Rozwód, który rozdarł rodzinę: Moje życie po rozstaniu z Markiem

Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłam na kanapie. – Znowu wróciłeś późno, Marek? – rzuciłam przez zaciśnięte zęby, nie odrywając wzroku od telewizora. W odpowiedzi usłyszałam tylko ciężkie kroki i szelest kurtki rzucanej na podłogę. – Przecież już nie muszę się tłumaczyć, prawda, Magda? – odpowiedział z przekąsem. Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale powstrzymałam się. To nie był śmiech radości, raczej desperacji.

Miesiąc temu podpisaliśmy papiery rozwodowe. Miesiąc temu miałam nadzieję, że wszystko się zmieni – że odzyskam spokój, że Marek wyprowadzi się z mojego mieszkania, że w końcu będę mogła oddychać pełną piersią. Tymczasem on wciąż tu był. Każdego dnia przypominał mi o tym, co straciłam i o tym, co nigdy nie wróci.

– Magda, musimy pogadać – zaczął, siadając naprzeciwko mnie. – Nie mam gdzie iść. Mama powiedziała, że nie ma dla mnie miejsca, a do brata się nie wybieram. Wiesz, jak jest z Krzyśkiem…

– To nie mój problem – przerwałam mu ostro. – Umawialiśmy się, że masz miesiąc na wyprowadzkę. Dzisiaj jest ostatni dzień.

Marek spojrzał na mnie z wyrzutem. – Naprawdę chcesz mnie wyrzucić na bruk?

– Chcę odzyskać swoje życie! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Przez lata znosiłam twoje kłamstwa, twoje wieczne „zaraz”, twoje obietnice bez pokrycia…

– Przesadzasz! – rzucił. – Próbowałem się starać!

– Starałeś się? – parsknęłam śmiechem. – Przez pięć lat słyszałam tylko bajki o awansach i podwyżkach, a potem dowiadywałam się od sąsiadki, że dalej pracujesz na kasie w Biedronce! Nawet nie miałeś odwagi powiedzieć mi prawdy!

Marek spuścił głowę. Przez chwilę milczeliśmy. W pokoju unosił się zapach starego dymu papierosowego i niedopitej kawy. Nagle usłyszałam dźwięk telefonu. To była moja mama.

– Magda, czy on dalej tam jest? – zapytała bez przywitania.

– Tak, mamo. Dzisiaj ma się wyprowadzić.

– Nie pozwól mu zostać ani dnia dłużej! On cię tylko wykorzystuje! Pamiętaj, co mówiła ci ciotka Basia: „Jak raz dasz się wejść na głowę, już nigdy nie zejdziesz”.

Westchnęłam ciężko. Mama zawsze była stanowcza, ale teraz jej rady brzmiały jak rozkaz.

Po rozmowie poszłam do kuchni. Marek stał przy oknie i patrzył na deszczowe podwórko.

– Magda…

– Nie zaczynaj znowu – przerwałam mu. – Pakuj rzeczy.

– A jeśli… jeśli byśmy spróbowali jeszcze raz? – zapytał cicho.

Odwróciłam się gwałtownie. – Po czym? Po tym wszystkim? Po tych wszystkich kłamstwach? Po tym, jak zostawiłeś mnie samą z kredytem i problemami?

– Przepraszam…

– Za późno na przeprosiny.

Wtedy zadzwonił domofon. To była moja siostra, Kasia.

– Magda! – weszła bez pukania. – On jeszcze tu jest?

– Tak…

– No to świetnie. Marek, pakuj manatki i wynocha! Moja siostra już wystarczająco przez ciebie wycierpiała!

Marek spojrzał na nią z pogardą. – Nie będziesz mi rozkazywać!

– A kto ma ci rozkazywać? Mama cię nie chce, brat cię nie chce… Może w końcu zrozumiesz, że sam sobie jesteś winien!

Wybuchła awantura. Krzyki niosły się po całym bloku. Sąsiadka zza ściany zaczęła walić w ścianę miotłą.

W końcu Marek zaczął pakować swoje rzeczy do starej torby sportowej. Patrzyłam na niego i czułam mieszankę ulgi i żalu. Przez chwilę przypomniałam sobie nasze wspólne chwile: pierwszy wyjazd nad morze do Międzyzdrojów, śmiech na rowerach w lesie Kabackim, wieczory przy winie i marzenia o własnym domu.

Ale te wspomnienia były już tylko cieniami.

Kiedy wyszedł, usiadłam na podłodze i rozpłakałam się jak dziecko. Kasia objęła mnie ramieniem.

– Dobrze zrobiłaś – powiedziała cicho.

– Ale dlaczego czuję się tak podle? – wyszeptałam.

– Bo kochałaś go kiedyś naprawdę…

Wieczorem zadzwoniła teściowa. Zawsze była chłodna wobec mnie, ale teraz jej głos był lodowaty.

– Magda, jak mogłaś wyrzucić mojego syna na ulicę?

– Pani syn miał miesiąc na znalezienie mieszkania. To nie ja go wyrzuciłam, tylko życie.

– Jesteś bez serca!

Rozłączyła się bez pożegnania.

Następnego dnia w pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanka z biura, Iwona, zauważyła moje czerwone oczy.

– Magda… wszystko w porządku?

Pokręciłam głową.

– Rozwód to nie koniec świata – powiedziała cicho. – Ja też przez to przeszłam. Najgorsze są pierwsze tygodnie… Potem będzie lepiej.

Chciałam jej uwierzyć, ale nie potrafiłam.

Wieczorem zadzwonił Marek.

– Magda… przepraszam za wszystko. Znalazłem pokój u kolegi z pracy. Chciałem tylko powiedzieć… dziękuję za te wszystkie lata.

Nie odpowiedziałam nic. Po prostu odłożyłam słuchawkę i patrzyłam przez okno na rozświetlone światłami miasto.

Czy można naprawdę zacząć od nowa, kiedy tyle lat życia zostaje za drzwiami? Czy da się jeszcze zaufać komuś po tylu ranach? Czekam na wasze historie…