Trzydzieści lat ciszy, jeden telefon – i wszystko runęło. Historia Anny z Krakowa
– Mamo, dlaczego tata tak dziwnie się zachowywał? – zapytała mnie Zosia, kiedy wracałyśmy z rodzicami mojego męża przez Planty. Było już po dwudziestej, a deszcz odbijał się od brukowanych alejek, rozmazując światła latarni. Teść szedł powoli, ciężko oddychając, a teściowa ściskała moją dłoń tak mocno, że aż bolało.
– Może po prostu się zmęczył – odpowiedziałam, choć sama czułam w środku niepokój. Ostatnio Michał był inny. Często zamykał się w sobie, patrzył gdzieś w dal, jakby szukał czegoś, czego nie mógł znaleźć. Po tym, jak stracił pracę w urzędzie miasta i przez kilka miesięcy siedział w domu, coś się w nim złamało. Ale dzisiaj… dzisiaj wydawał się naprawdę szczęśliwy. Przynajmniej do momentu, gdy zadzwonił ten cholerny telefon.
Wróciłyśmy do naszego mieszkania na Kazimierzu po godzinie. W progu przywitała nas cisza. Z kuchni dobiegał tylko cichy szum zmywarki. Zosia pobiegła do swojego pokoju, a ja weszłam do salonu. Michał siedział na kanapie z telefonem w dłoni, blady jak ściana. Spojrzał na mnie i przez chwilę miałam wrażenie, że nie poznaje mojej twarzy.
– Co się stało? – zapytałam cicho.
Nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się w ekran telefonu, jakby tam szukał ratunku.
– Muszę ci coś powiedzieć – wyszeptał w końcu. – To ważne.
Usiadłam obok niego. Czułam, jak serce wali mi w piersi.
– Dzwoniła… dzwoniła Agnieszka – powiedział powoli. – Moja… była dziewczyna. Zanim się poznaliśmy.
Zamarłam. Agnieszka była tematem tabu w naszym domu. Wiedziałam tylko tyle, że kiedyś byli razem i że rozstali się w nieprzyjemnych okolicznościach.
– I co chciała? – zapytałam ostrożnie.
Michał spuścił głowę.
– Powiedziała, że… mam syna. Dorosłego syna. Ma dwadzieścia dziewięć lat. I… chce mnie poznać.
Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Wszystko wokół zaczęło wirować. Nasze trzydzieści lat razem, nasze dzieci, nasze wspólne życie – nagle pojawił się ktoś jeszcze. Ktoś, o kim nie wiedziałam nic.
– To jakiś żart? – wyszeptałam.
– Nie… Przysięgam, nie wiedziałem! Agnieszka nigdy mi nie powiedziała…
Wstałam gwałtownie i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– I co teraz? Co zamierzasz zrobić?
Michał patrzył na mnie bezradnie.
– Chcę go poznać… Chcę wiedzieć…
Wybiegłam z salonu i zamknęłam się w łazience. Oparłam się o zimne kafelki i pozwoliłam łzom płynąć. W głowie kłębiły mi się pytania: Jak mogłam niczego nie zauważyć? Czy przez te wszystkie lata żyliśmy w kłamstwie?
Następne dni były jak koszmar na jawie. Michał chodził jak cień, unikał mojego wzroku. Zosia coś wyczuwała, ale nie pytała. Ja próbowałam funkcjonować normalnie: praca w bibliotece na Rajskiej, dom, zakupy… Ale każda czynność była jak walka z ciężarem na piersi.
Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Cisza była gęsta jak mgła.
– Muszę go zobaczyć – powiedział Michał cicho. – On chce mnie poznać. To mój syn…
Spojrzałam na niego z bólem.
– A ja? A nasza rodzina? My się nie liczymy?
Michał złapał mnie za rękę.
– Liczycie się najbardziej na świecie. Ale nie mogę udawać, że to się nie wydarzyło.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół naszego życia. Czy naprawdę był szczery przez te wszystkie lata? Czy ja byłam dla niego tylko „drugim wyborem”? A może to ja byłam ślepa?
Następnego dnia Michał pojechał spotkać się z synem. Wrócił późno wieczorem, zmęczony i roztrzęsiony.
– Jest podobny do mnie – powiedział cicho. – Ma moje oczy…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam żal, gniew i… zazdrość? Przecież to nie jego wina! Ale nie potrafiłam przestać myśleć o tym chłopaku – o tym, że przez tyle lat żył bez ojca, a ja żyłam w błogiej nieświadomości.
Przez kolejne tygodnie nasza rodzina zaczęła pękać w szwach. Zosia dowiedziała się prawdy przypadkiem – podsłuchała naszą rozmowę przez drzwi.
– Mam brata? – zapytała z niedowierzaniem.
Nie umiałam jej odpowiedzieć. Jak wyjaśnić dziecku, że życie czasem pisze scenariusze gorsze niż najgorszy serial?
Teściowie byli w szoku. Teściowa płakała całe dnie, teść zamknął się w sobie jeszcze bardziej niż zwykle.
A ja… ja musiałam zdecydować: czy potrafię wybaczyć Michałowi? Czy potrafię zaakceptować nowego członka rodziny? Czy jestem gotowa walczyć o nasze małżeństwo?
Pół roku później nasza rodzina jest inna niż kiedyś – bardziej ostrożna, mniej ufna. Ale próbujemy budować wszystko od nowa. Spotykamy się czasem z Bartkiem – moim pasierbem. Jest cichy i zamknięty w sobie, ale widzę w nim Michała sprzed lat.
Czasem patrzę na męża i zastanawiam się: czy naprawdę można wybaczyć wszystko? Czy miłość jest silniejsza niż tajemnice sprzed lat?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można zacząć od nowa po takim trzęsieniu ziemi?