Była teściowa nie daje mi spokoju – historia Magdy z Wrocławia

Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłam. Stałam w kuchni z kubkiem zimnej już herbaty, kiedy usłyszałam znajomy, natarczywy głos dobiegający z przedpokoju. – Magda! – wrzasnęła była teściowa, pani Halina, zanim jeszcze zdążyłam odpowiedzieć na dzwonek. – Wiem, że jesteś w domu! Musimy porozmawiać o Zosi!

Zosia, moja ośmioletnia córka, spojrzała na mnie z przerażeniem. Ostatnio coraz częściej pytała: „Mamo, dlaczego babcia Halina jest na ciebie taka zła?”. Nie umiałam jej odpowiedzieć. Sama nie rozumiałam, dlaczego po rozwodzie z Bartkiem jego matka nie potrafiła zostawić mnie w spokoju.

Weszła do kuchni bez zaproszenia, jakby to był jej dom. Pachniała tanimi perfumami i papierosami. – Znowu nie posprzątałaś w łazience – rzuciła z pogardą, rozglądając się po mieszkaniu. – I co to za obiad? Zupa z proszku? Zosia powinna jeść domowe jedzenie!

– Pani Halino, proszę… – zaczęłam spokojnie, ale przerwała mi ruchem ręki.

– Nie mów mi, co mam robić! Ja się tylko martwię o wnuczkę! Bartek mówił, że nie masz czasu dla dziecka, bo ciągle siedzisz w pracy albo z koleżankami. – Jej głos był coraz głośniejszy. – A ja widzę, co tu się dzieje! Dziecko zaniedbane, mieszkanie zaniedbane… Ty się chyba do niczego nie nadajesz!

Zacisnęłam pięści. Ile razy można to znosić? Po rozwodzie Bartek wyprowadził się do swojej nowej partnerki i praktycznie zapomniał o córce. Alimenty płacił nieregularnie, a kiedy dzwoniłam z prośbą o pomoc, słyszałam tylko: „Nie mam teraz czasu”. Ale jego matka uznała, że winna wszystkiemu jestem ja.

– Proszę wyjść – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Nie życzę sobie takich wizyt bez zapowiedzi.

– Ooo! Już ci się w głowie poprzewracało! – krzyknęła. – Zapomniałaś, kto ci pomagał na początku? Kto przynosił zakupy? Kto odbierał Zosię z przedszkola?

– Pomagała pani ZOSI, nie mnie – odparłam. – I nikt pani nie prosił o kontrolowanie mojego życia.

Wybiegła trzaskając drzwiami. Zosia wtuliła się we mnie i zaczęła płakać.

To był dopiero początek. Przez kolejne tygodnie pani Halina nachodziła nas coraz częściej. Potrafiła przyjść rano w sobotę i obudzić nas dzwonkiem do drzwi. Czasem czekała pod szkołą Zosi i wypytywała nauczycielki o moje życie prywatne. Raz nawet zadzwoniła do mojego szefa z pytaniem, czy na pewno pracuję tyle godzin, ile mówię.

Moja mama próbowała mnie pocieszać: – Magda, musisz być twarda. Ona chce cię złamać, bo nie może pogodzić się z tym, że Bartek odszedł przez własne błędy.

Ale ja miałam dość. Czułam się osaczona we własnym domu. Każda rozmowa kończyła się awanturą. Nawet sąsiedzi zaczęli pytać: „Co ta pani od ciebie chce?”.

Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam ją na klatce schodowej. Stała z reklamówką pełną zakupów.

– Przyniosłam Zosi owoce – powiedziała lodowatym tonem. – Ale widzę, że nie jesteś wdzięczna za nic.

– Pani Halino, proszę przestać przychodzić bez zapowiedzi. Jeśli chce pani widywać wnuczkę, możemy umówić się na spacer w parku.

– A ty co? Masz już nowego faceta? Pewnie dlatego nie chcesz mnie w domu! – syknęła.

– To nie pani sprawa.

Wtedy wyciągnęła telefon i zaczęła robić zdjęcia mieszkania przez uchylone drzwi.

– Co pani robi?!

– Mam dowody! Jak zgłoszę to do opieki społecznej, to zobaczymy, kto będzie miał rację!

