„Cześć! Jestem żoną. Czy mogę wejść?” – Historia o zdradzie, rodzinnych sekretach i sile przebaczenia
Już od progu usłyszałam podniesione głosy za zamkniętymi drzwiami mojego własnego mieszkania. Zatrzymałam się na klatce schodowej, ściskając w dłoni siatkę z zakupami. Mój oddech przyspieszył, a serce waliło jak oszalałe. Przez chwilę miałam ochotę zawrócić, udawać, że mnie nie ma. Ale przecież to mój dom. Przełknęłam ślinę i zapukałam.
– Cześć! Jestem żoną. Czy mogę wejść? – powiedziałam głośno, próbując nadać głosowi pewności, której wcale nie czułam.
Drzwi otworzyła mi teściowa, pani Wanda, z miną jakby połknęła cytrynę. Za nią stał mój mąż, Paweł, blady i spięty. W salonie siedziała jeszcze jego siostra, Aneta, z ramionami skrzyżowanymi na piersi.
– W końcu przyszłaś – rzuciła Wanda lodowato. – Może wyjaśnisz nam wszystkim, co się tu dzieje?
Nie miałam pojęcia, o co chodzi. Ostatnio wszystko się sypało: Paweł coraz częściej wracał późno z pracy, a ja czułam się coraz bardziej samotna w naszym dwupokojowym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Nasza córka, Zuzia, miała dopiero pięć lat i nie rozumiała jeszcze tych wszystkich napięć. Ale ja czułam je w powietrzu – gęstym jak mgła nad Wisłą.
– Może najpierw zdejmę płaszcz? – próbowałam żartować, ale nikt się nie uśmiechnął.
Wanda spojrzała na mnie z góry:
– Lepiej powiedz nam od razu, dlaczego Paweł wraca do domu w takim stanie? Dlaczego dziecko płacze po nocach? I czemu twoja matka dzwoniła do mnie z pretensjami?
Zamarłam. O co chodziło mojej mamie? Przecież ostatnio prawie nie rozmawiałyśmy…
– Mamo, daj spokój – przerwał Paweł cicho. – To nie jest twoja sprawa.
– Jak to nie moja sprawa? – wybuchła Aneta. – Od miesięcy patrzę, jak mój brat się męczy! Może w końcu powiesz nam prawdę?
Poczułam się jak oskarżona w sądzie rodzinnym. Z trudem powstrzymałam łzy.
– Pawle… co się dzieje? – zapytałam szeptem.
Paweł spuścił głowę.
– Musimy porozmawiać sami – powiedział i poprowadził mnie do sypialni.
Za zamkniętymi drzwiami usiadłam na łóżku. Paweł stał przy oknie, patrząc na szare bloki za szybą.
– Co się stało? – powtórzyłam.
– Sylwia… ja…
Zaczął się jąkać. Wtedy już wiedziałam. Przeczuwałam to od dawna, ale nie chciałam dopuścić tej myśli do siebie.
– Masz kogoś? – zapytałam drżącym głosem.
Paweł odwrócił się powoli. W jego oczach zobaczyłam wstyd i strach.
– To był tylko jeden raz… Naprawdę…
Zakręciło mi się w głowie. Przez chwilę miałam ochotę rzucić czymś ciężkim w jego stronę. Ale zamiast tego tylko siedziałam nieruchomo, czując jak świat usuwa mi się spod nóg.
– Kto to był? – spytałam cicho.
Paweł milczał długo.
– Koleżanka z pracy… Marta. To nic nie znaczyło…
Za ścianą słyszałam stłumione głosy teściowej i Anety. Wiedziałam, że podsłuchują. W tej chwili nienawidziłam ich wszystkich – za to, że oceniali moje życie, za to, że Paweł nie miał odwagi powiedzieć mi tego sam na sam wcześniej.
Wstałam gwałtownie.
– I co teraz? Mam udawać przed twoją rodziną, że wszystko jest w porządku?
Paweł podszedł bliżej.
– Sylwia… przepraszam. To był błąd. Kocham cię. Nie chcę cię stracić.
Zaśmiałam się gorzko.
– To trzeba było pomyśleć wcześniej!
Wróciłam do salonu z podkrążonymi oczami. Wanda spojrzała na mnie triumfalnie.
– No i co? Mówiłam ci, że trzeba pilnować męża! Kobieta powinna dbać o dom!
Nie wytrzymałam:
– A może to mężczyzna powinien być lojalny wobec żony?
Aneta prychnęła:
– Gdybyś nie siedziała tyle w pracy i zajmowała się Zuzią…
Poczułam narastającą złość.
– Pracuję po to, żebyście mogli przychodzić tu na niedzielne obiady i wyjadać nam lodówkę!
Wanda zerwała się z fotela:
– Jak śmiesz!
W tym momencie do pokoju wbiegła Zuzia z płaczem.
– Mamo! Czemu wszyscy krzyczą?
Przytuliłam ją mocno do siebie. Poczułam jej drobne rączki na szyi i łzy spływające po mojej twarzy.
Tej nocy Paweł spał na kanapie. Ja leżałam w łóżku obok Zuzi i gapiłam się w sufit. W głowie kłębiły mi się pytania: czy powinnam mu wybaczyć? Czy dla dobra dziecka warto ratować ten związek?
Następnego dnia zadzwoniła moja mama:
– Sylwia… słyszałam od Wandy, co się stało. Przyjedź do mnie z Zuzią na kilka dni. Musisz odpocząć.
Spakowałam walizkę i wyszłam z mieszkania bez słowa do Pawła. W pociągu do Radomia patrzyłam przez okno na mijane pola i lasy, próbując poukładać myśli.
Mama przyjęła mnie ciepło, ale już pierwszego wieczoru zaczęły się pytania:
– Może przesadzasz? Każdemu może się zdarzyć… Twój ojciec też miał swoje grzeszki, ale wytrzymałam dla was.
Poczułam bunt:
– Mamo! Ja nie chcę żyć jak ty! Nie chcę udawać przed sobą i Zuzią!
Mama westchnęła ciężko:
– Dziecko… życie to nie bajka. Ale pamiętaj: nikt za ciebie nie zdecyduje.
Przez kolejne dni Paweł dzwonił codziennie, błagał o rozmowę. Pisał SMS-y: „Tylko wróć”, „Zróbmy to dla Zuzi”, „Nie umiem bez was żyć”.
A ja? Czułam pustkę i gniew. Ale też… tęsknotę za tym wszystkim, co było dobre: wspólne spacery po Kabatach, wieczory z planszówkami, śmiech Zuzi.
Po tygodniu wróciłam do Warszawy tylko po rzeczy dla córki. Paweł czekał pod blokiem z bukietem tulipanów.
– Sylwia… błagam cię…
Popatrzyłam mu prosto w oczy:
– Jeśli chcesz walczyć o naszą rodzinę, musisz zacząć od szczerości. I musisz postawić granice swojej matce i siostrze!
Paweł skinął głową ze łzami w oczach.
– Obiecuję…
Nie wiem jeszcze, czy potrafię mu wybaczyć całkiem. Ale wiem jedno: nie pozwolę już nikomu decydować za mnie o moim życiu.
Czasem patrzę na śpiącą Zuzię i pytam siebie: czy lepiej być samotną matką niż zdradzaną żoną? Czy można odbudować zaufanie po zdradzie? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?