Za późno na żal? Jak sprowadzenie mamy do mojego domu zmieniło wszystko
— Mamo, proszę, nie rób mi tego — wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Mama siedziała przy stole, patrząc na mnie tym swoim nieprzeniknionym wzrokiem, który pamiętałam z dzieciństwa. — Nie rozumiem, dlaczego musisz się tak zachowywać.
— Bo to nie jest mój dom, Aniu — odpowiedziała cicho, ale stanowczo. — Ja tu tylko przeszkadzam.
To był trzeci tydzień odkąd mama zamieszkała z nami po śmierci taty. Wszyscy mówili: „To najlepsze rozwiązanie”, „Nie możesz jej zostawić samej”, „Będzie ci wdzięczna”. Ale nikt nie mówił o tym, jak bardzo to wszystko boli.
Mój mąż, Tomek, starał się być wyrozumiały. Ale widziałam, jak coraz częściej zamyka się w swoim gabinecie. Moje dzieci — Zosia i Michał — początkowo cieszyły się z obecności babci. Teraz jednak unikały wspólnych posiłków, a w domu narastało napięcie.
Mama była inna niż kiedyś. Po śmierci taty zamknęła się w sobie. Często siedziała godzinami w milczeniu, patrząc przez okno na szare bloki. Kiedy próbowałam ją zagadnąć, odpowiadała półsłówkami albo zbywała mnie wzruszeniem ramion.
Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię w pokoju dzieci. — To przez babcię nie możemy już grać na konsoli! — krzyczał Michał. — Ona ciągle śpi na kanapie i wszystko jej przeszkadza!
Zosia płakała. — Przestań! Babcia jest smutna!
Weszłam do pokoju i zobaczyłam ich skulonych na łóżku. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo — jak mama zawsze była twarda, wymagająca, ale sprawiedliwa. Teraz była cieniem samej siebie.
Wieczorem usiadłam z Tomkiem w kuchni.
— Nie wiem, czy dam radę — powiedziałam cicho. — Czuję się rozdarta. Chciałabym jej pomóc, ale mam wrażenie, że ona mnie odpycha.
Tomek westchnął. — Może powinniśmy porozmawiać z twoją siostrą? Może Basia mogłaby ją czasem zabrać do siebie?
Poczułam ukłucie złości. Basia od początku była przeciwna temu rozwiązaniu. „Nie mam warunków”, powtarzała. „Ty masz większe mieszkanie”. Zawsze byłam tą odpowiedzialną.
Następnego dnia zadzwoniłam do Basi.
— Może mogłabyś zabrać mamę na weekend? — zapytałam niepewnie.
— Anka, przecież wiesz, że u mnie się nie da! Dzieci mają egzaminy, Marek pracuje zdalnie… Poza tym to ty zawsze miałaś lepszy kontakt z mamą.
Zacisnęłam zęby. — To nie jest kwestia kontaktu! Ja po prostu nie daję już rady!
— Przesadzasz — usłyszałam w słuchawce. — Mama jest starsza, potrzebuje nas. Musisz być silna.
Odłożyłam telefon i poczułam się jeszcze bardziej samotna.
Wieczorem mama przyszła do mnie do pokoju.
— Aniu… przepraszam — powiedziała nagle. — Wiem, że ci ciężko ze mną. Ja po prostu… nie umiem być tutaj szczęśliwa bez taty.
Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem. Po raz pierwszy od dawna pozwoliła się przytulić.
— Mamo, ja też tęsknię za tatą. Ale musimy jakoś żyć dalej.
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy.
— Pamiętasz, jak byłam mała i bałam się burzy? — zapytałam nagle. — Ty zawsze mówiłaś: „Burza minie”.
Mama uśmiechnęła się słabo.
— Bo zawsze mijała.
W kolejnych tygodniach próbowałyśmy odnaleźć nowy rytm. Zaczęłyśmy razem gotować obiady. Mama opowiadała mi historie z młodości, których nigdy wcześniej nie słyszałam. Czasem płakałyśmy razem nad zdjęciami taty.
Ale były też dni, kiedy miałam ochotę uciec z domu i nigdy nie wracać. Kiedy mama krytykowała sposób wychowania moich dzieci albo narzekała na Tomka, czułam narastającą frustrację.
Pewnego dnia wybuchłam:
— Mamo! To jest mój dom! Jeśli coś ci nie pasuje, powiedz wprost!
Mama spojrzała na mnie zaskoczona i… rozpłakała się.
— Przepraszam… Ja po prostu nie wiem już, kim jestem bez niego… Bez was wszystkich…
Wtedy zrozumiałam: ona też się boi. Straciła męża i dom, a teraz czuje się obca nawet u własnej córki.
Wieczorem napisałam do Basi długą wiadomość. Opisałam jej wszystko: zmęczenie, żal, poczucie winy i samotność. Odpisała dopiero rano: „Przepraszam. Nie wiedziałam, że aż tak ci ciężko. Może spróbujemy razem znaleźć jakieś rozwiązanie?”
Zaczęłyśmy szukać pomocy — psychologa dla mamy, wsparcia dla mnie. Z czasem było trochę łatwiej. Mama zaczęła wychodzić na spacery z sąsiadką, ja nauczyłam się prosić o pomoc.
Ale do dziś mam w sobie żal i pytania bez odpowiedzi: Czy zrobiłam wszystko dobrze? Czy można być dobrą córką i jednocześnie nie zatracić siebie?
Czasem patrzę na mamę i myślę: czy gdybym podjęła inną decyzję, byłoby nam lżej? Czy ktoś z was też czuje się czasem rozdarty między miłością a własnymi potrzebami?