Miłość do syna kontra niechęć do Anny: Opowieść o rodzinnych ranach, które nie chcą się zabliźnić

Zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi za Anną, już wiedziałam, że ten wieczór będzie katastrofą. Paweł, mój jedyny syn, przyprowadził ją na kolację po raz pierwszy. W moim mieszkaniu na warszawskim Bródnie unosił się zapach pieczonego schabu i świeżo parzonej kawy, ale w powietrzu czuć było coś jeszcze – napięcie, które ścinało oddech. Anna weszła pewnym krokiem, z uśmiechem, który wydawał mi się sztuczny. Miała na sobie dżinsy z dziurami na kolanach i sweter w jaskrawym kolorze – zupełnie nie pasowała do mojego wyobrażenia o przyszłej synowej.

– Dzień dobry, pani Barbaro – powiedziała, wyciągając rękę. – Bardzo mi miło.

Uścisnęłam jej dłoń chłodno. – Dzień dobry. Proszę, rozgość się.

Paweł spojrzał na mnie błagalnie. Wiedział, że nie jestem zachwycona jego wyborem. Od kiedy tylko zaczął spotykać się z Anną, czułam, jakby oddalał się ode mnie z każdym dniem. Zawsze byliśmy blisko – po śmierci męża to ja byłam dla niego wszystkim. Wychowałam go sama, pracując na dwa etaty, żeby niczego mu nie brakowało. Był moją dumą i sensem życia.

Kolacja przebiegała w napięciu. Anna opowiadała o swojej pracy w agencji reklamowej, o podróżach po Europie, o planach na przyszłość. Słuchałam jej jednym uchem, bo każde jej słowo wydawało mi się przechwałką.

– Paweł mówił, że pani świetnie gotuje – rzuciła nagle Anna z uśmiechem. – Może kiedyś zdradzi mi pani przepis na ten schab?

– To rodzinny sekret – odpowiedziałam szorstko.

Paweł chrząknął nerwowo. – Mamo…

Nie mogłam powstrzymać się od kąśliwości. Czułam się zagrożona. Bałam się, że Anna odbierze mi syna na zawsze.

Po kolacji Paweł został ze mną w kuchni.

– Mamo, dlaczego jesteś taka dla Ani? – zapytał cicho.

– Boję się o ciebie – odpowiedziałam szczerze. – Ona nie jest dla ciebie odpowiednia.

– Skąd możesz to wiedzieć? Nawet jej nie znasz!

– Wiem, co mówię. Jesteś moim dzieckiem.

Wyszedł trzaskając drzwiami.

Od tamtej pory wszystko zaczęło się sypać. Paweł coraz rzadziej dzwonił, coraz częściej nocował u Anny. Czułam się zdradzona i opuszczona. Próbowałam rozmawiać z nim o tym, ale tylko się oddalał.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra, Teresa.

– Basia, musisz odpuścić – powiedziała stanowczo. – Paweł jest dorosły. Pozwól mu żyć własnym życiem.

– Łatwo ci mówić – odparłam z goryczą. – Twoje dzieci mieszkają za granicą i nawet nie dzwonią.

– Właśnie dlatego wiem, jak to boli. Nie rób tego samego Pawłowi.

Nie posłuchałam jej. Zamiast tego zaczęłam szukać wad u Anny. Dowiedziałam się od znajomej z pracy, że jej ojciec miał problemy z alkoholem. Zaczęłam rozpowiadać o tym wśród rodziny i znajomych Pawła. Miałam nadzieję, że ktoś przemówi mu do rozsądku.

Kilka tygodni później Paweł zadzwonił do mnie w środku nocy.

– Mamo, czy ty rozpowiadasz plotki o Ani? – zapytał z wyrzutem.

– Ja tylko chcę cię chronić!

– Przed czym? Przed szczęściem? – jego głos drżał ze złości. – Jeśli jeszcze raz usłyszę coś takiego, przestanę się do ciebie odzywać!

Rozłączył się pierwszy raz w życiu bez pożegnania.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak w zawieszeniu. Nie spałam po nocach, płakałam w poduszkę. Czułam się winna i jednocześnie wściekła na Annę za to, że zabrała mi syna.

W końcu nadszedł dzień ich ślubu. Nie dostałam zaproszenia. Dowiedziałam się o wszystkim od Teresy.

– Basia… Paweł się żeni w sobotę – powiedziała cicho przez telefon.

Serce mi pękło. Przez cały dzień siedziałam przy oknie i patrzyłam na deszcz spływający po szybie. Próbowałam sobie wmówić, że to Anna jest winna wszystkiemu, ale głęboko w środku wiedziałam, że to ja doprowadziłam do tej sytuacji.

Minęły miesiące bez kontaktu z Pawłem. Dopiero kiedy urodziła im się córka, Ola, Paweł zadzwonił do mnie pierwszy raz od roku.

– Mamo… Chciałabyś poznać wnuczkę?

Poczułam ulgę i strach jednocześnie.

Kiedy weszłam do ich mieszkania na Ursynowie, Anna podała mi dziecko bez słowa. Była chłodna i zdystansowana. Paweł patrzył na mnie z nadzieją i smutkiem jednocześnie.

– Mamo… możemy spróbować zacząć od nowa?

Popatrzyłam na małą Olę i poczułam łzy napływające do oczu. Przez chwilę miałam ochotę przeprosić Annę za wszystko… ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Od tamtej pory widuję Pawła i Olę raz na kilka tygodni. Z Anną rozmawiam tylko o pogodzie i zdrowiu dziecka. Wiem, że nigdy mnie nie zaakceptuje jako teściowej i nigdy nie wybaczy mi tego wszystkiego.

Czasem siedzę wieczorami sama w kuchni i pytam siebie: czy naprawdę musiałam walczyć o syna aż tak zaciekle? Czy gdybym odpuściła wcześniej, miałabym dziś rodzinę przy sobie?

A wy… czy potrafilibyście wybaczyć komuś takiemu jak ja? Czy matka ma prawo walczyć o swoje dziecko za wszelką cenę?