Między milczeniem a krzykiem: Historia Kasi i jej matki

– Z tobą nie da się rozmawiać! Tylko twoje zdanie się liczy. Nawet taty nie słuchałaś. Dlatego odszedł! – krzyknęłam, czując jak głos łamie mi się w gardle. Wiem, że to najgorsze, co mogłam powiedzieć, ale słowa już padły. Mama stała naprzeciwko mnie w kuchni, z rękami opartymi o blat, jakby musiała się czegoś trzymać, żeby nie upaść. Jej oczy były czerwone od płaczu, ale nie płakała teraz – patrzyła na mnie z takim bólem i rozczarowaniem, że aż chciało mi się wyć.

Od kilku dni w naszym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie panowała atmosfera, której nie dało się przeciąć nawet najostrzejszym nożem. Chodziłyśmy po kątach, milczałyśmy, dąsałyśmy się. Czasem któraś z nas próbowała zacząć rozmowę – o zakupach, o szkole, o pogodzie – ale wystarczyło jedno nieostrożne słowo i znowu wybuchała kłótnia. Mama zarzucała mi brak szacunku i odpowiedzialności, ja jej – brak zrozumienia i wieczne kontrolowanie mojego życia.

Najgorsze było to, że obie wiedziałyśmy, skąd bierze się ten gniew. Od kiedy tata odszedł do innej kobiety dwa lata temu, wszystko się zmieniło. Mama stała się nerwowa, zamknięta w sobie, a ja… ja po prostu przestałam wierzyć, że rodzina może być czymś dobrym. Próbowałam znaleźć swoje miejsce – wśród znajomych, w szkole, nawet na osiedlowym boisku, gdzie czasem grałam w piłkę z chłopakami. Ale zawsze wracałam do tego mieszkania pełnego cichych pretensji i niewypowiedzianych żalów.

Tego dnia było gorzej niż zwykle. Rano mama znalazła w moim plecaku papierosy. Nie były moje – przynajmniej nie do końca. Kupił je Tymek, mój najlepszy przyjaciel jeszcze z podstawówki. Sprytny Tymek – tak go nazywaliśmy, bo zawsze potrafił wyjść z każdej opresji obronną ręką. Tym razem poprosił mnie tylko o przechowanie paczki na jeden dzień. Zgodziłam się bez namysłu – przecież to nic takiego.

Mama jednak zobaczyła paczkę i zaczęła krzyczeć. Najpierw o tym, że niszczę sobie zdrowie, potem o tym, że nie szanuję jej starań i poświęceń. W końcu doszło do tego, że zaczęła wypominać mi wszystko – od bałaganu w pokoju po oceny w szkole. Nie wytrzymałam i wykrzyczałam jej to wszystko o tacie.

– Kasia… – powiedziała cicho po chwili ciszy. – Nie masz pojęcia, jak bardzo mnie to boli.

– A mnie nie? Myślisz, że tylko ty cierpisz? – odpowiedziałam ostro.

Wybiegłam z domu trzaskając drzwiami tak mocno, że aż sąsiadka z naprzeciwka wychyliła się na korytarz. Nie miałam dokąd pójść, więc poszłam do Tymka. Siedział na ławce pod blokiem i dłubał patykiem w ziemi.

– Co jest? – zapytał bez podnoszenia wzroku.

– Pokłóciłam się z mamą. Przez te twoje papierosy.

– Sorry… Nie chciałem ci narobić kłopotów.

Usiadłam obok niego i przez chwilę milczeliśmy. W końcu Tymek wyjął z kieszeni kolejną paczkę i zapalił papierosa.

– Chcesz? – zapytał.

Pokręciłam głową. Wcale nie miałam ochoty palić. Chciałam tylko, żeby ktoś mnie wysłuchał.

– Wiesz… czasem myślę, że lepiej by było, gdyby tata wrócił – powiedziałam cicho.

Tymek spojrzał na mnie uważnie.

– Myślisz, że wtedy wszystko byłoby jak dawniej?

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że to niemożliwe. Tata miał już nową rodzinę – nową żonę i małego synka. Czasem widywałam ich razem na Facebooku albo przypadkiem na ulicy. Uśmiechali się do siebie tak, jakby nigdy nie znał mnie ani mamy.

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Mama siedziała przy stole w kuchni z kubkiem zimnej herbaty przed sobą. Nie spojrzała na mnie, kiedy weszłam.

– Przepraszam – powiedziałam cicho.

Nie odpowiedziała od razu. Widziałam jednak, jak drżą jej ręce.

– Ja też przepraszam – wyszeptała w końcu. – Nie powinnam była krzyczeć… Ale czasem mam wrażenie, że wszystko wymyka mi się spod kontroli.

Usiadłam naprzeciwko niej i przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.

– Boję się… że cię stracę tak jak straciłam tatę – powiedziała nagle mama.

Zrobiło mi się jej żal. Po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie tylko matkę-rywalkę, ale zwykłego człowieka – zmęczonego życiem i samotnością.

– Nie stracisz mnie – odpowiedziałam cicho.

Przez chwilę myślałam nawet, żeby ją przytulić, ale coś mnie powstrzymało. Może duma? Może strach?

Następnego dnia rano mama zrobiła mi śniadanie do szkoły – pierwszy raz od dawna. Włożyła kanapki do plecaka i uśmiechnęła się lekko.

– Powodzenia na sprawdzianie z matmy – powiedziała.

– Dzięki…

Wyszłam z domu z uczuciem ulgi i smutku jednocześnie. Wiedziałam, że jeszcze długo będziemy się docierać i ranić nawzajem słowami. Ale może właśnie na tym polega rodzina? Na tym, żeby próbować jeszcze raz…

Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć wszystko? Czy da się odbudować zaufanie po tylu kłamstwach i niedopowiedzeniach? Może każdy z nas nosi w sobie trochę winy i trochę nadziei…