Jak modlitwa pomogła mi przetrwać bunt mojego syna – szczera opowieść o rodzicielstwie i wierze
– Kuba, proszę cię, posprzątaj te klocki. – Mój głos drżał, choć starałam się brzmieć stanowczo. Stałam w progu jego pokoju, patrząc na rozrzucone po całej podłodze kolorowe klocki Lego. Kuba siedział na środku dywanu, z założonymi rękami i miną obrażonego króla.
– Nie będę! – rzucił z uporem, nie patrząc mi w oczy. – To niesprawiedliwe! Zawsze każesz mi sprzątać!
Poczułam, jak narasta we mnie fala frustracji. To był długi dzień – praca zdalna, zakupy, gotowanie obiadu, a teraz jeszcze ta walka o porządek. W głowie miałam tysiąc myśli: „Czy jestem złą matką? Dlaczego on mnie nie słucha? Co robię nie tak?”
Wzięłam głęboki oddech. Przypomniałam sobie słowa mojej mamy: „Kiedy nie wiesz, co robić, pomódl się.” Wyszłam na chwilę do kuchni, zostawiając Kubę samego. Oparłam się o blat i zamknęłam oczy.
– Boże, daj mi cierpliwość – wyszeptałam. – Nie chcę krzyczeć. Pomóż mi znaleźć sposób.
Wróciłam do pokoju syna. Kuba nadal siedział na dywanie, ale już nie tak pewny siebie. Zauważył łzy w moich oczach.
– Mamo… jesteś zła?
Usiadłam obok niego. – Nie jestem zła, Kuba. Jestem zmęczona i trochę smutna. Chciałabym, żebyśmy byli drużyną. Wiesz, że kiedy sprzątamy razem, mamy więcej czasu na zabawę albo bajkę?
Kuba spuścił głowę. – Ale ja nie lubię sprzątać…
– Ja też nie zawsze lubię – uśmiechnęłam się przez łzy. – Ale czasem trzeba zrobić coś trudnego, żeby potem było lepiej.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. W mojej głowie kłębiły się myśli: „Czy powinnam być bardziej stanowcza? Czy może odpuścić?”
Nagle Kuba podniósł jeden klocek i wrzucił go do pudełka. Spojrzał na mnie niepewnie.
– Pomóżesz mi?
Poczułam ulgę i wdzięczność. – Oczywiście, synku.
Sprzątaliśmy razem w milczeniu. Każdy klocek wrzucany do pudełka był jak małe zwycięstwo nad własną bezsilnością. Gdy skończyliśmy, Kuba przytulił się do mnie mocno.
– Przepraszam, mamo.
Pocałowałam go w czoło. – Ja też przepraszam, że byłam smutna.
Wieczorem, gdy Kuba już spał, usiadłam na kanapie i zaczęłam się modlić. Dziękowałam za tę chwilę bliskości, za to, że nie wybuchłam gniewem. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo – jak często moja mama powtarzała: „Bóg daje nam siłę wtedy, gdy najbardziej jej potrzebujemy.”
Następnego dnia rano Kuba sam zaczął sprzątać swoje zabawki przed śniadaniem. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem i wzruszeniem.
– Mamo, zobacz! Umiem sam!
Uśmiechnęłam się szeroko. – Jestem z ciebie dumna.
Ta sytuacja nauczyła mnie czegoś ważnego: czasem warto się zatrzymać i zaufać. Modlitwa nie rozwiązuje problemów za nas, ale daje nam spokój i siłę do ich rozwiązania.
Często wracam myślami do tamtego wieczoru. Zastanawiam się: ile razy w życiu zamiast krzyczeć czy naciskać, moglibyśmy po prostu zaufać? Czy potrafimy znaleźć w sobie cierpliwość nawet wtedy, gdy wydaje się to niemożliwe?