„Synowa zaproponowała, żebym przeprowadziła się do nich”: Nie powiedziała tylko, że będę niańką na pełen etat
– Mamo, musimy poważnie porozmawiać – powiedział Tomek, mój syn, patrząc mi prosto w oczy. Siedzieliśmy przy moim starym stole, na którym jeszcze pachniała świeżo zaparzona herbata. Obok niego siedziała Kasia, jego żona, z tym swoim uśmiechem, który zawsze wydawał mi się trochę wymuszony.
– Oczywiście, Tomku. Co się stało? – zapytałam, próbując ukryć niepokój. W powietrzu wisiało coś ciężkiego, coś, co miało zmienić moje życie.
– Zastanawialiśmy się z Kasią… Może chciałabyś przeprowadzić się do nas? – zaczął niepewnie. – Wiesz, dzieci rosną, mamy coraz mniej czasu, a ty jesteś sama…
Kasia wtrąciła się szybko:
– Byłoby ci raźniej. Mamy duży dom, pokój dla ciebie. No i dzieci by miały babcię na miejscu.
Poczułam ciepło w sercu. Przez chwilę uwierzyłam, że chodzi im o mnie. O to, żebym nie była sama. Że chcą mnie bliżej siebie. Przełknęłam łzy wzruszenia i zgodziłam się niemal od razu.
Nie wiedziałam jeszcze wtedy, jak bardzo się myliłam.
Przeprowadzka była szybka. Tomek przyjechał z samochodem dostawczym i pomógł mi spakować rzeczy. Mój stary kredens został w mieszkaniu – „nie będzie pasował do nowoczesnego wnętrza”, powiedziała Kasia. Zostawiłam też większość książek. „Dzieci mogą je podrzeć”, rzuciła mimochodem.
Pierwsze dni były pełne zamieszania. Wnuki – Zosia i Staś – biegały wokół mnie jak szalone. Kasia wychodziła rano do pracy, Tomek znikał jeszcze wcześniej. Zostawałam sama z dziećmi i domem.
– Mamo, możesz dziś zrobić rosół? – pytał Tomek wieczorem.
– Mamo, Zosia ma zajęcia dodatkowe, zawieziesz ją? – prosiła Kasia.
– Mamo, Staś znowu rozlał sok na dywan! – krzyczała Zosia.
Z dnia na dzień stałam się niewidzialna. Byłam jak cień – obecna zawsze wtedy, gdy trzeba było coś ugotować, posprzątać czy zająć się dziećmi. Nikt nie pytał mnie o zdanie. Nikt nie pytał, jak się czuję.
Wieczorami siadałam w swoim pokoju – małym, urządzonym w chłodnych szarościach – i patrzyłam przez okno na ogród Kasi. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Pewnego dnia usłyszałam rozmowę Tomka i Kasi przez uchylone drzwi kuchni:
– Dobrze, że mama jest. Przynajmniej nie musimy płacić za opiekunkę – powiedziała Kasia z ulgą.
– No tak… Ale czasem mam wrażenie, że jest jej tu za dużo – odpowiedział Tomek cicho.
– To niech się bardziej stara nie wtrącać – syknęła Kasia.
Zamarłam. Poczułam się jak worek ziemniaków przestawiany z kąta w kąt. Nie byłam już matką ani babcią – byłam tanią siłą roboczą.
Zaczęłam się buntować w drobnych sprawach. Odmawiałam gotowania obiadu na dwa dni do przodu. Nie sprzątałam po wszystkich bez słowa. Kiedy Kasia poprosiła mnie o wyprasowanie jej bluzki na rano, odpowiedziałam spokojnie:
– Kasiu, jestem twoją teściową, nie gosposią.
Spojrzała na mnie zaskoczona i chyba trochę urażona.
– Przecież to tylko bluzka…
– Ale ja też mam swoje życie – odpowiedziałam cicho.
Tego wieczoru Tomek przyszedł do mojego pokoju.
– Mamo… Kasia jest zmęczona. Pomogłabyś nam bardzo…
– Tomku, ja tu nie jestem tylko po to, żeby wam pomagać – przerwałam mu drżącym głosem. – Chciałam być bliżej was…
Patrzył na mnie długo w milczeniu.
Zosia zaczęła mieć problemy w szkole. Staś coraz częściej płakał bez powodu. Kasia wracała coraz później z pracy i rzucała torbę na podłogę z westchnieniem:
– Nie wiem już, co robić…
Pewnego dnia Zosia przyszła do mojego pokoju i usiadła na łóżku.
– Babciu… czemu jesteś smutna?
Objęłam ją mocno i rozpłakałam się pierwszy raz od lat.
– Bo czasem ludzie myślą, że jak ktoś jest blisko, to już nie trzeba go kochać…
Zosia przytuliła mnie mocniej.
– Ja cię kocham, babciu.
Wkrótce potem wydarzyło się coś jeszcze gorszego. Kasia wróciła z pracy wcześniej niż zwykle i zobaczyła mnie rozmawiającą przez telefon z moją przyjaciółką Wandą.
– Może powinnaś wrócić do siebie? Skoro tak ci źle… – rzuciła lodowatym tonem.
Tomek próbował łagodzić sytuację:
– Kasiu, mama nam pomaga…
– Ale ja nie chcę tu czuć się jak gość we własnym domu! – wybuchła Kasia.
Wtedy pierwszy raz poczułam prawdziwy gniew.
– To ja jestem tu gościem! – krzyknęłam przez łzy. – I chyba czas już wrócić do siebie!
Spakowałam walizkę tej samej nocy. Zosia płakała i błagała mnie, żebym została. Staś tulił się do mojej nogi. Tomek stał bezradny w drzwiach.
– Mamo… może jednak…
– Tomku, muszę zadbać o siebie. Przepraszam…
Wróciłam do swojego pustego mieszkania. Pachniało kurzem i wspomnieniami. Usiadłam na starym fotelu i poczułam ulgę pomieszaną z bólem straty.
Czasem odwiedzają mnie wnuki. Czasem dzwoni Tomek. Kasia już nie rozmawia ze mną przez telefon.
Ale nauczyłam się jednego: nikt nie ma prawa oczekiwać od drugiego człowieka poświęcenia bez miłości i szacunku.
Czy naprawdę rodzina to tylko obowiązek? Czy można być blisko i jednocześnie tak bardzo daleko?