On zamieszka z nami… Ale czy na pewno?
Dzwonek do drzwi rozdarł ciszę mojego mieszkania w środku listopadowego popołudnia. Właśnie wróciłam z pracy, zmęczona po ośmiu godzinach w rejestracji przychodni na Pradze. Zrzuciłam buty, powiesiłam płaszcz i już miałam nalać sobie herbaty, gdy usłyszałam ten dźwięk – natarczywy, jakby ktoś chciał wybić mnie z codziennego letargu. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam moją córkę, Martę, z młodym chłopakiem o nieco zbyt pewnym siebie spojrzeniu.
– Cześć, mamo – rzuciła Marta, całując mnie w policzek. – To jest Damian. Będzie z nami mieszkał.
Zamarłam. Przez chwilę miałam nadzieję, że to żart. Ale Damian już zdejmował buty i rozglądał się po moim przedpokoju, jakby oceniał metraż.
– Dzień dobry, pani Anno – powiedział z uśmiechem, który bardziej przypominał grymas.
– Dzień dobry… – wydukałam, próbując zebrać myśli. – Może wejdziecie do kuchni?
Marta przeszła jak burza przez korytarz, a Damian za nią. Zostawił plecak na podłodze i rozsiadł się na mojej kanapie.
– Mamo, co mamy na kolację? – zapytała Marta, jakby była znowu dzieckiem.
– Zupa pomidorowa i naleśniki – odpowiedziałam, próbując zachować spokój.
– Ja nie jem pomidorowej – rzucił Damian bez cienia skrępowania. – A naleśniki to tylko z nutellą.
Spojrzałam na Martę pytająco. Ona tylko wzruszyła ramionami.
– Mamo, Damian jest wegetarianinem. Musisz się przyzwyczaić.
Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Ale zamiast tego poczułam narastającą gulę w gardle. Przez lata byłam sama – po rozwodzie z ojcem Marty nie miałam nikogo poza nią. Wszystko robiłam dla niej: zapisy do najlepszych szkół, korepetycje z angielskiego, nawet te nieszczęsne lekcje gry na pianinie, które tak szybko porzuciła. A teraz ona przyprowadza chłopaka i oznajmia mi, że będzie tu mieszkał?
– Marta… – zaczęłam cicho. – Może najpierw porozmawiamy?
– O czym tu gadać? – przerwała mi córka. – Damian nie ma gdzie mieszkać. U niego w domu jest dramat, matka pije, ojciec wyjechał do Niemiec. Przecież nie wyrzucisz go na bruk?
Damian spojrzał na mnie wyzywająco.
– Nie jestem bezdomny – powiedział. – Po prostu chcemy być razem.
Poczułam się jak intruz we własnym domu. Przez kolejne dni próbowałam się dostosować. Gotowałam bezmięsne obiady, znosiłam wieczorne imprezy w pokoju Marty i Damiana, a nawet przymykałam oko na zapach papierosów na klatce schodowej. Ale z każdym dniem czułam się coraz bardziej niewidzialna.
Pewnego wieczoru wróciłam późno z pracy. W kuchni panował chaos: brudne talerze piętrzyły się w zlewie, na stole leżały resztki pizzy i puszki po piwie. Damian siedział przy stole i grał na telefonie.
– Damian, możesz posprzątać po sobie? – zapytałam spokojnie.
– Marta zaraz wróci, ona to ogarnie – odburknął nawet nie podnosząc wzroku.
Zacisnęłam pięści. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam sprzątać sama. Po chwili do kuchni weszła Marta.
– Mamo, czemu się czepiasz? Damian miał ciężki dzień na uczelni.
– A ja miałam lekki? – zapytałam ostro. – Pracuję cały dzień, wracam do domu i muszę sprzątać po dorosłych ludziach?
Marta spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Przesadzasz. Chcesz nas wyrzucić? Bo jeśli tak, to powiedz wprost!
Nie odpowiedziałam. Poszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Po raz pierwszy od lat poczułam się naprawdę samotna.
Następnego dnia zadzwoniła moja siostra, Ewa.
– Anka, co się dzieje? Słyszałam od mamy, że masz nowego lokatora?
Opowiedziałam jej wszystko przez łzy.
– Musisz postawić granice – powiedziała stanowczo Ewa. – To twoje mieszkanie. Nie możesz pozwolić, żeby ktoś cię traktował jak służącą.
Wiedziałam, że ma rację. Ale jak powiedzieć to Marcie? Jak nie zranić własnego dziecka?
Wieczorem zebrałam się na odwagę.
– Marta, musimy porozmawiać – zaczęłam spokojnie.
– O co chodzi? – zapytała podejrzliwie.
– Kocham cię i zawsze będziesz moją córką. Ale to jest mój dom i obowiązują tu moje zasady. Jeśli chcecie tu mieszkać razem z Damianem, musicie szanować mnie i mój wysiłek. Każdy sprząta po sobie, gotuje na zmianę i dokłada się do rachunków.
Marta spojrzała na mnie jakbym właśnie zdradziła największą tajemnicę świata.
– Myślałam, że jesteś inna…
Damian wszedł do kuchni i usłyszał ostatnie zdanie.
– Jeśli nie chcesz nas tu, powiedz to wprost! – rzucił agresywnie.
Zebrałam całą odwagę:
– Nie chcę być traktowana jak służąca we własnym domu. Jeśli nie odpowiadają wam moje zasady, możecie poszukać innego miejsca.
Marta wybiegła z płaczem do swojego pokoju. Damian trzasnął drzwiami od łazienki tak mocno, że aż spadł obrazek ze ściany.
Przez kolejne dni panowała cisza. Marta prawie się do mnie nie odzywała. Damian wychodził rano i wracał późno w nocy. Czułam się winna i jednocześnie wściekła na siebie za tę winę.
W końcu przyszedł dzień decyzji. Marta spakowała kilka rzeczy do walizki.
– Wyprowadzamy się do koleżanki Damiana – powiedziała chłodno. – Skoro nie chcesz nam pomóc…
Chciałam ją zatrzymać, przytulić jak dawniej… Ale wiedziałam, że muszę pozwolić jej dorosnąć.
Zamknęły się za nimi drzwi. Zostałam sama w pustym mieszkaniu pełnym wspomnień i niedokończonych rozmów.
Wieczorem usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na światła miasta. Czy zrobiłam dobrze? Czy bycie matką oznacza rezygnację z własnych granic dla szczęścia dziecka? A może czasem trzeba pozwolić odejść… żeby każdy mógł odnaleźć siebie?