„Synu, po co ci chora żona? Może jeszcze nie jest za późno na rozwód?”: Dwadzieścia lat temu pani Karolina była dumna ze swojej przyszłej synowej
Dwadzieścia lat temu pani Karolina nie mogła przestać wychwalać swojej przyszłej synowej, Wiktorii. „Ona jest wspaniała!” mówiła wszystkim, którzy chcieli słuchać. „Ukończyła studia, uczy angielskiego w szkole. Może podróżować gdziekolwiek. To dziwne, że zakochała się w moim synu—on jest mechanikiem samochodowym, samoukiem, ale jaki…”
Wiktoria była uosobieniem gracji i inteligencji. Miała przed sobą świetlaną przyszłość, a wszyscy w małym miasteczku Zielonki o tym wiedzieli. Janek, z kolei, był skromnym mechanikiem samochodowym, który wszystkiego nauczył się od swojego zmarłego ojca. Pomimo różnych środowisk, ich historia miłosna była tematem rozmów w całym miasteczku.
Pani Karolina początkowo była sceptyczna wobec ich związku. Nie mogła zrozumieć, dlaczego ktoś tak osiągnięty jak Wiktoria wybrał jej syna. Ale gdy lepiej poznała Wiktorię, jej wątpliwości zniknęły. Wiktoria była miła, inteligentna i naprawdę zakochana w Janku. Pani Karolina zaczęła widzieć w niej córkę, której nigdy nie miała.
Ślub był wielkim wydarzeniem, na które przybyli wszyscy z Zielonek. Pani Karolina promieniała dumą, patrząc, jak jej syn poślubia kobietę swoich marzeń. Przez jakiś czas wszystko wydawało się idealne. Wiktoria nadal uczyła, a Janek pracował niestrudzenie w swoim warsztacie. Byli obrazem szczęśliwej pary.
Jednak życie ma sposób na rzucanie kłód pod nogi, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Kilka lat po ślubie Wiktoria zaczęła czuć się źle. To, co zaczęło się od okazjonalnego zmęczenia, szybko przerodziło się w coś poważniejszego. Po licznych wizytach u lekarzy i badaniach, Wiktoria została zdiagnozowana z przewlekłą chorobą. Wiadomość była druzgocąca.
Janek był zdeterminowany, by stać przy swojej żonie. Podjął dodatkową pracę, aby pokryć rachunki medyczne i spędzał niezliczone noce na badaniu leczenia i terapii. Pani Karolina bezradnie patrzyła, jak jej niegdyś pełna życia synowa staje się cieniem samej siebie. Napięcie w ich małżeństwie było wyczuwalne.
Pewnego wieczoru pani Karolina postanowiła porozmawiać szczerze ze swoim synem. „Janku, po co ci chora żona? Może jeszcze nie jest za późno na rozwód?” zapytała, jej głos drżał. Nienawidziła siebie za to, że to zasugerowała, ale nie mogła znieść widoku cierpiącego syna.
Janek był zaskoczony. „Mamo, jak możesz tak mówić? Kocham Wiktorię. Przysięgałem być z nią w zdrowiu i chorobie,” odpowiedział, jego oczy pełne determinacji.
Pani Karolina westchnęła. „Wiem, Janku. Ale spójrz na siebie. Jesteś wyczerpany, a ona nie poprawia się. Może czas pomyśleć o swojej przyszłości.”
Janek pokręcił głową. „Moja przyszłość jest z Wiktorią. Nie opuszczę jej.”
Pomimo jego determinacji, lata zbierały swoje żniwo. Stan Wiktorii się pogarszał, a Janek stawał się cieniem człowieka, którym kiedyś był. Finansowe obciążenie, emocjonalny ciężar i ciągłe zmartwienia niszczyły ich kiedyś silną więź. Pani Karolina patrzyła w milczeniu, jak małżeństwo jej syna się rozpada.
Wiktoria, świadoma wpływu swojej choroby na Janka, podjęła bolesną decyzję. Pewnego wieczoru usiadła z nim i powiedziała: „Janku, myślę, że nadszedł czas, abyśmy się rozstali. Zasługujesz na życie, na przyszłość. Nie chcę cię zatrzymywać.”
Janek był zdruzgotany. „Wiktorio, nie mogę cię zostawić. Kocham cię.”
Łzy spływały po jej twarzy. „Ja też cię kocham, Janku. Ale to nie jest fair wobec ciebie. Proszę, pozwól mi odejść.”
Z niechęcią Janek się zgodził. Rozwód był przyjazny, ale pozostawił oboje zrozpaczonych. Wiktoria wróciła do rodziców, a Janek rzucił się w wir pracy, próbując stłumić ból.
Pani Karolina nigdy nie wybaczyła sobie, że zasiała ziarno wątpliwości w umyśle swojego syna. Patrzyła, jak Janek staje się samotnikiem, jego kiedyś jasne oczy teraz były matowe i bez życia. Miasteczko Zielonki szeptało o tragicznej historii miłosnej, będącej ciągłym przypomnieniem tego, co mogło być.