Niszcząca zazdrość: Czy moja żona jest mi wierna? Czy tracę ją…
— Malwina, gdzie byłaś tak długo? — pytam, starając się ukryć drżenie w głosie, choć wiem, że i tak je słyszy. Stoi w progu kuchni, z torbą na ramieniu, a jej oczy są zmęczone. — Byłam u mamy, przecież mówiłam ci rano — odpowiada spokojnie, ale ja już nie wierzę w te słowa. Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Może wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyłem jej uśmiech do telefonu, taki inny niż zwykle. Może wtedy, gdy zaczęła wracać później z pracy, tłumacząc się korkami albo spotkaniami służbowymi. A może to ja zwariowałem? Może to wszystko siedzi tylko w mojej głowie?
Mam na imię Andrzej. Mam czterdzieści dwa lata i od szesnastu lat jestem z Malwiną. Piętnaście lat temu przysięgaliśmy sobie miłość i wierność w kościele św. Anny w naszym rodzinnym mieście pod Warszawą. Mamy dwoje dzieci: Zosię, która właśnie kończy gimnazjum, i Michała — on jeszcze chodzi do podstawówki. Przez lata byliśmy zwyczajną rodziną: praca, dom, wakacje nad Bałtykiem, święta u teściów. Były kłótnie o drobiazgi, ale zawsze wracaliśmy do siebie. Aż do teraz.
Od kilku miesięcy czuję się jak cień samego siebie. Każdy dźwięk telefonu Malwiny sprawia, że serce podchodzi mi do gardła. Kiedy wychodzi z pokoju odebrać wiadomość, nie mogę się powstrzymać — podsłuchuję przez drzwi. Przeglądam jej media społecznościowe, szukam śladów czegoś podejrzanego. Wiem, że to chore. Wiem, że przekraczam granice. Ale nie potrafię inaczej.
— Andrzej, co się z tobą dzieje? — pytała mnie ostatnio Malwina, kiedy po raz kolejny próbowałem ją wypytać o szczegóły jej dnia. — Przecież nic się nie zmieniło! — krzyknęła wtedy i wyszła trzaskając drzwiami.
Ale ja wiem, że coś się zmieniło. Ona jest inna. Częściej się maluje do pracy. Zaczęła biegać wieczorami — niby dla zdrowia, ale nigdy wcześniej nie miała na to czasu ani ochoty. Kiedyś opowiadała mi o wszystkim: o koleżankach z pracy, o szefie, o plotkach przy kawie. Teraz milczy albo odpowiada półsłówkami.
Najgorsze są wieczory. Siedzę sam w salonie i patrzę na zegar. Słyszę śmiech dzieci z ich pokoi i myślę: czy to wszystko już się kończy? Czy ona mnie zdradza? Czy jestem tylko naiwnym idiotą?
Pewnego dnia nie wytrzymałem. Kiedy Malwina wyszła pobiegać, postanowiłem sprawdzić jej komputer. Zawsze znałem jej hasło — kiedyś nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Przeglądałem maile i wiadomości na Messengerze. Znalazłem rozmowę z kimś podpisanym „Kuba”. Nie było tam nic jednoznacznego — kilka żartów, jakieś zdjęcia z pracy, emoji serduszka… Ale dla mnie to był dowód.
Kiedy wróciła, czekałem na nią w kuchni.
— Kim jest Kuba? — zapytałem bez ogródek.
Zamarła na chwilę, potem westchnęła ciężko.
— To kolega z pracy. Pomaga mi przy projekcie. O co ci chodzi?
— O co mi chodzi?! — głos mi się załamał. — Od miesięcy coś ukrywasz! Nie rozmawiasz ze mną jak dawniej! Boję się… Boję się, że cię tracę.
Malwina spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
— Andrzej… Ja też się boję. Boję się twojej zazdrości. Boję się wracać do domu i być przesłuchiwana jak przestępca! Przecież nic złego nie zrobiłam!
Nie potrafiłem jej uwierzyć. Może dlatego, że sam czułem się coraz bardziej bezwartościowy? W pracy ledwo się trzymałem — szef zwrócił mi uwagę na spadek wyników. Koledzy zaczęli mnie unikać; pewnie widzieli po mnie tę nerwowość i rozkojarzenie.
Dzieci też zaczęły coś wyczuwać.
— Tato, dlaczego mama płacze wieczorami? — zapytała mnie Zosia pewnej nocy.
Co miałem jej odpowiedzieć? Że tata wariuje z zazdrości? Że nie umie zaufać własnej żonie?
Próbowałem rozmawiać z Malwiną spokojnie. Prosiłem ją o szczerość, o rozmowę jak dawniej. Ale ona coraz bardziej zamykała się w sobie.
W końcu pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole w kuchni. Dzieci były u babci.
— Andrzej… Tak dalej być nie może — zaczęła cicho Malwina. — Kocham cię, ale nie mogę żyć pod ciągłą kontrolą. Jeśli mi nie ufasz… jeśli nie potrafisz przestać mnie podejrzewać… To może powinniśmy zrobić sobie przerwę?
Te słowa uderzyły mnie jak obuchem w głowę.
— Chcesz odejść? — zapytałem szeptem.
— Nie chcę odchodzić — odpowiedziała łamiącym się głosem. — Ale chcę być szczęśliwa. Chcę czuć się kochana, a nie podejrzewana o zdradę na każdym kroku.
Nie spałem tej nocy ani minuty. Przewracałem się z boku na bok, myśląc o wszystkim, co straciłem przez własną zazdrość: spokój domu, bliskość żony, radość dzieciństwa moich dzieci.
Następnego dnia poszedłem do pracy jak automat. W drodze powrotnej zatrzymałem się na ławce w parku i patrzyłem na ludzi: zakochane pary trzymające się za ręce, matki z dziećmi na placu zabaw… I pomyślałem: czy naprawdę muszę wszystko kontrolować? Czy moja zazdrość nie zniszczyła już za dużo?
Wieczorem usiadłem z Malwiną jeszcze raz.
— Przepraszam cię — powiedziałem cicho. — Wiem, że przesadziłem. Boję się cię stracić… Ale jeśli mam wybierać między kontrolą a twoim szczęściem… Chcę spróbować zaufać jeszcze raz.
Malwina popatrzyła na mnie długo i uśmiechnęła się przez łzy.
Nie wiem, co będzie dalej. Może uda nam się odbudować to, co straciliśmy przez moją zazdrość… A może już za późno? Czy można nauczyć się ufać od nowa po tylu ranach?
Czasem myślę: ilu ludzi niszczy swoje szczęście przez własne lęki? Ilu z nas boi się tak bardzo utraty bliskiej osoby, że sam ją odpycha?
Może ktoś z was zna odpowiedź…