Zamknęłam drzwi przed jej nosem i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Izy.

– Magda, musisz to zgłosić na policję albo do prawnika – powiedziała stanowczo Iza. – To już stalking!

Ale ja bałam się eskalacji konfliktu. Zosia była coraz bardziej nerwowa. Przestała spać spokojnie, zaczęła moczyć się w nocy. W szkole zamknęła się w sobie.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem na łóżku.

– Mamo… czy babcia Halina może mnie zabrać?

Serce mi pękło.

– Nie kochanie. Jesteś ze mną bezpieczna.

Ale sama nie byłam tego taka pewna.

Następnego dnia zadzwonił Bartek.

– Magda, mama mówiła mi, że źle traktujesz Zosię. Że masz bałagan w domu i nie radzisz sobie finansowo. Może powinniśmy przemyśleć opiekę nad małą?

Zatkało mnie.

– Bartek, ty nawet nie wiesz, jak wygląda twoja córka od dwóch miesięcy! Alimenty płacisz raz na kwartał! A twoja matka robi mi piekło z życia!

– Nie przesadzaj… Mama chce dobrze…

Rozłączyłam się bez słowa.

Wieczorem zadzwoniłam do prawnika. Opowiedziałam wszystko: nachodzenie, groźby zgłoszenia do opieki społecznej, robienie zdjęć bez mojej zgody.

– Pani Magdo – powiedział mecenas Nowicki – to klasyczny przykład nękania. Proszę zacząć dokumentować każde takie zdarzenie: daty wizyt, nagrania rozmów telefonicznych, zdjęcia sms-ów. Jeśli sytuacja się powtórzy, możemy wystąpić o zakaz zbliżania się.

Zaczęłam prowadzić dziennik wydarzeń. Każda wizyta była opisana co do minuty. Zosia dostała telefon z numerem alarmowym do babci ze strony mojej mamy i do mnie z pracy.

Ale pani Halina nie dawała za wygraną. Kiedy dowiedziała się o moim nowym znajomym – Adamie – rozpętało się piekło.

Pewnego popołudnia Adam przyszedł po mnie do pracy i odprowadził nas do domu. Pani Halina stała pod blokiem i zobaczywszy nas razem, podeszła i zaczęła krzyczeć:

– Już sobie nowego znalazłaś?! Dziecko ci przeszkadza?! Pewnie chcesz oddać Zosię ojcu albo do domu dziecka!

Adam próbował ją uspokoić:

– Proszę pani, Magda jest świetną matką i bardzo kocha swoją córkę…

– A pan kim jest?! Nowym tatusiem?!

Ludzie wychodzili na balkony, dzieci patrzyły przez okna. Czułam upokorzenie i bezsilność.

Wieczorem Adam powiedział:

– Magda… musisz coś z tym zrobić. Ona cię niszczy psychicznie.

W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam na policję. Spisałam zeznania, pokazałam dziennik wydarzeń i nagrania rozmów telefonicznych.

Od tamtej pory pani Halina dostała oficjalne ostrzeżenie o zakazie nachodzenia mnie bez zaproszenia i groźbą skierowania sprawy do sądu rodzinnego.

Przez kilka tygodni był spokój. Ale potem zaczęły się telefony od dalszej rodziny Bartka: ciotki dzwoniły z pretensjami, kuzynki pisały obraźliwe wiadomości na Facebooku: „Jak możesz odbierać babci wnuczkę?”, „Jesteś egoistką!”.

Moja własna rodzina też miała mieszane uczucia:

– Może powinnaś być bardziej wyrozumiała? To starsza kobieta… Może jest samotna?

Ale nikt nie widział tego piekła od środka.

Zosia powoli wracała do siebie dzięki terapii u psychologa szkolnego i wsparciu Adama oraz mojej mamy. Ja sama zaczynałam znów oddychać pełną piersią.

Czasem jednak budzę się w nocy zlana potem i myślę: czy to już koniec? Czy kiedyś będziemy naprawdę wolne?

Patrzę na śpiącą Zosię i pytam siebie: ile jeszcze matka musi wycierpieć przez cudzą toksyczność? Czy naprawdę rodzina zawsze musi być najważniejsza – nawet kosztem własnego spokoju?