Spacer wśród chmur: Powrót Dawida do życia
Z szarego nieba sypał drobny deszcz. Stałem przez chwilę nieruchomo, tuż za bramą więzienia, która z metalicznym zgrzytem zatrzasnęła się za moimi plecami. Wilgotny pył osiadał na mojej twarzy, a ja wciągałem głęboko powietrze, jakbym chciał wypłukać z siebie wszystkie lata spędzone za kratami. Pasek sportowej torby ciążył mi na ramieniu, ale to nie ciężar rzeczy był najgorszy. Najcięższe było to, co miałem w głowie – strach, niepewność, wstyd.
Ruszyłem szybkim krokiem przed siebie, nie oglądając się za siebie. Każdy krok był jak walka z grawitacją – nogi miałem ciężkie, a serce waliło mi jak oszalałe. W kieszeni miałem tylko kilka złotych i adres – adres domu rodzinnego w podwarszawskiej miejscowości, gdzie mieszkała moja matka i młodsza siostra, Zosia. Ojca już nie było – odszedł, kiedy miałem siedemnaście lat. Może dlatego tak łatwo dałem się wtedy wciągnąć w głupoty.
Deszcz padał coraz mocniej, a ja szedłem przez opustoszałe ulice, czując się jak cień człowieka. W głowie słyszałem głos matki sprzed lat: „Dawidzie, nie rób tego. Nie idź tą drogą.” Ale wtedy byłem głuchy na jej słowa. Teraz każde z nich wracało do mnie jak bumerang.
Kiedy dotarłem pod znajomy dom z czerwonej cegły, serce niemal wyskoczyło mi z piersi. Stałem przez chwilę pod furtką, moknąc coraz bardziej. W końcu zebrałem się na odwagę i zadzwoniłem dzwonkiem. Po chwili drzwi otworzyła Zosia. Wyrosła – miała już prawie dziewiętnaście lat. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia i strachu.
– Dawid? – zapytała cicho.
– To ja… Mogę wejść?
Zosia zawahała się przez moment, ale wpuściła mnie do środka. W korytarzu pachniało starym drewnem i czymś znajomym – może zupą pomidorową, którą mama zawsze gotowała w niedziele. Zosia patrzyła na mnie nieufnie.
– Mama jest w pracy – powiedziała chłodno. – Nie wiem, czy będzie chciała cię widzieć.
Usiadłem na krześle w kuchni, czując się jak intruz we własnym domu. Zosia postawiła przede mną kubek herbaty i usiadła naprzeciwko.
– Dlaczego wróciłeś? – zapytała nagle.
– Nie mam dokąd pójść – odpowiedziałem szczerze. – Chciałbym… zacząć od nowa.
Zosia milczała przez chwilę, bawiąc się łyżeczką.
– Mama bardzo cierpiała przez ciebie. Ja też… Wiesz, ile razy musiałam tłumaczyć się w szkole? Ludzie patrzą na nas jak na przestępców.
Poczułem, jak ściska mnie w gardle.
– Przepraszam… Wiem, że zawiodłem was wszystkich.
Wieczorem wróciła mama. Kiedy mnie zobaczyła, stanęła jak wryta. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa. W jej oczach widziałem zmęczenie i ból.
– Dawid… – wyszeptała. – Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć.
– Mamo… Proszę…
Usiadła naprzeciwko mnie przy stole. Przez długi czas milczeliśmy. W końcu zaczęła mówić – o tym, jak ciężko było jej samej utrzymać dom, jak musiała znosić plotki sąsiadów i spojrzenia ludzi na ulicy. O tym, jak Zosia płakała po nocach.
– Chciałam ci pomóc – powiedziała cicho. – Ale ty nie chciałeś słuchać.
Siedziałem ze spuszczoną głową. Każde jej słowo bolało mnie bardziej niż lata spędzone za kratami.
Przez następne dni próbowałem znaleźć pracę. Nikt nie chciał zatrudnić byłego więźnia. Wszędzie słyszałem to samo: „Przykro mi, ale nie możemy pana przyjąć.” Zaczynałem tracić nadzieję.
Pewnego dnia spotkałem na ulicy starego kolegę z podstawówki, Marcina.
– Dawid! Ty żyjesz! – zawołał z uśmiechem.
– Ledwo… – odpowiedziałem gorzko.
– Słuchaj, może chcesz dorobić trochę na budowie? Szukają ludzi do prostych prac.
Zgodziłem się bez wahania. Praca była ciężka i brudna, ale przynajmniej mogłem poczuć się potrzebny. Wieczorami wracałem do domu wykończony, ale szczęśliwy, że nie muszę już kraść ani kombinować.
Zosia zaczęła powoli się do mnie przekonywać. Pewnego wieczoru przyszła do mojego pokoju z kubkiem herbaty.
– Dawid… Pamiętasz, jak uczyłeś mnie jeździć na rowerze?
Uśmiechnąłem się smutno.
– Pamiętam…
– Chciałabym znów mieć brata. Takiego prawdziwego…
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Postaram się… Obiecuję.
Ale nie wszyscy byli gotowi mi wybaczyć. Pewnego dnia spotkałem na ulicy sąsiadkę, panią Krystynę.
– O! Dawidek wrócił! – powiedziała z przekąsem. – Mam nadzieję, że teraz będziemy mogli spać spokojnie?
Nie odpowiedziałem nic. Wiedziałem, że muszę zasłużyć na drugą szansę.
Najtrudniejsza była noc, kiedy mama przyszła do mojego pokoju i usiadła na brzegu łóżka.
– Dawidzie… Boję się o ciebie. Boję się, że znów skręcisz w złą stronę.
– Mamo… Ja też się boję. Ale chcę być lepszy… dla was.
Objęła mnie pierwszy raz od lat. Poczułem wtedy, że może jeszcze wszystko da się naprawić.
Czasem wychodzę wieczorem na spacer po okolicy. Patrzę w szare niebo i czuję na twarzy drobny deszcz – tak jak wtedy, gdy wyszedłem zza krat. Myślę o tym wszystkim, co straciłem i co jeszcze mogę odzyskać. Czy człowiek naprawdę może zacząć od nowa? Czy rodzina potrafi wybaczyć największe błędy?
Może każdy z nas czasem musi przejść swój własny spacer wśród chmur.