W dniu naszej rocznicy mąż zapomniał nie tylko o kwiatach. Zapomniał, że nadal jesteśmy razem…
— Marek, wróciłam! — zawołałam, przekraczając próg mieszkania. W rękach trzymałam butelkę czerwonego wina i jeszcze ciepłe ciasto z kremem orzechowym, które zamówiłam specjalnie dla niego. Przez chwilę stałam w przedpokoju, nasłuchując. Z kuchni dobiegał cichy szum ekspresu do kawy, a zza drzwi gabinetu — stłumione klikanie klawiatury.
Podeszłam bliżej. — Marek? — zapukałam delikatnie. — Mam niespodziankę!
— Mhm, zaraz… — mruknął bez odrywania wzroku od monitora. — Daj mi jeszcze pięć minut, muszę skończyć raport.
Spojrzałam na zegarek. Była osiemnasta trzydzieści. Dokładnie o tej porze trzy lata temu Marek wręczył mi bukiet białych róż i powiedział: „Od dziś już zawsze razem”.
Usiadłam przy stole, rozpakowałam ciasto i nalałam sobie kieliszek wina. Czekałam. Pięć minut zamieniło się w piętnaście, potem w pół godziny. W końcu drzwi gabinetu uchyliły się i Marek wyszedł, przecierając oczy.
— O, hej. Co tam masz? — rzucił obojętnie.
— Ciasto z kremem orzechowym. Twoje ulubione. I wino…
— Super, dzięki — powiedział i sięgnął po kawałek ciasta, nawet nie patrząc na mnie.
Zrobiło mi się zimno. — Marek… Dzisiaj jest nasza rocznica.
Zamarł na chwilę z widelcem w dłoni. — Rocznica? — powtórzył głucho.
— Tak. Trzy lata temu…
— O rany, przepraszam. Kompletnie zapomniałem. Wiesz, w pracy mam teraz taki młyn…
Patrzyłam na niego i czułam, jak coś we mnie pęka. Przez chwilę miałam ochotę rzucić tym winem o ścianę, wykrzyczeć mu w twarz wszystko, co mnie boli. Ale tylko westchnęłam i upiłam łyk.
— To nie pierwszy raz, Marek.
— No nie przesadzaj…
— W zeszłym miesiącu zapomniałeś o moich urodzinach. Wcześniej o imieninach mamy. Zawsze masz wymówkę: praca, zmęczenie, coś ważniejszego.
Wzruszył ramionami i usiadł naprzeciwko mnie. — Przepraszam, naprawdę. Ale przecież jesteśmy razem codziennie. To tylko data.
— Dla mnie nie „tylko”. Dla mnie to ważne — powiedziałam cicho.
Zapadła cisza. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie jak obcy ludzie. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy naprawdę szczerze. Kiedy ostatni raz spojrzał na mnie tak, jak wtedy przy świecach w restauracji „Pod Aniołem”.
Marek odsunął się od stołu i wrócił do swojego komputera. Zostałam sama z winem i ciastem, które nagle straciło smak.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słuchając jego równomiernego oddechu. W końcu wstałam i usiadłam przy oknie. Patrzyłam na światła miasta i zastanawiałam się, kiedy zaczęliśmy się mijać.
Następnego dnia zadzwoniła mama.
— I jak tam rocznica? Marek znowu coś wymyślił?
Zawahałam się. — Było… zwyczajnie.
— Zwyczajnie? — powtórzyła podejrzliwie. — Coś się dzieje?
Chciałam jej powiedzieć wszystko: o samotności we dwoje, o tym, że czuję się niewidzialna we własnym domu. Ale wiedziałam, że zacznie mnie przekonywać: „Facetom trzeba przypominać”, „Taka już ich natura”.
Zamiast tego zmieniłam temat.
Wieczorem Marek wrócił późno. Znowu praca, znowu zmęczenie wypisane na twarzy.
— Może pójdziemy gdzieś w weekend? — zaproponował bez przekonania.
— Nie wiem…
— No weź, przecież nie będziemy się kłócić o jedną datę.
Poczułam narastającą złość.
— To nie o datę chodzi! Chodzi o to, że przestaliśmy być dla siebie ważni! Że nawet nie zauważasz, kiedy płaczę wieczorem w łazience!
Zamilkł na chwilę. — Przesadzasz…
— Naprawdę? To powiedz mi, kiedy ostatni raz spojrzałeś na mnie tak jak dawniej? Kiedy ostatni raz zapytałeś, jak się czuję?
Nie odpowiedział. Wyszedł do kuchni i zamknął za sobą drzwi.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Rozmawialiśmy tylko o zakupach i rachunkach. Czułam się coraz bardziej samotna.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Anka, moja przyjaciółka ze studiów.
— Słyszałam twój głos na Messengerze… Coś się dzieje?
Opowiedziałam jej wszystko. O tym, jak Marek zapomniał o rocznicy, o tym, jak bardzo boli mnie jego obojętność.
— A może on kogoś ma? — rzuciła nagle Anka.
Zamarłam. Nigdy o tym nie pomyślałam… Ale czy to możliwe? Przecież Marek zawsze był lojalny…
Tej nocy długo rozmyślałam nad jej słowami. Zaczęłam zwracać uwagę na szczegóły: nowe hasło w telefonie Marka, częste wyjazdy służbowe do Warszawy, tajemnicze wiadomości na WhatsAppie.
Kilka dni później znalazłam paragon z kawiarni „Czekolada” — tej samej, do której kiedyś chodziliśmy razem na randki. Data: dzień naszej rocznicy. Godzina: 15:30.
Serce mi zamarło.
Wieczorem postanowiłam zapytać wprost:
— Byłeś ostatnio w „Czekoladzie”? — rzuciłam niby od niechcenia.
Marek spojrzał na mnie zaskoczony.
— Skąd wiesz?
— Znalazłam paragon.
Zawahał się przez chwilę.
— Byłem tam z koleżanką z pracy. Mieliśmy spotkanie projektowe.
Patrzyłam mu prosto w oczy. Kiedyś potrafił kłamać tylko wtedy, gdy chodziło o niespodzianki dla mnie. Teraz widziałam w jego spojrzeniu cień niepokoju.
— Marek… Czy ty mnie jeszcze kochasz?
Nie odpowiedział od razu. Odwrócił wzrok i zaczął nerwowo bawić się obrączką.
— Nie wiem… Ostatnio wszystko jest takie trudne…
Łzy napłynęły mi do oczu.
— To może czas przestać udawać?
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, której nie potrafiliśmy już przerwać żadnym słowem.
Dziś piszę te słowa siedząc sama przy kuchennym stole. Wino już dawno wystygło, a ciasto pokryło się suchą skorupką. Patrzę na nasze wspólne zdjęcia i zastanawiam się: kiedy przestaliśmy być „my”, a staliśmy się tylko „ja” i „ty”? Czy można jeszcze odbudować coś, co tak długo się rozpadało? A może czas pozwolić sobie odejść i zacząć żyć naprawdę?