Zdrada, która zaczęła się od jednego telefonu – historia Magdy z Poznania
Telefon zadzwonił o 22:17. Byłam już w łóżku, z książką na kolanach, kiedy usłyszałam znajomy dźwięk. Zdziwiło mnie to, bo Bartek nigdy nie dzwonił o tej porze – zawsze był wtedy w pracy na nocnej zmianie w szpitalu. Odebrałam, a w słuchawce usłyszałam cichy, kobiecy głos:
– Czy to pani Magda Nowicka?
– Tak, słucham…
– Przepraszam, że dzwonię tak późno. Musi pani wiedzieć, że pani mąż nie jest tym, za kogo go uważa…
Serce mi zamarło. Przez chwilę miałam nadzieję, że to głupi żart. Ale głos był zbyt poważny. Zbyt drżący.
– Kim pani jest? – zapytałam, czując jak dłonie mi się pocą.
– To nie ma znaczenia. Proszę tylko spojrzeć na jego telefon. Na pewno znajdzie pani coś, co wyjaśni wszystko.
Rozłączyła się. Przez kilka minut siedziałam nieruchomo, wpatrując się w ciemność sypialni. Bartek wrócił do domu dopiero po szóstej rano. Wszedł cicho, jakby bał się mnie obudzić. Ale ja nie spałam całą noc.
– Magda? Nie śpisz? – zapytał zaskoczony.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam zimno.
Bartek spojrzał na mnie z niepokojem, ale próbował udawać, że wszystko jest w porządku.
– O czym?
– O tym, co ukrywasz przede mną od miesięcy.
Zbladł. Przez chwilę miałam ochotę rzucić mu telefonem w twarz, ale powstrzymałam się. Zamiast tego poprosiłam o jego komórkę. Odmówił. To wystarczyło.
Wybiegłam z mieszkania na klatkę schodową i zadzwoniłam do mojej siostry, Izy. Zawsze była moją podporą, choć sama miała swoje problemy – jej mąż od lat pił i znikał na całe noce.
– Magda, wracaj do domu i nie rób nic pochopnie – powiedziała spokojnie. – Najpierw dowiedz się wszystkiego.
Wróciłam do mieszkania. Bartek siedział na kanapie, patrząc w podłogę.
– Bartek… Jeśli coś jest między tobą a inną kobietą, powiedz mi to teraz. Proszę cię.
Milczał przez długą chwilę. W końcu podniósł wzrok i powiedział:
– To tylko przyjaźń…
Zacisnęłam pięści.
– Przyjaźń? O drugiej w nocy? Kto do ciebie pisze po nocach?
Bartek spuścił głowę.
– Dobrze… To była tylko jedna noc. Przepraszam.
Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Wszystko zaczęło wirować. Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Bartek próbował się tłumaczyć, przynosił kwiaty, gotował obiady – pierwszy raz od lat. Ale ja nie mogłam mu wybaczyć.
Najgorsze było to, że musiałam udawać przed synem – Michałem, który miał wtedy 10 lat. Nie chciałam burzyć jego świata. Udawałam więc przed nim szczęśliwą mamę i żonę, choć w środku czułam się martwa.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa – pani Halina. Zawsze była chłodna i wymagająca.
– Magdo, co ty wyprawiasz? Bartek mówił mi, że robisz mu awantury o nic! Chcesz rozbić rodzinę przez jakieś plotki?
– To nie są plotki – odpowiedziałam drżącym głosem. – On mnie zdradził.
– Każdemu może się zdarzyć! Ty też nie jesteś święta!
Zamarłam. Nigdy nie czułam się tak samotna jak wtedy. Nawet moja matka nie chciała się mieszać – od lat mieszkała z nowym partnerem pod Wrocławiem i miała własne życie.
Zaczęły się codzienne kłótnie o wszystko: o pieniądze (Bartek nagle przestał dokładać się do rachunków), o wychowanie Michała (Bartek zaczął go rozpieszczać prezentami), o zwykłe sprawy domowe (pranie, sprzątanie). Każda rozmowa kończyła się krzykiem lub milczeniem.
Pewnego wieczoru Michał zapytał:
– Mamo, dlaczego tata śpi na kanapie?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Skłamałam:
– Tata jest zmęczony po pracy i nie chce cię budzić rano.
Ale dzieci czują więcej niż nam się wydaje. Michał zaczął mieć problemy w szkole – zamknął się w sobie, przestał rozmawiać z kolegami. Wychowawczyni zadzwoniła do mnie po wywiadówce:
– Pani Magdo, czy w domu wszystko w porządku? Michał jest ostatnio bardzo smutny…
Poczułam się winna wszystkiemu. Próbowałam ratować małżeństwo – poszliśmy nawet na terapię dla par. Ale Bartek nie był szczery. Wciąż pisał z tamtą kobietą – Anetą, jak później odkryłam.
Pewnego dnia znalazłam ich wspólne zdjęcia na Facebooku – uśmiechnięci na koncercie w Warszawie, podczas gdy ja byłam wtedy z Michałem u lekarza.
To był koniec. Spakowałam Bartka rzeczy i wystawiłam walizki za drzwi.
– Magda… Proszę cię…
– Nie chcę cię znać! – krzyknęłam przez łzy.
Przez kilka tygodni żyliśmy z Michałem sami. Było ciężko – musiałam pracować na dwa etaty (w szkole jako nauczycielka i wieczorami korepetycje), żeby utrzymać mieszkanie i syna. Teściowa przestała się odzywać całkowicie. Moja siostra pomagała jak mogła – czasem zabierała Michała na weekendy, żebym mogła odpocząć.
Najgorsze były święta Bożego Narodzenia – pierwsze bez Bartka. Michał płakał przy stole:
– Mamo, dlaczego tata nas zostawił?
Nie umiałam odpowiedzieć.
Po kilku miesiącach Bartek próbował wrócić. Przyszedł z bukietem róż i pierścionkiem:
– Magda… Zrozumiałem swój błąd… Aneta mnie zostawiła… Proszę cię…
Spojrzałam mu prosto w oczy:
– Nie wrócisz tu już nigdy. Zniszczyłeś wszystko.
Dziś minęły dwa lata od tamtych wydarzeń. Wciąż boję się zaufać komukolwiek. Michał powoli wraca do siebie – znalazł przyjaciół w nowej szkole i znów się uśmiecha.
Czasem jednak budzę się w nocy i pytam siebie: czy można jeszcze wierzyć w miłość? Czy zdrada zawsze zostawia blizny na całe życie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?