Miłość, która boli: Historia Alicji i Wojtka
„Dziękuję ci, Wojtusiu! Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła 😊❤️” – powiadomienie pojawiło się na ekranie smartfona dokładnie wtedy, gdy trzymałam go w dłoniach. To był telefon mojego męża. Wojtek zawsze zostawiał go na kuchennym blacie, kiedy wracał z pracy. Zwykle nie zaglądałam do jego rzeczy, bo ufałam mu bezgranicznie. Ale tego dnia… coś mnie tknęło. Może to był sposób, w jaki ostatnio na mnie patrzył – jakby był nieobecny, zamyślony, jakby coś ukrywał.
Zamarłam. Marysia? Wojtusiu? Uśmiechnięty buziak z serduszkiem na końcu wiadomości. Przez chwilę miałam nadzieję, że to jakaś daleka krewna albo koleżanka z pracy, która przesadza z emotikonami. Ale serce waliło mi jak oszalałe. Przewinęłam ekran, szukając innych wiadomości. Było ich więcej. „Tęsknię za tobą”, „Nie mogę się doczekać naszego spotkania”, „Jesteś taki czuły…”. Każda kolejna wbijała się we mnie jak nóż.
Usiadłam ciężko przy stole. W głowie miałam mętlik. Przez dziesięć lat byliśmy razem – ja i Wojtek. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie, zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Przeprowadzka do Warszawy, ślub, narodziny naszej córeczki Zosi… Myślałam, że jesteśmy szczęśliwi. Ostatnio było trudniej – Wojtek pracował coraz więcej, ja zajmowałam się domem i Zosią, wieczorami byłam wykończona. Ale przecież to normalne w małżeństwie, prawda?
Wrócił do domu późno tego dnia. Siedziałam w kuchni przy zgaszonym świetle, czekając na niego jak na kata. Kiedy wszedł, spojrzał na mnie zdziwiony:
– Alicja? Co ty tu robisz po ciemku?
– Musimy porozmawiać – powiedziałam cicho.
Zobaczyłam w jego oczach cień niepokoju.
– O czym?
– O Marysi.
Zbladł. Przez chwilę milczał, potem usiadł naprzeciwko mnie.
– To nie tak, jak myślisz…
– A jak? – przerwałam mu ostro. – Bo widzę wiadomości. Widzę serduszka i buziaki. Widzę „tęsknię za tobą”.
Zaczął coś tłumaczyć – że to tylko koleżanka z pracy, że ona ma trudny czas, że on jej pomaga… Ale ja już wiedziałam. Kobieta czuje takie rzeczy.
Przez następne dni żyłam jak w amoku. Chodziłam do pracy, opiekowałam się Zosią, ale wszystko robiłam jak automat. Wojtek próbował rozmawiać, tłumaczyć się, przynosił kwiaty, gotował kolacje. Ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym, co przeczytałam.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie moja mama.
– Aluśka, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś jest nie tak.
Zawsze wiedziała, kiedy kłamię.
– Mama… Wojtek mnie zdradził.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Jesteś pewna?
– Tak.
– I co teraz?
Nie wiedziałam. Chciałam krzyczeć, płakać, uciec gdzieś daleko. Ale była Zosia. Było nasze mieszkanie na kredyt, nasze wspólne życie.
W pracy coraz trudniej było mi się skupić. Koleżanki zauważyły, że jestem rozkojarzona.
– Alicja, wszystko w porządku? – zapytała Ania z działu HR.
– Tak… po prostu jestem zmęczona – skłamałam.
Ale w środku czułam się jak wrak człowieka.
Wieczorami Wojtek próbował rozmawiać:
– Alicja, proszę cię… To był błąd. Nic dla mnie nie znaczyła. Kocham tylko ciebie i Zosię.
Patrzyłam na niego i widziałam obcego człowieka. Jak mógł mi to zrobić? Jak mógł zniszczyć wszystko, co budowaliśmy przez tyle lat?
Pewnej nocy nie wytrzymałam i wybuchłam:
– Dlaczego? Dlaczego ona?
Wojtek spuścił wzrok.
– Czułem się samotny… Ty byłaś ciągle zmęczona, zajęta Zosią… W pracy Marysia słuchała mnie, rozumiała…
– A ja? Ja cię nie słuchałam? Nie rozumiałam?
– To nie tak… Po prostu… wszystko się jakoś rozjechało.
Poczułam się winna. Może rzeczywiście za bardzo skupiłam się na dziecku i domu? Może zaniedbałam nasze małżeństwo? Ale przecież on też mógł ze mną porozmawiać!
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Zosia wyczuwała napięcie – była marudna, płakała bez powodu.
Pewnego dnia spotkałam Marysię pod biurem Wojtka. Była młodsza ode mnie o kilka lat, ładna, zadbana. Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem:
– Dzień dobry… Pani jest żoną Wojtka?
– Tak – odpowiedziałam chłodno.
– Przepraszam… Nie chciałam nikogo skrzywdzić.
Nie odpowiedziałam nic. Co miałam jej powiedzieć? Że zniszczyła mi życie?
Wieczorem powiedziałam Wojtkowi:
– Spotkałam ją dzisiaj.
Zamilkł na chwilę.
– I co?
– Nic. Po prostu wiem już wszystko.
Zaczęliśmy chodzić na terapię dla par. Było ciężko – każde spotkanie wyciągało na wierzch stare rany i pretensje. Czasem miałam ochotę rzucić to wszystko i odejść. Ale była Zosia. I była ta cząstka mnie, która wciąż kochała Wojtka.
Minęły miesiące. Powoli zaczynaliśmy rozmawiać ze sobą normalnie. Wojtek zerwał kontakt z Marysią, starał się naprawić to, co zepsuł. Ale ja już nigdy nie będę tą samą Alicją co kiedyś.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy można jeszcze zaufać komuś, kto raz złamał ci serce? Może są rzeczy, których nigdy nie da się naprawić…