Moja teściowa daje wszystko szwagierce, a nam tylko resztki. Czy jestem niewdzięczna, czy po prostu mam dość?
– Znowu przyszliście po jedzenie? – usłyszałam od teściowej, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć buty w jej ciasnym przedpokoju. Stała w fartuchu, z rękami opartymi na biodrach, patrząc na mnie tym swoim chłodnym wzrokiem. – Dobrze, mam trochę bigosu i chleba. Ale pieniędzy nie mam, wiesz przecież.
Zamarłam. Obok mnie mój mąż, Tomek, spuścił wzrok. Nasza córka, Zosia, ściskała mnie za rękę. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywało tylko tykanie starego zegara na ścianie. W kuchni czuć było zapach świeżo upieczonego sernika – tego samego, który zawsze piekła dla swojej ukochanej córki, Magdy.
– Mamo, nie przyszliśmy po pieniądze – powiedział cicho Tomek. – Chcieliśmy tylko odwiedzić cię z Zosią.
Teściowa westchnęła teatralnie i zaczęła nakładać bigos do plastikowego pojemnika. – Magda była rano. Zostawiłam jej trochę pieniędzy na czynsz. Biedna, sama sobie nie poradzi.
Poczułam, jak wzbiera we mnie fala gniewu i bezsilności. To nie pierwszy raz. Od lat obserwuję, jak teściowa traktuje Magdę jak księżniczkę – daje jej pieniądze na wszystko: czynsz, ubrania dla dzieci, nawet na wakacje nad morzem. Nam daje tylko jedzenie. Czasem mam wrażenie, że traktuje nas jak żebraków.
W drodze powrotnej do domu Tomek milczał. Zosia zasnęła w foteliku samochodowym. Ja patrzyłam przez okno na szare bloki i zastanawiałam się, co robię źle.
– Tomek – odezwałam się w końcu – dlaczego twoja mama tak nas traktuje?
Wzruszył ramionami. – Nie wiem. Może Magda jest sama z dziećmi…
– Ale my też mamy dziecko! I też ledwo wiążemy koniec z końcem! – głos mi się załamał.
Tomek spojrzał na mnie bezradnie. – Nie chcę się z nią kłócić.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim. Przypomniałam sobie pierwsze lata naszego małżeństwa. Jak teściowa patrzyła na mnie z góry, jakby Tomek mógł znaleźć kogoś lepszego. Jak zawsze podkreślała, że Magda to jej oczko w głowie.
Kiedy urodziła się Zosia, miałam nadzieję, że coś się zmieni. Że teściowa zobaczy we mnie matkę swojego wnuka i zacznie traktować mnie jak rodzinę. Ale nic się nie zmieniło. Magda dostawała coraz więcej wsparcia, a my coraz mniej.
Pewnego dnia postanowiłam porozmawiać z Magdą. Spotkałyśmy się przypadkiem w sklepie.
– Cześć – powiedziałam niepewnie.
– O, cześć – odpowiedziała chłodno.
– Słuchaj… chciałam zapytać… czy mama często ci pomaga?
Magda spojrzała na mnie z irytacją. – A co cię to obchodzi? Każdy ma swoje problemy.
– Po prostu… czasem czuję się gorsza…
– To twój problem, nie mój – ucięła i odeszła do kasy.
Stałam przez chwilę oszołomiona. Poczułam się jeszcze bardziej samotna.
Kilka dni później zadzwoniła do mnie mama.
– Dziecko, co się dzieje? Słyszałam od sąsiadki, że płakałaś pod blokiem.
Opowiedziałam jej wszystko. Mama słuchała uważnie.
– Musisz postawić granice – powiedziała stanowczo. – Nie pozwól się tak traktować.
Ale jak? Przecież to matka Tomka. Nie chcę wywoływać wojny w rodzinie.
W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do teściowej.
– Dzień dobry, pani Anno… chciałam porozmawiać.
– O czym?
– O tym, jak nas pani traktuje…
Zapadła cisza.
– Jeśli chodzi o pieniądze, to nie mam obowiązku was utrzymywać – powiedziała lodowatym tonem.
– Nie chodzi o pieniądze… chodzi o sprawiedliwość…
– Magda jest sama! Ty masz męża! Powinniście sobie radzić!
Poczułam łzy pod powiekami. – Ale my też potrzebujemy wsparcia…
– Nie będę tego słuchać! – przerwała mi i rozłączyła się.
Tego wieczoru Tomek wrócił późno z pracy. Opowiedziałam mu o rozmowie z jego matką.
– Po co to zrobiłaś? Teraz będzie jeszcze gorzej! – wybuchł.
– Bo mam dość! Mam dość bycia gorszą! Mam dość udawania!
Zosia obudziła się i zaczęła płakać. Tomek wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Siedziałam sama w kuchni i płakałam nad kubkiem zimnej herbaty. W głowie kłębiły mi się pytania: czy jestem niewdzięczna? Czy powinnam zaakceptować tę sytuację? Czy walczyć o sprawiedliwość?
Minęły tygodnie. Relacje z teściową stały się jeszcze bardziej napięte. Magda przestała się do mnie odzywać. Tomek zamknął się w sobie.
Ale ja poczułam ulgę. Przestałam prosić o cokolwiek. Zaczęłam szukać dodatkowej pracy. Zosia coraz częściej pytała: „Mamo, dlaczego babcia nie przychodzi?”
Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Może powinnam była milczeć? Może rodzina to właśnie znoszenie niesprawiedliwości dla świętego spokoju?
A może czasem trzeba zawalczyć o siebie?
Czy naprawdę jestem niewdzięczna? Czy ktoś z was też tak miał? Co byście zrobili na moim miejscu?