Nikim w tym domu – historia Haliny
— Kim ty w ogóle jesteś, żeby mi rozkazywać? — Janek odwrócił się gwałtownie od lodówki, trzymając w ręku puszkę piwa. — Jesteś nikim w tym domu! Jasne?
Stałam przy kuchence, mieszając rosół. Moje dłonie drżały tak mocno, że chochelka zadźwięczała o brzeg garnka. Zupa bulgotała cicho, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu. — Nikim? — powtórzyłam cicho, prawie szeptem. — A czy nie jestem tą, która codziennie gotuje ci obiady? Która sprząta po tobie i twoich kolegach? Która pamięta o twoich urodzinach, nawet jeśli ty zapominasz o moich?
Janek tylko prychnął i wyszedł z kuchni, trzaskając drzwiami. Zostałam sama z zapachem rosołu i ciężarem tych słów. Nikim. Powtarzałam to w myślach jak przekleństwo. Nikim. Przecież kiedyś byłam kimś. Byłam Haliną z liceum, która śmiała się najgłośniej na szkolnych korytarzach. Byłam tą, która marzyła o podróżach, o własnej kwiaciarni, o życiu pełnym kolorów.
A potem poznałam Janka. Był wtedy inny — czuły, zabawny, potrafił mnie rozśmieszyć nawet w najgorszy dzień. Miałam dwadzieścia dwa lata i wydawało mi się, że świat stoi przede mną otworem. Szybko się pobraliśmy, bo „tak trzeba”, bo „czas już na rodzinę”. Potem pojawiła się Zosia, nasza córka. I wtedy wszystko zaczęło się zmieniać.
Janek coraz częściej wracał do domu późno, coraz częściej z piwem w ręku. Ja zostawałam z Zosią sama — przewijałam, karmiłam, usypiałam. On mówił: „Przecież pracuję na was”. A ja czułam się coraz bardziej niewidzialna.
Zosia dorosła, wyjechała na studia do Krakowa. Zostałam sama z Jankiem i jego wiecznymi pretensjami. Każdy dzień wyglądał tak samo: śniadanie, sprzątanie, zakupy, obiad, kolacja. Czasem dzwoniła Zosia, pytała: „Mamo, jak tam?”. Odpowiadałam: „W porządku”, bo nie chciałam jej martwić.
Ale dziś coś we mnie pękło. Te słowa Janka — „jesteś nikim” — bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przypomniały mi wszystkie chwile, kiedy czułam się nieważna: kiedy zapomniał o naszej rocznicy ślubu; kiedy wyśmiał mój pomysł na kurs florystyczny; kiedy powiedział przy znajomych: „Halina to tylko domem się zajmuje”.
Wieczorem usiadłam przy stole z kubkiem herbaty. W kuchni panowała cisza, tylko zegar tykał monotonnie. Myśli krążyły mi po głowie jak natrętne muchy. Czy naprawdę jestem nikim? Czy przez te wszystkie lata nie zasłużyłam na szacunek? Czy bycie żoną i matką to za mało?
Nagle usłyszałam dźwięk telefonu. To była Zosia.
— Mamo? Słychać cię?
— Tak, kochanie — odpowiedziałam drżącym głosem.
— Wszystko w porządku? Brzmisz… smutno.
Zawahałam się przez chwilę.
— Zosia… czy ty myślisz czasem o mnie? O tym, jaka byłam kiedyś?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Mamo… zawsze myślę o tobie. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie.
Łzy popłynęły mi po policzkach.
— Czasem mam wrażenie, że nikogo nie obchodzę — wyszeptałam.
— Mamo! Nie mów tak! Jesteś cudowna! Gdyby nie ty… nie byłabym tu, gdzie jestem.
Po rozmowie długo siedziałam w ciemności. Wspomnienia wracały falami: pierwszy dzień szkoły Zosi; wieczory spędzone na szyciu jej sukienek; zapach świeżych kwiatów na stole. Przecież to wszystko miało znaczenie! Moje życie miało sens!
Następnego dnia Janek wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Usiadł przy stole i spojrzał na mnie spod byka.
— Co na obiad?
— Nie wiem — odpowiedziałam spokojnie. — Dziś nie gotowałam.
Zaskoczenie przemknęło mu po twarzy.
— Jak to?
— Tak to. Jestem zmęczona.
Janek milczał przez chwilę.
— Co ci znowu odbiło?
Poczułam narastający gniew.
— Może tobie coś odbiło? Może czas zauważyć, że nie jestem twoją służącą?
Patrzył na mnie zdziwiony. Nigdy wcześniej nie podniosłam na niego głosu.
— Halina… co ty wygadujesz?
— Mówię prawdę. Przez lata dawałam z siebie wszystko dla tej rodziny. A ty? Potrafisz tylko krytykować i ranić.
Janek spuścił wzrok.
— Przesadzasz…
— Nie! To ty przesadzasz! — krzyknęłam i poczułam ulgę.
Wieczorem zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Basia.
— Halinko, słyszałam waszą kłótnię… Wszystko dobrze?
Zawahałam się.
— Sama nie wiem… Chyba pierwszy raz od lat powiedziałam Jankowi, co czuję.
Pani Basia westchnęła.
— Dobrze zrobiłaś. Nie daj sobą pomiatać.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół ostatnich dni. Czy potrafię jeszcze być szczęśliwa? Czy mogę coś zmienić?
Rano obudziłam się z dziwnym uczuciem lekkości. Postanowiłam pójść na spacer do parku. Po drodze minęłam kwiaciarnię — tę samą, o której kiedyś marzyłam. Weszłam do środka i poczułam zapach świeżych róż i frezji.
— Dzień dobry! W czym mogę pomóc? — zapytała młoda dziewczyna za ladą.
Uśmiechnęłam się niepewnie.
— Chciałabym… może… zapytać o pracę?
Dziewczyna spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
— Szukamy kogoś do pomocy! Ma pani doświadczenie?
— Trochę… zawsze kochałam kwiaty.
Wyszłam z kwiaciarni z sercem pełnym nadziei. Może jeszcze nie wszystko stracone? Może mogę być kimś — dla siebie?
Wieczorem Janek znów próbował zaczepić mnie kąśliwym komentarzem, ale tym razem już się nie przejęłam. Odpowiedziałam spokojnie i zajęłam się swoimi sprawami.
Patrzę teraz w lustro i widzę kobietę zmęczoną życiem, ale też silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Czy naprawdę można być nikim we własnym domu? A może to my sami musimy sobie przypomnieć, kim jesteśmy i ile jesteśmy warci?