„Już nie jesteś moją matką”: Historia zdrady i tęsknoty w polskiej rodzinie

– Już nie jesteś moją matką! – wykrzyczała mi w twarz, a jej oczy płonęły gniewem, jakiego nigdy wcześniej w nich nie widziałam. Stałam przy kuchennym stole, z rękami mokrymi od zmywania naczyń, a serce ścisnęło mi się tak mocno, że przez chwilę nie mogłam złapać tchu. To był ten moment, w którym świat przestał być moim domem.

Mam na imię Elżbieta. Mam pięćdziesiąt dwa lata i przez większość życia byłam tylko matką. Dla mojej córki, Natalii. Wszystko inne – marzenia, przyjaźnie, nawet własne zdrowie – odkładałam na później. Mąż, Andrzej, odszedł do innej kobiety, kiedy Natalia miała siedem lat. Zostałyśmy same w naszym bloku na warszawskim Ursynowie. Pracowałam jako pielęgniarka na trzy zmiany, żebyśmy miały za co żyć. Często wracałam do domu tak zmęczona, że zasypiałam w ubraniu na kanapie. Ale zawsze rano robiłam Natalii kanapki do szkoły i zaplatałam jej warkocze.

Nie miałam nikogo do pomocy. Moja matka zmarła na raka, kiedy byłam jeszcze nastolatką. Ojciec pił i zniknął z naszego życia na dobre. Siostra mieszkała w Niemczech i kontaktowała się tylko na święta. Byłyśmy z Natalią dla siebie wszystkim.

Natalia była moją dumą. Zawsze najlepsza uczennica, grzeczna, zamknięta w sobie, ale wrażliwa. Kiedy dostała się do liceum im. Kopernika, płakałam ze szczęścia. Potem przyszły studia – psychologia na Uniwersytecie Warszawskim. Byłam z niej taka dumna! Chociaż musiałam brać dodatkowe dyżury i sprzątać po nocach u sąsiadki, żeby opłacić jej akademik i książki.

Wszystko zaczęło się psuć, kiedy poznała Pawła. Był od niej starszy o osiem lat, rozwodnik z dwójką dzieci i długami alimentacyjnymi. Pracował jako ochroniarz w galerii handlowej. Natalia wróciła któregoś dnia do domu z błyszczącymi oczami i powiedziała:

– Mamo, zakochałam się.

Zamarłam. – W kim?

– W Pawle. Jest cudowny, rozumie mnie jak nikt inny.

Próbowałam rozmawiać spokojnie:
– Córeczko, on ma dzieci… To nie jest proste życie.

– Ty nigdy mnie nie rozumiesz! – krzyknęła i trzasknęła drzwiami.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Natalia coraz częściej nocowała u Pawła. Przestała odbierać telefony, nie wracała na noc do domu. Zaczęły się kłótnie:

– Nie kontroluj mnie! Mam prawo do własnego życia!

– Martwię się o ciebie! – tłumaczyłam drżącym głosem.

– Ty się tylko martwisz o to, co ludzie powiedzą! Nigdy nie byłaś szczęśliwa i chcesz mnie też unieszczęśliwić!

Pewnego dnia przyszła do domu z Pawłem. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole i patrzył wyzywająco.

– Pani Elżbieto – zaczął – Natalia jest dorosła. Proszę się nie wtrącać.

– Chcę tylko jej dobra – odpowiedziałam cicho.

– To proszę pozwolić jej żyć po swojemu.

Natalia patrzyła na mnie z pogardą. Jakby już nie była moją córką.

Wkrótce potem oznajmiła mi, że się wyprowadza do Pawła. Pomogłam jej spakować rzeczy – jej ulubiony kocyk z dzieciństwa, książki, zdjęcia z kolonii nad morzem. Kiedy zamykała za sobą drzwi, powiedziała:

– Nie dzwoń do mnie przez jakiś czas. Muszę odpocząć od ciebie.

Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Każdy kąt przypominał mi o niej: ślady po plakatach na ścianie, kubek z napisem „Najlepsza córka świata”, zapach jej perfum unoszący się jeszcze w powietrzu.

