Brat poprosił, żeby mógł z żoną u mnie zamieszkać – historia, która podzieliła rodzinę

Drzwi zadzwoniły o 22:17. Byłem już w piżamie, z kubkiem herbaty w ręku, kiedy przez wizjer zobaczyłem mojego brata – zmokniętego, z podkrążonymi oczami, a obok niego jego żona i mały synek. W tej jednej sekundzie poczułem, jak wszystko wraca: dzieciństwo w bloku na Pradze, wspólne wyprawy na trzepak, a potem – coraz więcej rozczarowań.

– Michał, błagam cię… – zaczął mój brat, Paweł. – Nie mamy gdzie iść. Wyrzucili nas z mieszkania. Proszę, choć na kilka dni…

Jego żona, Aneta, stała z boku, ściskając dziecko tak mocno, jakby chciała je ochronić przed całym światem. Przez chwilę nie mogłem się odezwać. Wpuściłem ich do środka, choć serce waliło mi jak młotem.

Nie spałem tej nocy. Siedziałem w kuchni i patrzyłem na zegar, słysząc ciche szlochy Anety zza drzwi pokoju gościnnego. Przypomniałem sobie wszystko: jak Paweł zawsze był tym, któremu się upiekło. Ja musiałem harować na dwa etaty, żeby skończyć studia i kupić to mieszkanie. On – wiecznie miał szczęście albo kogoś, kto go ratował.

Rano zadzwoniła mama.

– Michałku, czy Paweł jest u ciebie? – zapytała od razu, bez przywitania.

– Tak. Przyszli w nocy. Mamo…

– Synku, pomóż mu. On zawsze był taki wrażliwy…

Zacisnąłem zęby. Wrażliwy? Czy to słowo tłumaczyło wszystko? Czy to znaczyło, że ja muszę być silny za nas obu?

Przez kolejne dni mieszkanie zamieniło się w pole minowe. Paweł siedział całymi dniami na kanapie, przeglądał telefon i narzekał na „tych złodziei” z pracy. Aneta próbowała pomagać w domu, ale widziałem jej zmęczenie i upokorzenie. Mały Kacper biegał po salonie, rozrzucając zabawki i śmiejąc się głośno – jedyny niewinny w tym wszystkim.

Pewnego wieczoru wróciłem późno z pracy. W kuchni czekała na mnie Aneta.

– Michał… Przepraszam za wszystko. Paweł… on się pogubił. Ja już nie wiem, co robić. – Jej głos drżał.

– Aneta, ja nie jestem jego ojcem – odpowiedziałem ostrożnie. – Pomogę wam przez chwilę, ale nie mogę brać odpowiedzialności za jego decyzje.

Wtedy usłyszałem trzask drzwi. Paweł stał w progu.

– To co? Wyrzucisz nas na bruk? – zapytał z ironią.

– Nie o to chodzi… Ale musisz coś zrobić ze swoim życiem! Ile razy mam cię ratować?

– Łatwo ci mówić! Ty zawsze miałeś lepiej! – krzyknął Paweł. – Rodzice cię kochali bardziej! Tobie dali mieszkanie!

Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłem złapać tchu.

– Naprawdę tak myślisz? – spytałem cicho.

– Tak! Ty zawsze byłeś tym lepszym synem!

Wybiegł z mieszkania, trzaskając drzwiami tak mocno, że Kacper się rozpłakał. Aneta pobiegła za nim.

Tej nocy nie spałem ani minuty. Przewracałem się z boku na bok, analizując każde słowo. Czy naprawdę byłem dla niego tylko „tym lepszym”? Czy cała moja praca i wyrzeczenia były dla niego powodem do nienawiści?

Następnego dnia Paweł wrócił nad ranem – pijany. Zrobił awanturę o klucze do samochodu (którego nawet nie miał prawa prowadzić), potem zasnął na kanapie. Aneta płakała w łazience.

Zadzwoniłem do mamy.

– Mamo, ja już nie daję rady…

– Michałku, rodzina jest najważniejsza…

– Ale czy ja też jestem rodziną? Czy tylko ten, kto ciągle prosi o pomoc?

Mama milczała długo.

Tydzień później sytuacja stała się nie do zniesienia. Paweł nie szukał pracy, nie pomagał w domu, tylko coraz częściej wychodził wieczorami i wracał nad ranem. Aneta była cieniem człowieka.

W końcu usiedliśmy razem przy stole.

– Paweł – zacząłem spokojnie – musicie znaleźć inne rozwiązanie. Pomogę wam znaleźć mieszkanie socjalne albo wrócicie do rodziców Anety. Ale nie możecie tu zostać na zawsze.

Paweł spojrzał na mnie z nienawiścią.

– Wiedziałem! Zawsze byłeś egoistą!

Aneta spuściła głowę.

– Michał… ja już nie mam siły…

Zadzwoniła wtedy moja narzeczona, Julia. Od miesięcy planowaliśmy wspólne życie, ale odkąd Paweł z rodziną się u mnie pojawił, wszystko stanęło w miejscu.

– Michał, musisz postawić granice – powiedziała stanowczo przez telefon. – Inaczej nigdy nie będziemy mieli własnego życia.

Miała rację. Ale czy bycie dobrym bratem oznaczało zgodę na własne poświęcenie?

Ostatniej nocy przed ich wyprowadzką usiadłem z Pawłem na balkonie.

– Pamiętasz nasze dzieciństwo? – spytałem cicho.

– Pamiętam – odpowiedział po dłuższej chwili. – Ale wtedy byliśmy razem przeciwko światu. Teraz mam wrażenie, że świat jest przeciwko mnie…

– To nie świat jest przeciwko tobie – powiedziałem łagodnie. – To ty sam sobie przeszkadzasz.

Nie odpowiedział nic więcej.

Rano spakowali rzeczy do starej torby sportowej i wyszli bez słowa pożegnania. Aneta tylko spojrzała mi w oczy i wyszeptała: „Dziękuję”.

Mama zadzwoniła jeszcze tego samego dnia.

– Michałku… Jak mogłeś?

Nie potrafiłem jej odpowiedzieć.

Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Paweł mieszka u teściów Anety pod Radomiem, podobno znalazł jakąś pracę dorywczą. Nie rozmawiamy ze sobą prawie wcale. Mama nadal ma do mnie żal, tata milczy podczas rodzinnych obiadów. Julia została moją żoną i spodziewamy się dziecka.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy byłem złym bratem? Czy można pomóc komuś bez końca, nie tracąc przy tym siebie? A może czasem trzeba pozwolić komuś upaść, żeby mógł się podnieść sam? Co wy byście zrobili na moim miejscu?