Wizyta, która zmieniła wszystko: Prawda o rodzinie, której nie znałam

Już od pierwszego kroku na ganek czułam, że powietrze jest gęste od niewypowiedzianych słów. Moje dłonie drżały, kiedy naciskałam klamkę starego, skrzypiącego drzwi domu mojej teściowej. Mąż, Paweł, został w Warszawie – miał ważny projekt w pracy. Ja przyjechałam sama z córką, Amelką, na wieś do teściowej, pani Genowefy. Miało być spokojnie, miało być jak zawsze – ciepło, domowo, z zapachem świeżego chleba i śmiechem dzieci biegających po podwórku. Ale już w progu zobaczyłam jej twarz – napiętą, zaciętą, jakby ktoś właśnie powiedział jej coś bardzo przykrego.

– Dzień dobry, mamo – powiedziałam cicho, próbując się uśmiechnąć.

Genowefa spojrzała na mnie chłodno i tylko skinęła głową. Amelka rzuciła się jej na szyję, a ona przytuliła wnuczkę mocno, jakby chciała ją ochronić przed całym światem. Przez chwilę stałam niezręcznie w korytarzu, czując się jak intruz we własnej rodzinie.

– Chodźcie do kuchni, zupa stygnie – rzuciła teściowa przez ramię.

W kuchni panował porządek aż do przesady. Na stole leżał obrus w czerwone maki, a obok talerzy stał tylko jeden kubek z herbatą. Dla mnie. Dla Amelki kakao. Dla siebie Genowefa nie nalała nic.

– Mamo… wszystko w porządku? – zapytałam niepewnie.

– W porządku? – powtórzyła z goryczą. – A co ma być nie w porządku? Synowa przyjechała na wieś, bo w mieście za głośno?

Zamurowało mnie. Nigdy nie rozmawiałyśmy tak ostro. Amelka patrzyła na nas szeroko otwartymi oczami.

– Babciu…

– Jedz, dziecko – przerwała jej Genowefa i pogłaskała po głowie.

Przez cały obiad milczałyśmy. Czułam narastające napięcie i wiedziałam, że coś się wydarzyło. Po posiłku Amelka wybiegła na podwórko do kuzynów. Zostałyśmy same.

– Mamo… proszę cię, powiedz mi o co chodzi – zaczęłam cicho.

Genowefa spojrzała na mnie długo. W końcu westchnęła ciężko i usiadła naprzeciwko mnie.

– Twój mąż… Paweł…

Serce mi zamarło.

– Co z Pawłem?

– Był tu w zeszłym tygodniu. Sam. Przyjechał późno wieczorem. Myślał, że nie zauważę… Ale widziałam go przez okno. Nie był sam.

Zrobiło mi się słabo.

– Z kim był? – wyszeptałam.

Genowefa zacisnęła usta.

– Z jakąś kobietą. Nie znam jej. Młoda, ładna… Wysiedli z samochodu i weszli do starej stodoły. Myślisz, że jestem ślepa?

Poczułam, jak świat zaczyna mi wirować przed oczami. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

– Może… może to jakaś koleżanka z pracy? Może…

– Nie jestem głupia! – przerwała mi ostro teściowa. – Widziałam ich razem! Przytulali się! A potem Paweł wyszedł sam i nawet się nie pożegnał.

Łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałam wierzyć w to, co słyszę.

– Dlaczego mi to mówisz? – zapytałam drżącym głosem.

– Bo mam już dość kłamstw! – wybuchła Genowefa. – Od lat udajemy wszyscy przed sobą nawzajem! Ty udajesz szczęśliwą żonę, Paweł udaje wiernego męża… A ja mam dość tej komedii!

Wstałam gwałtownie od stołu i wybiegłam z kuchni. Na podwórku Amelka bawiła się z kuzynami, nieświadoma dramatu rozgrywającego się w domu. Oparłam się o ścianę stodoły i rozpłakałam się jak dziecko.

Po chwili usłyszałam za sobą kroki. To była moja szwagierka, Marta.

– Słyszałam… – zaczęła cicho. – Mama jest dziś wściekła na cały świat. Ale… coś jest na rzeczy.

Spojrzałam na nią z rozpaczą.

– Ty też coś wiesz?

Marta spuściła wzrok.

– Paweł od dawna dziwnie się zachowuje. Często wyjeżdża niby służbowo… Ostatnio widziałam go w mieście z tą samą dziewczyną co mama. Trzymali się za ręce.

Poczułam się zdradzona przez wszystkich naraz. Przez męża, przez rodzinę, przez samą siebie – bo przecież czułam od dawna, że coś jest nie tak, ale wypierałam to ze świadomości.

Wieczorem próbowałam zadzwonić do Pawła. Nie odbierał telefonu. Pisałam wiadomości – bez odpowiedzi. Amelka pytała: „Mamo, dlaczego płaczesz?” Nie umiałam jej odpowiedzieć.

Następnego dnia rano Genowefa przyszła do mojego pokoju.

– Przepraszam – powiedziała cicho. – Może nie powinnam była mówić ci tego wszystkiego… Ale nie mogłam już dłużej patrzeć na to wszystko.

Usiadłyśmy razem na łóżku. Po raz pierwszy od dawna poczułam się blisko niej jak z matką.

– Co mam zrobić? – zapytałam bezradnie.

Genowefa objęła mnie ramieniem.

– Musisz walczyć o siebie i o Amelkę. Nie pozwól mu cię krzywdzić. Jesteś silniejsza niż myślisz.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Rozmyślałam o tym wszystkim: o latach spędzonych razem z Pawłem, o naszych planach na przyszłość, o tym jak łatwo można stracić grunt pod nogami przez jedno kłamstwo.

Kiedy wróciłyśmy do Warszawy, Paweł czekał na nas w domu jak gdyby nigdy nic.

– Jak było u mamy? – zapytał beztrosko.

Spojrzałam mu prosto w oczy i po raz pierwszy od lat nie bałam się prawdy.

– Wiesz dobrze jak było – odpowiedziałam chłodno. – Porozmawiamy wieczorem.

Zbladł i spuścił wzrok.

Tego wieczoru rozmawialiśmy długo i szczerze – pierwszy raz od lat padły prawdziwe słowa zamiast półprawd i wymówek. Paweł przyznał się do romansu z koleżanką z pracy. Przeprosił mnie i Amelkę, płakał jak dziecko i błagał o wybaczenie.

Nie wiem jeszcze co zrobię dalej. Wiem tylko jedno: już nigdy nie pozwolę sobie wmówić, że szczęście to udawanie przed światem idealnej rodziny.

Czasem jedna rozmowa potrafi zmienić wszystko… Ale czy lepiej znać bolesną prawdę niż żyć w słodkim kłamstwie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?