Próbowałam żyć dalej. Pracowałam więcej niż kiedykolwiek – żeby nie myśleć. Ale wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta, licząc na to, że zadzwoni albo chociaż napisze SMS-a.

Mijały tygodnie. Potem miesiące. Natalia nie odzywała się prawie wcale. Raz na jakiś czas wysyłała krótką wiadomość: „Jestem zajęta” albo „Nie mam czasu”.

Wiedziałam od sąsiadki, że Paweł coraz częściej bywa agresywny. Słyszałam plotki o awanturach i policji pod ich blokiem na Pradze.

Pewnego dnia zadzwonił domofon – była to moja siostra z Niemiec, Halina. Przyjechała na pogrzeb ciotki i postanowiła mnie odwiedzić.

– Elka, musisz coś zrobić! – powiedziała stanowczo przy kawie. – Twoja córka pakuje się w kłopoty!

– Co mam zrobić? Ona mnie nienawidzi…

– Jesteś jej matką! Idź do niej!

Zebrałam się na odwagę i pojechałam pod blok Natalii. Stałam pod drzwiami dobre piętnaście minut zanim je otworzyła.

– Czego chcesz? – zapytała zimno.

– Chciałam tylko zobaczyć czy wszystko u ciebie dobrze…

Wtedy zza jej pleców wyszedł Paweł:
– Mówiłem ci już: nie jesteś tu mile widziana.

Natalia spojrzała na mnie z takim chłodem, że aż cofnęłam się o krok.
– Już nie jesteś moją matką – powiedziała cicho i zamknęła drzwi przed moim nosem.

Wracałam do domu jak we śnie. Ludzie mijali mnie na klatce schodowej, ktoś zapytał czy wszystko w porządku – nie odpowiedziałam.

Przez kolejne miesiące żyłam jak cień samej siebie. Praca była jedynym ratunkiem przed rozpaczą. W pracy nikt nie pytał o rodzinę – tam byłam tylko Elżbietą z oddziału chirurgii.

W końcu przyszły święta Bożego Narodzenia. Ugotowałam barszcz czerwony i uszka tak jak zawsze robiłyśmy razem z Natalią. Postawiłam dodatkowy talerz dla zbłąkanego wędrowca – miałam nadzieję, że może ona nim będzie.

Ale nie przyszła.

W Wigilię zadzwonił telefon – numer nieznany.

– Mamo… – usłyszałam cichy głos Natalii po drugiej stronie słuchawki.

Serce mi stanęło.
– Córeczko! Wszystko w porządku?

– Nie wiem… Paweł… On… On mnie bije…

Zamarłam ze strachu i bólu jednocześnie.
– Przyjedź do mnie! Natychmiast!

Przyjechała godzinę później z podbitym okiem i roztrzęsiona jak nigdy dotąd. Przytuliłam ją mocno do siebie – pierwszy raz od dwóch lat czułam jej zapach i ciepło ramion.

Przez całą noc rozmawiałyśmy przy herbacie z malinami tak jak dawniej:
– Przepraszam cię mamo… Myliłam się… On mną manipulował… Odciął mnie od wszystkich…

Płakałyśmy razem długo. W końcu zasnęła wtulona we mnie jak małe dziecko.

Następnego dnia zadzwonił Paweł – groził mi przez telefon, wyzywał od najgorszych. Zgłosiłam sprawę na policję i pomogłam Natalii znaleźć psychologa oraz prawnika od spraw rodzinnych.

Powoli wracałyśmy do siebie. To już nie była ta sama relacja co kiedyś – coś zostało złamane na zawsze. Ale zaczęłyśmy budować od nowa: krok po kroku, dzień po dniu.

Czasem myślę o tych wszystkich latach samotności i bólu – czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy mogłam lepiej ją chronić? A może właśnie musiała przejść przez własne piekło, żeby docenić miłość matki?

Dziś wiem jedno: nawet jeśli dziecko powie ci najgorsze słowa i odejdzie – serce matki nigdy nie przestaje kochać. Nawet jeśli boli tak bardzo, że trudno oddychać.

Czy można przestać być matką? Czy miłość naprawdę wszystko wybacza? Może wy też macie swoje historie…