Samotność w małżeństwie. Opowieść o odejściu – historia Magdy i Pawła

Wszystko zaczęło się od trzaśnięcia drzwiami. Była środa, godzina 19:12. Siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w parującą herbatę, kiedy Paweł wrócił do domu. Nie spojrzał na mnie, rzucił klucze na komodę i przeszedł do salonu. W powietrzu wisiała cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy. Wtedy już wiedziałam – coś się wydarzyło. Ale nie miałam odwagi zapytać.

Paweł był moim pierwszym chłopakiem. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie – ja, Magda, dziewczyna z małego miasteczka pod Tarnowem, on – pewny siebie informatyk z Nowej Huty. Z początku wydawało się, że świat stoi przed nami otworem. Miałam 22 lata i marzyłam o wielkiej miłości, rodzinie, dzieciach. On był czuły, opiekuńczy, zabierał mnie na spacery po Plantach i do kina Kijów. Pamiętam, jak kiedyś powiedział: „Magda, przy tobie czuję się jak w domu”.

Po ślubie wszystko się zmieniło. Najpierw były drobne uszczypliwości – „Znowu przypaliłaś obiad?”, „Nie mogłaś lepiej posprzątać?”. Potem pojawiły się dłuższe godziny w pracy, wyjazdy służbowe, coraz mniej rozmów. Kiedy urodził się nasz syn Kuba, myślałam, że to nas zbliży. Ale Paweł coraz częściej znikał wieczorami, tłumacząc się projektami i spotkaniami z kolegami.

Moja mama mówiła: „Wytrzymaj, Magda. Każde małżeństwo ma kryzysy. Mężczyźni są jacy są”. Teściowa powtarzała: „Paweł zawsze był zamknięty w sobie. Musisz go zrozumieć”. A ja? Ja coraz bardziej czułam się jak cień we własnym domu.

Pewnego dnia, gdy Kuba miał cztery lata, znalazłam w pralce damską apaszkę. Nie moją. Serce mi stanęło. Zapytałam Pawła:
– Czyja to?
Spojrzał na mnie z obojętnością:
– Pewnie twoja. Przesadzasz.
Ale wiedziałam, że kłamie.

Od tamtej pory zaczęłam szukać znaków – zapachu perfum na jego koszulach, wiadomości na Messengerze zostawionych przypadkiem na ekranie laptopa. Znalazłam kilka rozmów z kobietą podpisaną „Anka – praca”. Były tam serduszka i żarty, których nigdy nie słyszałam z jego ust.

Zamiast konfrontacji wybrałam milczenie. Bałam się prawdy. Bałam się samotności bardziej niż zdrady.

Kuba rósł, a ja coraz bardziej zamykałam się w sobie. Pracowałam jako nauczycielka polskiego w podstawówce – dzieci dawały mi radość, której nie miałam w domu. Po lekcjach wracałam do pustego mieszkania na osiedlu Ruczaj i gotowałam obiady dla dwóch osób: dla siebie i syna. Paweł wracał późno, czasem po północy.

W weekendy jeździliśmy do jego rodziców do Nowej Huty. Tam musiałam udawać szczęśliwą żonę. Teściowa patrzyła na mnie z wyższością:
– Magda, powinnaś bardziej dbać o siebie. Paweł lubi eleganckie kobiety.
Czułam się jak służąca.

Najgorsze były święta. Wigilia u moich rodziców była pełna ciepła i śmiechu, ale Paweł zawsze narzekał:
– Po co tyle tego jedzenia? Po co te kolędy? Lepiej byśmy pojechali do Zakopanego.
Zazdrościłam siostrze – jej mąż przytulał ją przy stole, całował w policzek. Ja dostawałam od Pawła tylko chłodne spojrzenie.

Pewnego dnia Kuba wrócił ze szkoły zapłakany:
– Mamo, dlaczego tata nigdy nie przychodzi na moje występy?
Nie umiałam odpowiedzieć.

W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam Pawła prosto:
– Kochasz mnie jeszcze?
Wzruszył ramionami:
– Nie wiem. Może nigdy nie kochałem.

To był cios prosto w serce.

Zaczęły się awantury o wszystko: o rachunki, o wychowanie Kuby, o to, że nie mam ambicji. Paweł coraz częściej wychodził z domu bez słowa. Pewnej nocy nie wrócił wcale.

Rano zadzwoniła do mnie jego siostra:
– Magda… Paweł nocował u Anki. Wiesz… tej z pracy.
Poczułam się jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.

Zadzwoniłam do mamy:
– Mamo… Paweł mnie zdradza.
Usłyszałam tylko westchnienie:
– Wiedziałam… Ale nie chciałam ci mówić.

Przez kilka tygodni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Kuba przestał się odzywać do ojca. Ja przestałam jeść i spać. W pracy zauważyła to koleżanka:
– Magda, co się dzieje? Schudłaś strasznie…
Nie umiałam odpowiedzieć.

Któregoś wieczoru Paweł wrócił wcześniej niż zwykle. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole i powiedział:
– Magda… Odchodzę. Zakochałem się w Ance. Chcę rozwodu.
Nie płakałam. Nie krzyczałam. Po prostu poczułam ulgę.

Kuba zamknął się w pokoju i płakał przez całą noc.

Rozwód ciągnął się miesiącami. Paweł walczył o mieszkanie i samochód – jakby to miało mu wynagrodzić lata obojętności wobec nas. Jego rodzina przestała się do mnie odzywać – byłam dla nich winna wszystkiego.

Moja mama przyjeżdżała co weekend z Tarnowa:
– Córeczko, dasz radę. Jesteś silniejsza niż myślisz.
Ale ja czułam się jak wrak człowieka.

Po rozwodzie zostałam sama z Kubą w pustym mieszkaniu na Ruczaju. Przez pierwsze tygodnie nie potrafiłam nawet wyjść do sklepu – bałam się spojrzeń sąsiadów i pytań koleżanek z pracy.

Któregoś dnia Kuba zapytał:
– Mamo… Czy teraz będziemy szczęśliwi?
Przytuliłam go mocno:
– Postaram się synku…

Powoli zaczęłyśmy budować nowe życie – bez Pawła, bez jego krytyki i chłodu. Zaczęłyśmy chodzić razem do kina, na spacery po Błoniach, gotować wspólnie obiady. Odkrywałyśmy siebie na nowo.

Po roku spotkałam przypadkiem Ankę – tę samą kobietę, dla której Paweł mnie zostawił. Była blada i zmęczona.
– Magda… Przepraszam cię za wszystko… Paweł… on nie jest taki łatwy…
Uśmiechnęłam się smutno:
– Wiem o tym najlepiej.

Dziś mija pięć lat od tamtego trzaśnięcia drzwiami. Kuba zdał maturę i wybiera się na studia do Warszawy. Ja nauczyłam się żyć sama – czasem jest ciężko, czasem tęsknię za bliskością drugiego człowieka… Ale już nigdy nie pozwolę sobie wmówić, że jestem nic niewarta.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy samotność jest gorsza od życia z kimś, kto cię nie kocha? Czy lepiej być samą niż udawać przed całym światem szczęście? A Wy… co byście wybrali?