Porzucony na początku: Niewidzialne zmagania Eryka

„Dlaczego mnie zostawili?” – to pytanie zadawałem sobie przez całe życie. Moje pierwsze wspomnienie to zimne, białe ściany szpitala, gdzie pielęgniarki szeptały między sobą, patrząc na mnie z litością. Miałem zaledwie kilka godzin, kiedy moi rodzice postanowili, że nie chcą mnie w swoim życiu. Powód? Rzadka choroba genetyczna, która sprawiła, że byłem dla nich zbyt dużym ciężarem.

Dorastałem w systemie opieki zastępczej, przeskakując z jednego domu do drugiego jak piłeczka pingpongowa. Każda nowa rodzina była jak nowy rozdział w książce, której nigdy nie chciałem czytać. Niektóre z tych rodzin były dobre, inne mniej. Ale żadna z nich nie była moją prawdziwą rodziną. Zawsze czułem się jak intruz, jak ktoś, kto nie pasuje do reszty.

Pamiętam jeden szczególny dzień, kiedy miałem osiem lat. Byłem wtedy w domu państwa Kowalskich. To była jedna z tych lepszych rodzin. Pani Kowalska była miła i zawsze starała się, żebym czuł się jak w domu. Pewnego dnia zapytała mnie: „Eryku, co chciałbyś robić, kiedy dorośniesz?”. Zaskoczyło mnie to pytanie. Nigdy wcześniej nikt nie pytał mnie o moje marzenia. Odpowiedziałem bez zastanowienia: „Chciałbym być lekarzem i pomagać dzieciom takim jak ja”.

Ale życie miało dla mnie inne plany. Moja choroba sprawiała, że często byłem w szpitalu. Każda infekcja mogła być dla mnie niebezpieczna. Czułem się jak więzień we własnym ciele. Każda nowa diagnoza była jak wyrok, który odbierał mi nadzieję na normalne życie.

Kiedy miałem piętnaście lat, trafiłem do kolejnej rodziny zastępczej. Państwo Nowakowie byli surowi i wymagający. Pan Nowak często mówił: „Musisz być silny, Eryku. Życie nie jest łatwe”. Ale jak mogłem być silny, kiedy czułem się tak słaby? Każdego dnia walczyłem z bólem i poczuciem odrzucenia.

W szkole było jeszcze gorzej. Dzieci potrafią być okrutne. Śmiali się ze mnie, nazywali „dziwakiem” i „inwalidą”. Nie miałem przyjaciół. Byłem sam. Czasami zastanawiałem się, czy kiedykolwiek znajdę kogoś, kto mnie zaakceptuje takim, jakim jestem.

Pewnego dnia, podczas jednej z wizyt kontrolnych w szpitalu, spotkałem doktora Zielińskiego. Był to starszy mężczyzna o łagodnym uśmiechu i ciepłym spojrzeniu. Zapytał mnie o moje zainteresowania i plany na przyszłość. Opowiedziałem mu o moim marzeniu zostania lekarzem. Uśmiechnął się i powiedział: „Eryku, nigdy nie przestawaj marzyć. Twoja choroba nie definiuje tego, kim jesteś”.

Te słowa były dla mnie jak promyk nadziei w ciemności. Zacząłem wierzyć, że może jednak mam szansę na lepsze życie. Zacząłem się bardziej starać w szkole i angażować w różne projekty.

Jednak życie nie przestawało rzucać mi kłód pod nogi. Kiedy miałem osiemnaście lat, musiałem opuścić system opieki zastępczej i zacząć samodzielne życie. Było to przerażające doświadczenie. Nie miałem nikogo, kto mógłby mi pomóc ani żadnego miejsca, które mógłbym nazwać domem.

Znalazłem pracę jako pomocnik w lokalnym sklepie spożywczym i wynająłem małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Było ciężko, ale przynajmniej byłem niezależny.

Pewnego dnia otrzymałem list od doktora Zielińskiego. Zaprosił mnie na spotkanie do swojego gabinetu. Okazało się, że pamiętał o moim marzeniu i chciał mi pomóc je zrealizować. Dzięki jego wsparciu udało mi się dostać stypendium na studia medyczne.

Studia były trudne, ale dawały mi poczucie celu i sensu życia. Poznałem tam ludzi, którzy mnie akceptowali i wspierali. Po raz pierwszy w życiu czułem się częścią czegoś większego.

Dziś jestem lekarzem pediatrą i pomagam dzieciom takim jak ja kiedyś byłem – zagubionym i potrzebującym wsparcia. Każdego dnia staram się być dla nich tym, kim doktor Zieliński był dla mnie – promykiem nadziei w ciemności.

Czasami zastanawiam się nad moimi biologicznymi rodzicami. Czy kiedykolwiek myślą o mnie? Czy żałują swojej decyzji? Ale potem przypominam sobie słowa doktora Zielińskiego: „Twoja choroba nie definiuje tego, kim jesteś”. I wiem, że jestem kimś więcej niż tylko dzieckiem porzuconym na początku życia.

Czy naprawdę potrzebujemy biologicznej rodziny, aby odnaleźć swoje miejsce na świecie? Czy to nasze wybory i ludzie, których spotykamy po drodze, definiują naszą prawdziwą rodzinę?