Mój ojciec postanowił się ożenić po siedemdziesiątce. Ale to nie ślub jest tu największym dramatem…
— Naprawdę to robisz, tato? — zapytałam, patrząc na niego przez stół kuchenny, gdzie jeszcze niedawno razem piliśmy herbatę i rozwiązywaliśmy krzyżówki. Teraz między nami leżał stos papierów: dokumenty notarialne, testament, zaproszenie na ślub. Mój ojciec, Stanisław, miał już ponad siedemdziesiąt lat i właśnie oznajmił mi, że zamierza się ożenić z panią Haliną — wdową z sąsiedniego bloku.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Moja mama zmarła pięć lat temu. Przez ten czas ojciec wydawał się pogodzony z samotnością. Czasem narzekał na ciszę w mieszkaniu, ale nigdy nie mówił o potrzebie nowego związku. — To nie jest kaprys — powiedział spokojnie. — Halina jest mi bliska. Chcemy razem spędzić resztę życia.
Poczułam, jak narasta we mnie bunt. — Ale po co ci to? Przecież masz nas! — wybuchłam. — Ja, Tomek, wnuki… Czy nie wystarczy ci rodzina?
Ojciec spojrzał na mnie z takim smutkiem, jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. — Dziecko, wy macie swoje życie. Ja mam swoje. Samotność boli bardziej niż myślisz.
Wyszłam wtedy z mieszkania trzaskając drzwiami. Przez kilka dni nie odbierałam od niego telefonu. W głowie kłębiły mi się pytania: czy to naprawdę miłość? Czy może strach przed śmiercią w samotności? A może… chodzi o coś zupełnie innego?
Wkrótce zaczęły wychodzić na jaw rzeczy, których nigdy się nie spodziewałam. Najpierw zadzwonił do mnie Tomek, mój młodszy brat.
— Słuchaj, rozmawiałem z tatą. On chce przepisać mieszkanie na Halinę! — powiedział z niedowierzaniem.
— Co? Przecież to nasze rodzinne mieszkanie! — krzyknęłam.
— No właśnie… — westchnął Tomek. — Powiedział, że to jego decyzja i mamy się nie wtrącać.
Zaczęliśmy z Tomkiem rozmawiać coraz częściej. Oboje czuliśmy się zdradzeni i pominięci. Przecież przez całe życie byliśmy dla taty najważniejsi! A teraz jakaś kobieta z bloku miała wejść do naszego świata i wszystko zmienić?
Zadzwoniłam do ojca. — Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.
Spotkaliśmy się w jego ulubionej kawiarni przy rynku. Ojciec był spokojny, ale widziałam, że jest zmęczony tą sytuacją.
— Tato, dlaczego chcesz to zrobić? — zapytałam cicho. — Dlaczego chcesz oddać jej mieszkanie?
— Bo ona nie ma niczego swojego — odpowiedział powoli. — Jej dzieci mieszkają za granicą, jest sama jak palec. A ja… chcę jej dać poczucie bezpieczeństwa.
— A co z nami? — zapytałam drżącym głosem. — Czy my już się nie liczymy?
Ojciec milczał przez dłuższą chwilę. W końcu powiedział: — Wy macie siebie nawzajem. Macie rodziny, domy, pracę. Ja mam tylko Halinę.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Zaczęły się rodzinne narady: z Tomkiem, z moją córką Magdą, która próbowała mnie uspokoić.
— Mamo, dziadek ma prawo być szczęśliwy — mówiła Magda łagodnie. — Może powinnaś spróbować ją poznać?
Nie chciałam o tym słyszeć. W mojej głowie Halina była intruzem, która zabiera nam ojca i nasze wspomnienia.
Ślub odbył się skromnie w urzędzie stanu cywilnego. Nie poszłam na niego. Tomek też nie przyszedł. Ojciec zadzwonił do mnie wieczorem.
— Zrobiłaś mi przykrość — powiedział cicho.
— Ty też mi zrobiłeś przykrość — odpowiedziałam i odłożyłam słuchawkę.
Przez kolejne tygodnie unikaliśmy kontaktu. Dopiero kiedy ojciec trafił do szpitala po upadku na schodach, pojechałam do niego bez wahania.
Leżał blady i słaby na szpitalnym łóżku. Halina siedziała przy nim i trzymała go za rękę. Kiedy mnie zobaczyła, wstała i wyszła bez słowa.
Ojciec spojrzał na mnie z łzami w oczach.
— Bałem się zostać sam — wyszeptał. — Nie chciałem was zranić.
Poczułam wtedy ogromny żal do siebie samej. Przecież on miał prawo do szczęścia, nawet jeśli ja tego nie rozumiałam.
Po wyjściu ze szpitala zaczęliśmy rozmawiać częściej. Poznałam Halinę bliżej i zobaczyłam w niej zwykłą kobietę: samotną, cichą, pełną troski o mojego ojca.
Nie było łatwo pogodzić się z tym wszystkim. Wciąż czuję ukłucie zazdrości i żalu, gdy widzę ich razem. Ale wiem już jedno: życie potrafi zaskakiwać nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że wszystko mamy pod kontrolą.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę mamy prawo decydować o szczęściu naszych bliskich? Czy potrafimy zaakceptować ich wybory, nawet jeśli ranią nasze serca? Może warto czasem spróbować spojrzeć na świat ich oczami…