Herbata, która zmieniła wszystko: Opowieść o wyborach, samotności i miłości na polskim blokowisku
Drzwi do mojego mieszkania zatrzęsły się od mocnego stukania. Zanim zdążyłam odłożyć kubek z herbatą, mama już stała w progu z miną zwiastującą burzę. – Weronika! – zawołała ostrym szeptem. – On już idzie! I pamiętaj, żadnych zwierząt przy stole!
Zacisnęłam palce na uchwycie kubka. To miał być zwykły wieczór – herbata z nowym znajomym z pracy, Bartkiem. Ale w naszym domu nic nie jest zwykłe. Mama od śmierci taty trzyma wszystko żelazną ręką. Nawet ja, dorosła kobieta po studiach, wciąż czuję się jak nastolatka pod jej spojrzeniem.
Bartek pojawił się punktualnie. Przyniósł ciasto z pobliskiej cukierni i uśmiech, który miał rozjaśnić nawet najciemniejszy dzień. – Dzień dobry pani Krystyno – powiedział grzecznie do mamy. – Dzień dobry Weroniko. Piękny piesek! – dodał, głaszcząc moją suczkę Nutkę, która natychmiast zaczęła merdać ogonem.
Mama zmierzyła go wzrokiem. – U nas pies nie siada przy stole – rzuciła chłodno. Bartek speszył się i usiadł na brzegu krzesła. Ja poczułam znajome ukłucie w żołądku. Zawsze tak jest – mama potrafi jednym zdaniem zamrozić atmosferę.
Rozmowa szła opornie. Bartek opowiadał o pracy w urzędzie miasta, o tym, jak trudno dziś znaleźć mieszkanie w Warszawie i jak bardzo tęskni za rodziną z Podlasia. Mama co chwilę wtrącała się z uwagami o polityce i cenach w sklepach. Nutka leżała pod stołem, a ja marzyłam, żeby ten wieczór już się skończył.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. To Kacper – sąsiad z piętra wyżej. Przyniósł mi książkę, którą pożyczyłam mu tydzień temu. – Cześć Weronika! – powiedział z uśmiechem. – O, goście? Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać…
Bartek spojrzał na niego z wyraźną niechęcią. Mama natomiast rozpromieniła się nagle: – Kacper to nasz złoty chłopak! Zawsze pomoże, zakupy przyniesie…
Poczułam się jak dziecko w przedszkolu, które ktoś porównuje do lepszego kolegi. Bartek szybko się pożegnał, tłumacząc się zmęczeniem po pracy. Zostałam sama z mamą i Kacprem.
– Weronika, ten Bartek to chyba nie dla ciebie – zaczęła mama, kiedy tylko zamknęły się drzwi za gościem. – Taki jakiś… zimny. A Kacper? Zobacz, jaki miły chłopak!
Kacper zarumienił się i spuścił wzrok. Ja poczułam narastającą frustrację.
– Mamo, proszę cię… To moje życie! – wybuchłam nagle. – Nie możesz ciągle wybierać za mnie!
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem. – Chcę tylko twojego szczęścia…
Wybiegłam na klatkę schodową z Nutką na smyczy. Potrzebowałam powietrza. Siedziałam na ławce przed blokiem, kiedy dołączył do mnie Kacper.
– Przepraszam za moją mamę – powiedziałam cicho.
– Nie masz za co przepraszać – odpowiedział łagodnie. – Wiem, jak to jest żyć pod jednym dachem z rodzicem po stracie…
Zamilkliśmy na chwilę. Nutka położyła łeb na moim kolanie.
– Wiesz… zawsze ci kibicowałem – powiedział nagle Kacper. – Ale jeśli chcesz być z Bartkiem…
– Nie wiem, czego chcę – przerwałam mu szczerze.
Wróciłam do mieszkania późno wieczorem. Mama siedziała przy stole i płakała cicho.
– Przepraszam cię, Weroniko… Ja po prostu boję się o ciebie. Nie chcę, żebyś była sama jak ja…
Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.
Następnego dnia Bartek zadzwonił.
– Weronika, przepraszam za wczoraj… Twoja mama chyba mnie nie polubiła.
– To nie twoja wina – odpowiedziałam szczerze. – Po prostu… u nas wszystko jest trochę trudniejsze.
Przez kolejne dni próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Bartek był miły, ale czułam dystans. Kacper był zawsze blisko, gotowy pomóc bez słów.
Pewnego wieczoru mama zaprosiła mnie do kuchni.
– Weronika… Kacper pytał mnie dziś o ciebie.
– Mamo! Przestań! To moje życie!
– Ale on naprawdę cię lubi…
Wybuchłam płaczem.
– Mamo, ja nie wiem, czy kiedykolwiek będę szczęśliwa! Ty ciągle wybierasz za mnie! Tata też zawsze mówił mi, co mam robić…
Mama przytuliła mnie mocno.
– Przepraszam… Ja tylko chcę cię chronić.
Tego wieczoru długo rozmawiałyśmy o wszystkim – o tacie, o jej samotności, o moich lękach przed przyszłością.
Kilka dni później dostałam list polecony – powołanie do sądu rodzinnego jako świadek w sprawie rozwodowej mojej kuzynki. Kolejna rodzinna burza wisiała w powietrzu.
W pracy Bartek coraz częściej unikał mnie wzrokiem. W końcu napisał SMS-a: „Weronika, chyba nie pasujemy do siebie. Życzę ci szczęścia.”
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.
Wieczorem zapukał do mnie Kacper.
– Chodź na spacer z Nutką? Muszę pogadać…
Szliśmy długo przez park pod blokiem.
– Weronika… Ja wyjeżdżam do wojska za dwa tygodnie. Chciałem ci powiedzieć wcześniej…
Zatrzymałam się gwałtownie.
– Dlaczego mi nie mówiłeś?
– Bałem się… że przestanę być dla ciebie ważny.
Popatrzyłam mu prosto w oczy.
– Jesteś dla mnie ważny… Bardzo ważny.
Kacper uśmiechnął się smutno.
– Poczekasz na mnie?
Objęłam go mocno i poczułam łzy na policzkach Nutki wtulonej między nas.
Dziś siedzę przy tej samej herbacie co wtedy i myślę: czy naprawdę można być szczęśliwym tylko wtedy, gdy spełnia się oczekiwania innych? A może szczęście to odwaga bycia sobą mimo rodzinnych burz? Co Wy o tym sądzicie?