Zdrada, która rozdarła moją rodzinę: Jak mąż wybrał młodszą i zostawił mnie z niczym
Wszystko zaczęło się w zwykły, szary poniedziałek, kiedy wróciłam z pracy i zobaczyłam na stole list – nie rachunek, nie reklama, ale koperta z moim imieniem, napisanym znajomym, choć jakby obcym już pismem. „Aneto, musimy porozmawiać.” – głos mojego męża, Pawła, drżał, gdy godzinę później wszedł do kuchni. „Nie wiem, jak to powiedzieć… Zakochałem się. W kimś innym. Wyprowadzam się do Justyny.”
Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. „Co ty mówisz? Po tylu latach? Po tym wszystkim?” – wyszeptałam, a łzy same napływały mi do oczu. Paweł stał sztywno, jakby czekał na wyrok. „Nie chcę cię ranić bardziej. Ale nie mogę już żyć w kłamstwie. Justyna jest młodsza… przy niej czuję się znów kimś ważnym.”
Miałam 48 lat, dwóch dorosłych synów – Michała i Bartka – i dom w podwarszawskim Piastowie, który budowaliśmy razem przez dwadzieścia dwa lata. Byliśmy zwyczajną rodziną: on pracował jako kierownik w hurtowni budowlanej, ja byłam nauczycielką w podstawówce. Nie byliśmy bogaci, ale mieliśmy siebie. Przynajmniej tak myślałam.
Wieczorem zadzwoniłam do mojej mamy. „Mamo… Paweł mnie zostawił.” Po drugiej stronie zapadła cisza, a potem usłyszałam tylko: „A nie mówiłam ci, żebyś bardziej o siebie dbała? Faceci tacy są…” Zamiast wsparcia poczułam się jeszcze bardziej winna. Jakby to była moja wina.
Następnego dnia synowie przyszli do mnie – Michał od razu zaczął przeklinać ojca: „Jak on mógł?! Po tylu latach?!” Bartek milczał, patrzył w podłogę. „Mamo, może to i lepiej? Może znajdziesz kogoś, kto cię doceni…” Ale ja nie chciałam nikogo innego. Chciałam mojego starego życia.
Plotki rozeszły się po osiedlu szybciej niż dym z komina. Sąsiadka z naprzeciwka zatrzymała mnie w sklepie: „Pani Aneto, słyszałam… Tak mi przykro. Ale wie pani, faceci w tym wieku…” Czułam się jak bohaterka taniego serialu – wszyscy wiedzieli lepiej ode mnie, co powinnam zrobić.
Najgorsze przyszło po tygodniu. Paweł przyszedł po swoje rzeczy. W kuchni natknął się na Michała.
– „Tata, serio? Zostawiasz mamę dla jakiejś gówniary?”
– „Nie mów tak o Justynie! To nie twoja sprawa!”
– „Nie moja?! Zrujnowałeś nam rodzinę!”
Musiałam ich rozdzielać. Bartek zamknął się w swoim pokoju i przez dwa dni nie wychodził.
Teściowa zadzwoniła po kilku dniach:
– „Anetko, Paweł jest dorosły. Może mu czegoś brakowało? Może za dużo pracowałaś?”
Zacisnęłam pięści ze złości. Czy naprawdę wszyscy uważali, że to moja wina?
W pracy też nie było łatwo. Koleżanki szeptały za moimi plecami:
– „Widzisz? Taka porządna rodzina była…”
– „Może za bardzo się poświęcała dzieciom?”
Czułam się naga pod ich spojrzeniami.
Wieczorami siedziałam sama w salonie i patrzyłam na zdjęcia – ślubne, z wakacji nad Bałtykiem, z komunii chłopców. Każde zdjęcie bolało jak rana. Próbowałam czytać książki, oglądać seriale, ale wszystko przypominało mi o Pawle.
Któregoś dnia zadzwoniła Justyna. Tak, ta Justyna.
– „Pani Aneto… Chciałam tylko powiedzieć, że Paweł naprawdę pana kocha. Nie chciałam nikomu krzywdzić…”
– „To dlaczego to zrobiłaś?” – zapytałam ostro.
– „Nie wiem… To się po prostu stało.” – odpowiedziała cicho i rozłączyła się.
Synowie zaczęli się kłócić między sobą – Michał obwiniał Bartka o to, że nie stanął po mojej stronie wystarczająco mocno. Bartek miał żal do ojca, ale też do mnie – że nie walczyłam o rodzinę bardziej.
Po miesiącu Paweł przestał płacić na dom. Musiałam pójść do prawnika.
– „Pani Aneto, jeśli dom jest wspólny, należy się pani połowa wartości albo prawo do zamieszkania. Ale będzie walczył…”
I walczył. Przysyłał mi pisma przez adwokata – chciał sprzedać dom i podzielić pieniądze na pół.
Mama zaczęła nalegać:
– „Sprzedaj dom i wróć do nas na wieś. Tu cię nikt nie będzie oceniał.”
Ale ja nie chciałam wracać na stare śmieci jak przegrana.
Któregoś dnia spotkałam w sklepie starą koleżankę ze studiów – Ewę.
– „Aneta! Co u ciebie? Wyglądasz na zmęczoną…”
Opowiedziałam jej wszystko przy kawie w pobliskiej cukierni.
– „Wiesz co? Mój mąż też mnie zostawił dla młodszej. Myślałam, że umrę z żalu. Ale potem zaczęłam żyć dla siebie. Zapisałam się na jogę, kurs tańca… Może spróbujesz czegoś nowego?”
Początkowo wzruszyłam ramionami – co mi po jodze czy tańcu?
Ale wieczorem pomyślałam: a może właśnie tego potrzebuję?
Zapisałam się na zajęcia z ceramiki w domu kultury. Pierwszego dnia ręce mi drżały tak bardzo, że prawie rozbiłam gliniany kubek. Ale instruktorka – pani Grażyna – uśmiechnęła się ciepło:
– „Każdy kiedyś zaczyna od zera. Proszę sobie dać czas.”
Z czasem zaczęłam poznawać innych ludzi – samotnych kobiet było więcej niż myślałam. Każda miała swoją historię zdrady albo zawodu.
Synowie powoli zaczęli godzić się z nową sytuacją – Michał znalazł dziewczynę i wyprowadził się do Warszawy; Bartek zaczął studiować zaocznie i pracować dorywczo.
Paweł próbował wrócić po pół roku:
– „Aneta… Justyna mnie zostawiła dla innego. Popełniłem błąd… Może moglibyśmy spróbować jeszcze raz?”
Popatrzyłam mu prosto w oczy:
– „Paweł… Ja już nie jestem tą samą kobietą co kiedyś. Teraz żyję dla siebie.”
Wyszedł bez słowa.
Mama przyjechała do mnie na kilka dni:
– „Jestem z ciebie dumna. Myślałam, że się załamiesz… Ale ty dałaś radę.” Po raz pierwszy od miesięcy poczułam ciepło w sercu.
Dziś minęły dwa lata od tamtego dnia. Mam własną pracownię ceramiczną w piwnicy domu (którego nie sprzedałam). Spotykam się czasem z innymi kobietami na kawie i śmiech przychodzi mi łatwiej niż kiedyś.
Czasem patrzę na stare zdjęcia i zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy lepiej budować życie od nowa niż próbować sklejać coś rozbitego?
A wy – co byście zrobili na moim miejscu? Czy można jeszcze zaufać po takim ciosie?