W połowie życia odkryłem, że moje dzieci nie są moje

– Michał, nie przesadzaj, przecież to tylko żart! – śmiała się Marta, kiedy rzuciłem jej poduszką podczas rodzinnej kolacji. Dzieci piszczały z radości, a ja patrzyłem na nich z dumą. Byliśmy zwyczajną rodziną z warszawskiego Ursynowa – dom, praca, szkoła, wakacje nad Bałtykiem. Wydawało mi się, że nic nie może tego zmienić.

Marta i ja znaliśmy się od podstawówki. Zawsze była tą dziewczyną z błyskiem w oku i ciętą ripostą. Po liceum nasze drogi się rozeszły, ale los sprawił, że spotkaliśmy się ponownie na imprezie u wspólnego znajomego. Wtedy zobaczyłem ją inaczej – już nie jako kumpelę z klasy, ale kobietę, która mogłaby być matką moich dzieci. I tak się stało. Szybko się pobraliśmy, a potem pojawiła się Zosia, a dwa lata później Staś.

Przez lata żyliśmy jak w bajce. Oczywiście, były kłótnie o drobiazgi – kto wyrzuci śmieci, kto odbierze dzieci ze szkoły – ale zawsze potrafiliśmy się dogadać. Marta była moją najlepszą przyjaciółką. Często żartowaliśmy, że jesteśmy jak stare dobre małżeństwo z amerykańskich filmów – ona z sarkazmem, ja z dystansem.

Wszystko zaczęło się zmieniać powoli. Najpierw zauważyłem, że Marta coraz częściej zamyka się w łazience z telefonem. Tłumaczyła, że rozmawia z mamą albo koleżanką z pracy. Potem zaczęła wracać później do domu. Tłumaczyła się nadgodzinami. Nie chciałem być podejrzliwy – ufałem jej bezgranicznie.

Pewnego wieczoru siedzieliśmy przy stole i rozmawialiśmy o przyszłości dzieci. Zosia miała wtedy 13 lat i marzyła o szkole muzycznej. Staś był typowym ośmiolatkiem – wszędzie go było pełno. Marta nagle powiedziała:

– Michał, myślałeś kiedyś o tym, żeby zrobić testy DNA? Tak dla zabawy? Wiesz, teraz to modne…

Zaśmiałem się wtedy:

– A po co? Przecież widzę w nich siebie!

Marta uśmiechnęła się dziwnie i temat ucichł. Ale coś we mnie drgnęło. Zacząłem przypominać sobie różne sytuacje – jej tajemnicze rozmowy, dziwne spojrzenia znajomych na rodzinnych spotkaniach.

Kilka tygodni później znalazłem w szufladzie kopertę z wynikami testów DNA. Moje serce zamarło. Przeczytałem: „Wykluczenie biologicznego ojcostwa”. Najpierw pomyślałem, że to jakiś żart Marty – przecież zawsze lubiła robić mi psikusy. Ale kiedy pokazałem jej wyniki, zbladła.

– Michał… Ja… To nie tak miało wyjść…

Zacząłem krzyczeć. Dzieci wbiegły do pokoju przerażone. Marta płakała i powtarzała: „Przepraszam”. Wyszedłem z domu i błąkałem się po ulicach przez kilka godzin. Warszawa wydawała mi się wtedy obca jak nigdy wcześniej.

Kiedy wróciłem nad ranem, Marta siedziała w kuchni z kubkiem zimnej herbaty. Usiadłem naprzeciwko niej i zapytałem cicho:

– Kto jest ojcem moich dzieci?

Zaczęła opowiadać o swoim dawnym chłopaku z pracy – Adamie. Podobno to był tylko jeden raz, kiedy pokłóciliśmy się o coś błahego. Potem już nigdy więcej go nie widziała. Ale los chciał inaczej.

Nie pamiętam dokładnie kolejnych dni. Funkcjonowałem jak automat – praca, dom, dzieci. Zosia i Staś patrzyli na mnie ze strachem i niezrozumieniem. Nie wiedzieli jeszcze prawdy.

Najgorsze było to uczucie pustki. Przez czternaście lat byłem ojcem – odprowadzałem Zosię do przedszkola, uczyłem Stasia jeździć na rowerze, czytałem im bajki na dobranoc. Teraz miałem uwierzyć, że to wszystko było kłamstwem?

Rodzina Marty próbowała mnie przekonać, żebym nie odchodził. Jej matka płakała i mówiła: „Przecież to twoje dzieci! Wychowałeś je!”. Mój ojciec był wściekły: „Jak mogłeś dać się tak oszukać?”.

Przez kilka tygodni spałem na kanapie w salonie. Unikałem Marty jak ognia. Dzieci pytały: „Tato, dlaczego jesteś smutny?”. Nie potrafiłem im odpowiedzieć.

Pewnego dnia Zosia przyszła do mnie wieczorem.

– Tato… Czy ty nas już nie kochasz?

Zacisnąłem powieki i poczułem łzy na policzkach.

– Kocham was najbardziej na świecie – wyszeptałem.

Wtedy zrozumiałem, że choć nie jestem ich biologicznym ojcem, to przez te wszystkie lata byłem dla nich wszystkim. Ale czy potrafię wybaczyć Marcie? Czy mogę jeszcze zaufać komukolwiek?

Dziś mieszkam sam w wynajętym mieszkaniu na Mokotowie. Widuję dzieci co drugi weekend. Marta próbuje naprawić nasze relacje, ale ja wciąż nie wiem, czy to możliwe.

Czasem patrzę na zdjęcia z wakacji i zastanawiam się: czy można budować szczęście na kłamstwie? Czy miłość do dzieci jest silniejsza niż zdrada? Może wy mi powiecie…