Miłość podzielona na trzy: Jak moja teściowa próbowała odebrać mi rodzinę
Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłam. Stałam w kuchni z nożem w ręku, krojąc marchewkę do zupy dla mojego synka, kiedy usłyszałam jej głos:
– Nie będziesz mi mówić, kiedy mogę widzieć się z synem! – wrzasnęła teściowa, pani Halina, stojąc w progu naszego mieszkania na warszawskim Bródnie.
Mój mąż, Tomek, próbował ją uspokoić:
– Mamo, proszę cię, nie rób scen. Mamy swoje życie, musisz to zrozumieć.
– Swoje życie? – prychnęła. – To przez nią! To ona cię ode mnie odciągnęła!
Wiedziałam już wtedy, że to nie będzie zwykły dzień. Ale od początku…
Poznałam Tomka na studiach. Był cichy, spokojny, zawsze gotów pomóc. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Jego mama wydawała się miła – do czasu. Już na naszym weselu usłyszałam od niej:
– Mam nadzieję, że nie zapomnisz, kto cię wychował.
Zignorowałam to. Myślałam: przesadza, jest zazdrosna. Ale po ślubie zaczęło się piekło. Halina mieszkała dwie klatki dalej. Codziennie rano dzwoniła domofonem:
– Przyniosłam Tomkowi świeże bułeczki.
Albo:
– Zrobiłam mu ulubione pierogi.
Nie pytała, czy może wejść. Po prostu była. Wchodziła do sypialni bez pukania, komentowała moje gotowanie:
– Ty tak zawsze solisz? Tomek tego nie lubi.
Tomek początkowo próbował żartować:
– Mama się troszczy.
Ale ja czułam się jak intruz we własnym domu.
Kiedy zaszłam w ciążę, miałam nadzieję, że coś się zmieni. Że Halina pokocha wnuka i da nam spokój. Było gorzej. Przychodziła codziennie:
– Musisz jeść więcej szpinaku. Tomek był zdrowy, bo ja dbałam o dietę.
Po porodzie nie pozwoliła mi nawet nakarmić synka w spokoju:
– Daj go do mnie! Ty nie masz doświadczenia!
Pewnego dnia wróciłam z synkiem ze spaceru i zobaczyłam Halinę siedzącą na naszym balkonie z kluczem w ręku.
– Skąd masz klucz?!
– Tomek mi dał. Muszę mieć dostęp w razie czego.
Wybuchłam płaczem. Zadzwoniłam do mamy:
– Mamo, ja już nie wytrzymuję…
– Córeczko, musisz postawić granice. Inaczej ona was zniszczy.
Tomek był rozdarty. Kochał mnie i syna, ale czuł się winny wobec matki.
– Może ona po prostu się boi samotności? – tłumaczył.
Ale ja widziałam coraz więcej manipulacji. Gdy tylko planowaliśmy rodzinny wyjazd:
– Tomek, źle się czuję…
Albo dzwoniła o północy:
– Synku, serce mi wali…
W końcu powiedziałam Tomkowi:
– Albo my, albo twoja mama. Nie dam rady żyć w takim napięciu.
Wybrał nas – przynajmniej próbował. Oddał jej klucz do mieszkania i ustalił zasady odwiedzin. Halina przestała przychodzić codziennie… ale zaczęła dzwonić po kilka razy dziennie.
Pewnego dnia nasz synek zachorował na zapalenie płuc. Siedziałam przy nim całą noc, a Tomek pojechał do apteki. Wtedy zadzwoniła Halina:
– Tomek nie odbiera! Coś mu się stało?!
– Jest w aptece dla wnuka.
– Dla wnuka?! A ja? On powinien być przy mnie!
Zamurowało mnie.
Kiedy synek miał roczek, zaprosiliśmy rodzinę na małe przyjęcie. Halina przyszła obrażona, usiadła w kącie i przez cały czas powtarzała:
– Kiedyś to ja byłam najważniejsza…
Wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem.
Po imprezie wybuchła awantura:
– Tomek! Jak mogłeś pozwolić jej upokorzyć mnie przy rodzinie?!
– Mamo, nikt cię nie upokorzył…
– To przez nią! Ona cię ode mnie zabrała!
Coraz częściej słyszałam od znajomych:
– Może powinniście się wyprowadzić?
Ale nie było nas stać na nowe mieszkanie.
Z czasem Halina zaczęła ignorować wnuka. Kiedy przychodziła, rozmawiała tylko z Tomkiem:
– Synku, pamiętasz jak byliśmy sami? Jak jeździliśmy nad morze?
A kiedy synek próbował ją przytulić:
– Daj spokój, babcia jest zmęczona.
Czułam się coraz bardziej winna. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia – czy naprawdę rozbijam rodzinę?
Pewnego dnia Tomek wrócił z pracy blady jak ściana:
– Mama była u lekarza. Ma nadciśnienie.
Znowu poczucie winy…
Ale potem dowiedziałam się od sąsiadki:
– Pani Halina mówi wszystkim, że synowa ją wykańcza nerwowo.
Próbowałam rozmawiać z Haliną:
– Proszę pani, chcemy być rodziną. Chcemy, żeby wnuk miał babcię…
– Nie jestem twoją babcią! – syknęła. – I nigdy nie będziesz moją córką!
To był cios prosto w serce.
Tomek coraz częściej zamykał się w sobie. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: kto ma zrobić zakupy, kto ma odebrać dziecko z przedszkola…
W końcu powiedziałam:
– Jeśli nic się nie zmieni, odejdę.
Tomek poszedł do matki i powiedział jej wszystko prosto w oczy:
– Mamo, kocham cię, ale musisz pozwolić mi żyć własnym życiem.
Halina rozpłakała się i wybiegła z mieszkania.
Od tamtej pory kontakt ograniczył się do minimum. Synek czasem pyta:
– Mamo, dlaczego babcia mnie nie lubi?
Nie wiem co odpowiedzieć…
Czasem patrzę na Tomka i widzę w jego oczach żal i smutek. Czy można kochać dwie kobiety naraz – matkę i żonę – i nie zwariować?
A ja? Często pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy każda synowa musi walczyć o swoje miejsce w rodzinie? Czy naprawdę matka musi rywalizować z własnym dzieckiem o miłość syna?
Może wy znacie odpowiedź?