości?
Następnego dnia rano budzi mnie telefon.
— Mamo… Przepraszam za wczoraj… Byłam zmęczona… Kocham cię — słyszę cichy głos Agnieszki.
Łzy napływają mi do oczu.
— Ja też cię kocham, córeczko…
Rozłączam się i długo siedzę przy oknie, patrząc na budzące się miasto. Myślę o tym, jak trudno jest być starym w świecie pełnym pośpiechu i obojętności. Jak łatwo stać się ciężarem dla tych, których kochamy najbardziej.
Czy naprawdę na starość zasługujemy tylko na litość i zniecierpliwienie najbliższych? Czy można jeszcze znaleźć miejsce dla siebie w życiu własnych dzieci? Może nie jestem już potrzebna tak jak kiedyś… Ale czy to znaczy, że przestałam być ważna?