Zdrada w cieniu choroby: Moja walka o siebie po diagnozie raka i rozpadzie rodziny

– Jak to możliwe, że wszystko wali się naraz? – szepnęłam do siebie, patrząc na swoje odbicie w lustrze szpitalnej łazienki. Moje włosy już zaczęły wypadać, skóra była blada, a oczy – te same, które kiedyś błyszczały radością – teraz były pełne strachu i niedowierzania. Za drzwiami czekał mój mąż, Marek. Jeszcze niedawno był dla mnie ostoją. Dziś nie byłam już tego taka pewna.

– Aniu, musimy porozmawiać – usłyszałam jego głos, cichy, jakby nie chciał mnie przestraszyć. Wyszłam z łazienki, otulona szlafrokiem, i spojrzałam na niego. Stał oparty o ścianę, z rękami w kieszeniach, wzrok wbity w podłogę.

– Co się dzieje? – zapytałam. Czułam, że zaraz usłyszę coś, co zmieni wszystko.

– To nie jest dobry moment… Ale musisz wiedzieć. Z Magdą… – urwał. Magda. Moja przyjaciółka od liceum. Zawsze była blisko nas, pomagała przy dzieciach, przychodziła na kawę.

– Co z Magdą? – głos mi zadrżał.

– Przepraszam. To się stało tylko raz… – Marek nie dokończył. Nie musiał. Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi powietrze z płuc.

W jednej chwili ból po diagnozie raka piersi stał się niczym przy tym, co poczułam teraz. Zdrada. I to w momencie, gdy najbardziej potrzebowałam wsparcia.

Przez kolejne dni funkcjonowałam jak automat. Chemia, badania, rozmowy z lekarzami. Wszyscy wokół byli tacy uprzejmi – pielęgniarki z oddziału onkologii w Warszawie znały mnie już po imieniu. Ale w środku czułam się martwa.

Mama przyjeżdżała codziennie z zupą i ciepłym kocem. – Aniu, musisz jeść – powtarzała. Ale ja nie miałam siły nawet udawać, że wszystko będzie dobrze.

Najgorsze były wieczory. Dzieci spały u babci, Marek wracał późno z pracy – a ja zostawałam sama ze swoimi myślami. Przewijały mi się obrazy: nasze wspólne wakacje nad Bałtykiem, śmiech dzieci na placu zabaw, Magda ściskająca mnie na urodzinach…

Pewnej nocy nie wytrzymałam. Zadzwoniłam do Magdy.

– Dlaczego? – zapytałam bez wstępu.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Aniu… Ja… To był błąd. Marek był załamany po twojej diagnozie… Ja też się bałam…

– Więc postanowiliście pocieszyć się nawzajem? – przerwałam jej zimno.

– Przepraszam – wyszeptała.

Rozłączyłam się. Nie chciałam słuchać usprawiedliwień.

Kolejne tygodnie były walką o każdy dzień. Chemia wyniszczała moje ciało, ale jeszcze bardziej wyniszczała mnie samotność i poczucie zdrady. Marek próbował rozmawiać, przynosił kwiaty do szpitala, ale nie potrafiłam mu wybaczyć.

Pewnego dnia podczas kolejnej wizyty kontrolnej usłyszałam od lekarki:

– Pani Anno, wyniki są lepsze niż się spodziewaliśmy. Jest szansa na remisję.

Powinnam się cieszyć – ale nie potrafiłam. Bo co z tego, skoro moje życie i tak legło w gruzach?

Wróciłam do domu po ostatniej chemii. Dzieci rzuciły mi się na szyję.

– Mamo! – krzyczała Zosia. – Zrobiliśmy dla ciebie laurkę!

Patrzyłam na ich uśmiechnięte buzie i poczułam pierwszy raz od miesięcy coś na kształt nadziei.

Wieczorem Marek usiadł obok mnie na kanapie.

– Aniu… Wiem, że cię zraniłem. Nie proszę o wybaczenie od razu. Ale chcę być przy tobie i przy dzieciach.

Spojrzałam na niego długo.

– Nie wiem, czy potrafię ci zaufać – powiedziałam szczerze.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poukładać swoje życie na nowo. Chodziłam na terapię indywidualną i grupową dla kobiet po chorobie nowotworowej. Tam poznałam Ewę – kobietę po rozwodzie, która też przeszła przez raka i zdradę męża.

– Najważniejsze to pokochać siebie na nowo – powiedziała mi kiedyś podczas spaceru po Łazienkach.

Zaczęłam powoli wracać do pracy w bibliotece osiedlowej. Ludzie pytali o zdrowie, przynosili domowe ciasta i książki dla dzieci. Poczułam, że nie jestem sama.

Marek starał się być obecny: odbierał dzieci ze szkoły, gotował obiady, sprzątał mieszkanie. Ale między nami była przepaść.

Pewnego dnia Zosia zapytała:

– Mamo, dlaczego jesteś smutna?

Przytuliłam ją mocno.

– Czasem dorośli też muszą nauczyć się być szczęśliwi od nowa – odpowiedziałam.

Po kilku miesiącach podjęłam decyzję: poprosiłam Marka o separację.

– Muszę nauczyć się żyć sama ze sobą – powiedziałam mu spokojnie. – Może kiedyś ci wybaczę. Ale teraz muszę zadbać o siebie i dzieci.

Nie płakał. Przyjął to ze zrozumieniem.

Dziś mija rok od mojej ostatniej chemii. Włosy odrosły krótkie i kręcone jak u dziecka. Zosia i Kuba śmieją się coraz częściej. Magda wyprowadziła się do innego miasta – nie utrzymujemy kontaktu.

Czasem siadam wieczorem przy oknie z kubkiem herbaty i myślę: czy można naprawdę wybaczyć taką zdradę? Czy można jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi? A może najważniejsze to nauczyć się ufać samej sobie?

Co wy byście zrobili na moim miejscu? Czy wybaczylibyście? Czy potrafilibyście zacząć wszystko od nowa?