Mój dorosły syn wrócił do domu po rozwodzie — a moje życie zamieniło się w chaos. Czy jestem złą matką, że chcę odzyskać spokój?

— Mamo, gdzie są moje klucze?! — Tomek krzyknął z przedpokoju, a ja poczułam, jak narasta we mnie irytacja. Klucze leżały na stole, pod stertą jego papierów, rachunków i pustych puszek po energetykach. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystkim i wyjść z domu, ale przecież to mój dom. Mój azyl, który przez ostatnie lata pielęgnowałam z czułością i dumą.

Jeszcze trzy miesiące temu żyłam spokojnie. Po śmierci męża nauczyłam się cenić ciszę, porządek i własne rytuały. Każda filiżanka herbaty o poranku smakowała wolnością. A potem Tomek zadzwonił: „Mamo, Magda mnie zostawiła. Nie mam gdzie się podziać. Mogę wrócić na chwilę?”

Oczywiście, że mogłeś, synku. Przecież jesteś moim dzieckiem. Ale nikt nie przygotował mnie na to, co miało nadejść.

Od pierwszego dnia jego powrotu mieszkanie zaczęło żyć własnym życiem. Wszędzie walające się ubrania, brudne talerze w zlewie, buty porozrzucane po całym korytarzu. Znikały moje ulubione kubki, a w łazience pojawiły się męskie kosmetyki o zapachu, który przyprawiał mnie o ból głowy. Najgorsze jednak były wieczory — kiedy Tomek siedział przy stole, wpatrzony w ekran laptopa, z butelką piwa i miną człowieka, który stracił wszystko.

— Mamo, nie przeszkadzaj mi teraz — rzucał, gdy próbowałam zagaić rozmowę.

Czułam się jak intruz we własnym domu. Zaczęłam unikać kuchni, bo nie mogłam patrzeć na bałagan. Przestałam zapraszać koleżanki na kawę — wstydziłam się tego, co stało się z moim mieszkaniem. Nawet sąsiadka, pani Zosia, zapytała ostatnio: „Co u Tomka? Wygląda na zmęczonego… i chyba trochę przytył?”

Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Ale jak powiedzieć własnemu dziecku: „Synu, czas się wyprowadzić”? Przecież widziałam jego ból po rozwodzie. Magda zabrała mu nie tylko dom, ale i córkę — moją ukochaną wnuczkę Zosię. Tomek zamknął się w sobie, a ja nie umiałam do niego dotrzeć.

Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę.

— Tomek, musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.

Spojrzał na mnie spode łba.

— O co chodzi?

— O nas. O ten dom. O ciebie.

Westchnął ciężko i odwrócił wzrok.

— Wiem, że ci przeszkadzam. Ale nie mam dokąd pójść.

— Synku… — zaczęłam łagodniej — Ja cię kocham i zawsze będziesz miał tu miejsce. Ale to nie jest rozwiązanie na zawsze. Musisz zacząć żyć od nowa.

— Łatwo ci mówić! Ty masz swoje życie poukładane! Ja wszystko straciłem!

Te słowa zabolały bardziej niż mógł przypuszczać. Czy naprawdę byłam aż tak samolubna? Czy może on nie widzi, jak bardzo cierpię razem z nim?

Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. Tomek wychodził rano do pracy i wracał późno wieczorem. Ja sprzątałam po nim z cichą rezygnacją, zbierając brudne skarpetki i układając jego papiery w stosy. Czułam się jak służąca we własnym domu.

Aż pewnego dnia znalazłam w jego pokoju list od Magdy. Krótki, zimny: „Tomek, Zosia tęskni za tobą. Ale musisz się ogarnąć.”

To był moment przełomowy. Zrozumiałam, że nie tylko ja chcę odzyskać swoje życie — on też tego potrzebuje.

Wieczorem usiadłam obok niego na kanapie.

— Synku… Wiem, że ci ciężko. Ale jeśli chcesz odzyskać Zosię i siebie samego, musisz coś zmienić.

Tomek spojrzał na mnie z łzami w oczach.

— Boję się. Nie wiem od czego zacząć.

Przytuliłam go mocno.

— Zacznij od małych kroków. Posprzątaj swój pokój. Znajdź kawalerkę na wynajem. Pokaż Magdzie i Zosi, że potrafisz być odpowiedzialny.

Przez następne tygodnie powoli wracała nadzieja. Tomek zaczął szukać mieszkania, sprzątał po sobie coraz częściej i nawet zaprosił Zosię na weekend do kina. Ja odzyskałam swój stół w kuchni i spokój ducha.

Ale wciąż mam w sobie lęk: czy dobrze zrobiłam? Czy nie powinnam była pozwolić mu zostać dłużej? Czy jestem złą matką, bo chcę mieć własne życie?

Czasem patrzę na puste miejsce przy stole i pytam siebie: czy można być dobrą matką i jednocześnie zadbać o siebie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?