„Nie jestem niańką na wakacjach!” – Jak moja teściowa rozbiła nasze rodzinne plany i serca
– Nie jestem niańką na wakacjach! – krzyknęła teściowa, trzaskając drzwiami naszego mieszkania. Stałam w przedpokoju z walizką w ręku, a w mojej głowie kłębiły się myśli: jak to możliwe, że znowu zostaliśmy sami? Przecież wszystko było ustalone. Mieliśmy wyjechać z Pawłem na pierwsze od lat wspólne wakacje, a mama Pawła miała zająć się naszymi bliźniakami przez tydzień.
– Mamo, przecież sama się zgodziłaś! – Paweł próbował jeszcze ją zatrzymać, ale ona już była na klatce schodowej. – To nie jest sprawiedliwe wobec nas i dzieci!
– Ja też mam prawo do odpoczynku! – odkrzyknęła przez ramię. – Nie po to wychowałam swoje dzieci, żeby teraz być służącą dla waszych!
Zostałam w ciszy, słysząc tylko ciche pochlipywanie Zosi i Antka w pokoju obok. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem razem z nimi. Przez ostatnie tygodnie żyłam tylko tą myślą: odpocząć, pobyć z mężem, przypomnieć sobie, jak to jest być tylko we dwoje. Praca, dom, dzieci – wszystko mnie przytłaczało. A teraz? Znowu muszę być silna.
Paweł wrócił do kuchni i usiadł ciężko przy stole. Patrzył na mnie bezradnie.
– Przepraszam, Aniu. Myślałem, że mama się ogarnie.
– To nie twoja wina – odpowiedziałam cicho, choć w środku gotowałam się ze złości. – Ale ile razy jeszcze pozwolimy jej rządzić naszym życiem?
To nie był pierwszy raz. Od początku naszego małżeństwa teściowa była obecna wszędzie: w naszych decyzjach, w naszym domu, nawet w naszych kłótniach. Kiedy urodziły się bliźniaki, przez chwilę wydawało się, że będzie wsparciem. Ale szybko okazało się, że jej pomoc ma swoją cenę – wieczne uwagi, krytyka, narzucanie swoich racji.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy powiedziała mi prosto w twarz:
– Ty nie umiesz gotować dla dzieci. Ja zawsze robiłam to lepiej.
Zacisnęłam wtedy zęby i uśmiechnęłam się sztucznie. Dla Pawła. Dla świętego spokoju. Ale ile można?
Teraz siedzieliśmy z Pawłem naprzeciwko siebie i wiedziałam, że musimy podjąć decyzję.
– Może pojedziemy z dziećmi? – zaproponował niepewnie.
– A kto nam odda ten czas tylko dla siebie? – zapytałam gorzko. – Ile razy jeszcze będziemy rezygnować z siebie przez twoją mamę?
Wiedziałam, że go ranię. Ale byłam zmęczona wiecznym ustępowaniem. Chciałam być żoną, nie tylko matką i gospodynią.
Wieczorem zadzwoniła moja mama.
– Aniu, co się stało? Słyszałam od cioci Krysi, że wasza wycieczka stoi pod znakiem zapytania.
Opowiedziałam jej wszystko. Słuchała uważnie, a potem powiedziała:
– Kochanie, czasem trzeba postawić granice. Jeśli Paweł nie stanie po twojej stronie, zawsze będziesz druga.
Te słowa bolały. Ale wiedziałam, że są prawdziwe.
Następnego dnia Paweł zadzwonił do swojej mamy.
– Mamo, musimy porozmawiać. To nie jest fair wobec Ani i dzieci.
Usłyszałam tylko jego część rozmowy:
– Tak, wiem… Ale przecież sama mówiłaś… Nie chodzi o to… Mamo! Posłuchaj mnie przez chwilę!
Rozłączył się wściekły.
– Ona uważa, że przesadzamy. Że jesteśmy niewdzięczni.
Patrzyłam na niego i widziałam chłopca zagubionego między lojalnością wobec matki a miłością do żony.
Wieczorem usiedliśmy razem na kanapie.
– Aniu… Ja nie wiem już, co robić. Ona zawsze była taka… silna. Po śmierci taty to ona trzymała wszystko w garści. Może za bardzo się do niej przyzwyczaiłem?
Przytuliłam go mocno.
– Wiem. Ale teraz masz swoją rodzinę. My jesteśmy najważniejsi.
Przez kolejne dni atmosfera była napięta. Dzieci pytały o wakacje, a ja czułam się winna za ich rozczarowanie. W końcu podjęliśmy decyzję: pojedziemy sami na dwa dni, a potem wrócimy do dzieci i zabierzemy je nad jezioro na weekend.
Wyjazd był krótki, ale potrzebny. Rozmawialiśmy dużo o nas, o granicach i o tym, jak chcemy żyć dalej. Po powrocie Paweł pojechał do mamy sam.
Wrócił zamyślony.
– Powiedziałem jej jasno: jeśli chce być częścią naszego życia, musi nas szanować. Inaczej będziemy widywać się rzadziej.
Było mi lżej. Ale wiedziałam też, że to dopiero początek walki o nasze miejsce w tej rodzinie.
Czasem patrzę na Pawła i zastanawiam się: czy można kochać kogoś i jednocześnie wymagać od niego lojalności wobec siebie? Czy rodzina to zawsze kompromis między sobą a innymi? Może powinnam była wcześniej postawić granice? Jak wy radzicie sobie z takimi konfliktami?