Bitwa o Spadek po Dziadku: „Opiekowaliśmy się Nim, Ale Dom Przypadł Im”
– Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę – powiedziałam, patrząc na moją siostrę, Magdę, która z zimną twarzą przeglądała dokumenty na stole w salonie dziadka. W powietrzu unosił się jeszcze zapach jego ulubionej kawy, choć od pogrzebu minęły już dwa tygodnie. Siedziałam na starym fotelu, tym samym, na którym przez ostatnie lata spędzałam z nim wieczory, podając mu leki i słuchając jego opowieści o wojnie i młodości.
– Takie jest życie, Aniu – odpowiedziała Magda bez cienia emocji. – Testament jest jasny. Dom należy do ciotki Ireny i jej syna. My dostajemy tylko pamiątki.
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez ostatnie pięć lat to ja byłam przy dziadku codziennie. To ja zmieniałam mu opatrunki po operacji biodra, gotowałam mu zupę pomidorową według jego przepisu i słuchałam tych samych historii setki razy. Magda wpadała raz na miesiąc, a ciotka Irena? Ostatni raz widziałam ją na świętach trzy lata temu.
Przypomniałam sobie tamten grudniowy wieczór, kiedy dziadek pierwszy raz poprosił mnie o pomoc przy kąpieli. Widziałam w jego oczach wstyd i bezradność, ale nie odmówiłam. Byłam wtedy świeżo po rozwodzie, wróciłam do rodzinnego miasta i nie miałam nikogo poza nim. On był moją rodziną, moim wsparciem. Wtedy obiecałam sobie, że nie pozwolę mu być samotnym.
– To niesprawiedliwe – wyszeptałam, czując łzy pod powiekami. – Przecież to my się nim zajmowaliśmy…
Magda wzruszyła ramionami. – Może dziadek miał swoje powody? Może ciotka Irena go przekonała? Albo po prostu chciał być sprawiedliwy wobec wszystkich dzieci.
Ale ja wiedziałam swoje. Dziadek zawsze powtarzał: „Dom zostanie dla tej, która będzie przy mnie do końca”. Czyżby zmienił zdanie? Czy może ktoś wpłynął na niego w ostatnich miesiącach? Zaczęłam analizować każde spotkanie ciotki Ireny z dziadkiem. Przychodziła coraz częściej, przynosiła mu drogie czekoladki i rozmawiała z nim za zamkniętymi drzwiami. Kiedyś nawet usłyszałam przez przypadek, jak mówiła: „Tato, przecież wiesz, że Ania sobie poradzi. Ma pracę, jest młoda. Ja mam kredyt i dzieci na utrzymaniu…”
Poczułam narastającą złość. Przez te wszystkie lata nikt nie pytał mnie, czy mam siłę, czy chcę rezygnować z własnego życia dla dziadka. Robiłam to z miłości i poczucia obowiązku. Teraz zostałam z pustymi rękami.
Wieczorem zadzwoniła do mnie mama.
– Aniu, nie przejmuj się tym domem. Dziadek cię kochał i to najważniejsze.
– Ale mamo… To nie chodzi tylko o dom. Chodzi o sprawiedliwość! O to, że nikt nie docenił mojego poświęcenia.
Mama westchnęła ciężko.
– Wiesz, jak jest w naszej rodzinie. Każdy patrzy tylko na siebie. Może lepiej odpuścić?
Nie mogłam odpuścić. Następnego dnia pojechałam do kancelarii notarialnej, żeby zobaczyć testament. Notariusz był uprzejmy, ale bezlitosny.
– Testament został sporządzony pół roku temu w obecności dwóch świadków – powiedział spokojnie. – Pański dziadek był w pełni władz umysłowych.
– Czy ktoś mógł go zmusić? – zapytałam z nadzieją.
– Nie mamy na to żadnych dowodów.
Wyszłam stamtąd z poczuciem klęski. Po drodze do domu zadzwoniła do mnie ciotka Irena.
– Aniu, wiem, że jesteś rozczarowana… Ale musisz zrozumieć, że dom był zawsze mój w sercu. To ja tu dorastałam.
– A kto tu był przez ostatnie lata? Kto podawał mu leki i sprzątał po nim? – wybuchłam.
– Nie rozmawiajmy tak – przerwała mi szybko. – Dziadek chciał dobrze dla wszystkich.
Zamknęłam oczy i poczułam łzy spływające po policzkach. Wróciły wspomnienia: jak razem sadziliśmy pomidory w ogrodzie, jak uczył mnie grać w szachy… Czy to wszystko naprawdę nic nie znaczyło?
Przez kolejne dni rodzina zaczęła się dzielić na dwa obozy. Jedni mówili: „Ania ma rację!”, inni: „Testament to testament”. W domu dziadka pojawiły się kartony i worki na śmieci. Magda zabrała stare zdjęcia, ciotka Irena porcelanę po babci. Ja zostałam z pustką i żalem.
Pewnego wieczoru przyszedł do mnie Paweł – mój kuzyn.
– Aniu… Może powinniśmy porozmawiać wszyscy razem? Bez kłótni?
Spojrzałam na niego ze smutkiem.
– A co to zmieni? Dom już nie jest nasz.
Paweł usiadł obok mnie na schodach przed domem.
– Ale może warto powalczyć o pamięć dziadka? O to, żebyśmy nie stali się sobie obcy przez ten dom?
Nie odpowiedziałam od razu. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy naprawdę warto było poświęcać wszystko dla kogoś, jeśli potem zostaje się samemu?
Dziś patrzę na puste okna domu dziadka i zastanawiam się: co jest ważniejsze – materialne rzeczy czy wspomnienia? Czy rodzina zawsze musi się rozpaść przez pieniądze i domy? Może to ja jestem naiwna… Ale czy naprawdę bycie dobrym zawsze oznacza przegraną?