Kiedy rodzina staje się ciężarem: Moja siostra, rozwód i cena pomocy
– Znowu siedzisz w tym oknie, mamo? – zapytałam, wchodząc do mieszkania pachnącego stęchlizną i starymi książkami. Mama nawet nie odwróciła głowy. Jej wzrok był pusty, jakby patrzyła przez szybę na coś, czego nie mogłam zobaczyć.
– Stefan złożył pozew o rozwód – powiedziała cicho. – Teraz musimy dopilnować, żeby płacił alimenty, bo Ela sama sobie nie poradzi.
Nie zapytała, jak idą przygotowania do mojego ślubu. Nie spytała o suknię, o salę, o to, czy jestem szczęśliwa. W tamtej chwili poczułam się niewidzialna – jakby moje życie było tylko tłem dla dramatu mojej siostry.
Ela mieszkała piętro wyżej, z dwójką dzieci. Stefan odszedł nagle – zostawił ją z kredytem na mieszkanie i dwoma synami, którzy nie rozumieli, dlaczego tata już nie wraca. Przez lata byłam tą „ogarniętą” córką: miałam dobrą pracę w banku, narzeczonego, który mnie kochał i plan na życie. Ela zawsze była tą „wrażliwą”, której trzeba pomagać.
Tego dnia mama zaczęła mówić o pieniądzach. – Musisz jej pomóc. Przecież masz stałą pracę. Ela jest załamana, nie radzi sobie. Chłopcy potrzebują nowych butów na zimę…
Poczułam ucisk w żołądku. W mojej głowie kłębiły się myśli: „Dlaczego ja? Dlaczego zawsze ja?”
Wieczorem zadzwoniła Ela. Jej głos był cichy, łamliwy:
– Anka… mogłabyś pożyczyć mi trochę pieniędzy? Chłopaki rosną jak na drożdżach, a Stefan… jeszcze nic nie przelał.
– Ela, sama mam wydatki przed ślubem…
– Wiem… Przepraszam… – usłyszałam szloch po drugiej stronie słuchawki.
Odkładając telefon, poczułam się jak potwór. Ale czy naprawdę muszę zawsze być tą silną?
Mój narzeczony, Tomek, próbował mnie pocieszyć:
– Kochanie, rozumiem twoją rodzinę, ale musimy myśleć też o sobie. Chcemy mieć dzieci, własny dom…
– Ale jeśli jej nie pomogę, kto to zrobi? Mama ledwo wiąże koniec z końcem. Tata… odszedł dawno temu.
Tomek objął mnie mocno:
– Może czas postawić granice? To nie twoja wina, że Stefan zostawił Elę.
Ale jak postawić granice wobec własnej siostry? Przecież pamiętam, jak broniła mnie przed chłopakami na podwórku. Jak dzieliłyśmy się ostatnim kawałkiem czekolady w dzieciństwie.
Następnego dnia mama zadzwoniła znowu:
– Aniu, Ela płacze całymi dniami. Nie możesz jej tak zostawić.
– Mamo! – wybuchłam. – A ja? Mnie też coś się należy! Mam swoje życie!
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Myślałam, że rodzina jest najważniejsza – powiedziała w końcu mama i odłożyła słuchawkę.
Przez kolejne dni czułam się rozdarta. W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zauważyła:
– Coś się dzieje? Wyglądasz na przygnębioną.
Opowiedziałam jej wszystko. Westchnęła:
– U mnie było podobnie. Zawsze ta „silna” musi ratować wszystkich… Ale czasem trzeba pomyśleć o sobie.
Wieczorem poszłam do Eli. Siedziała przy kuchennym stole, otoczona stertą rachunków i rysunkami dzieci.
– Anka… Przepraszam, że cię obciążam…
Usiadłam naprzeciwko niej:
– Ela, kocham cię. Ale nie mogę być twoim bankiem. Pomogę ci znaleźć prawnika do sprawy o alimenty. Mogę załatwić ci rozmowę z doradcą finansowym w moim banku. Ale nie mogę ciągle dawać ci pieniędzy.
Ela spuściła głowę:
– Wiem… Po prostu boję się być sama.
Objęłam ją:
– Nie jesteś sama. Ale musisz nauczyć się walczyć o siebie.
Wyszłam stamtąd z ciężkim sercem. Wiedziałam, że ją zawiodłam – ale czy naprawdę miałam wybór?
Kilka dni później dostałam zaproszenie na spotkanie rodzinne u mamy. Przyszłyśmy obie – ja z Tomkiem, Ela z dziećmi. Mama patrzyła na mnie z wyrzutem:
– Aniu, Ela mówiła mi o waszej rozmowie. Myślałam, że rodzina zawsze trzyma się razem.
Tomek wziął mnie za rękę:
– Pani Zosiu, Ania bardzo kocha rodzinę. Ale nie może brać wszystkiego na swoje barki.
Mama spojrzała na niego ostro:
– Łatwo mówić komuś z boku.
Wtedy wybuchłam:
– Mamo! Przez całe życie byłam tą odpowiedzialną! Czy ktoś kiedyś zapytał mnie, czego ja chcę?
Zapadła cisza. Nawet dzieci Eli przestały się bawić.
Wyszliśmy wcześniej. W samochodzie płakałam długo. Tomek tylko trzymał mnie za rękę.
Minęły tygodnie. Ela zaczęła walczyć o alimenty w sądzie. Znalazła pracę na pół etatu w szkole synów. Mama przestała dzwonić codziennie z prośbami o pieniądze – choć nasze relacje stały się chłodniejsze.
Ślub odbył się skromnie – bez wielkiej pompy i rodzinnych uścisków. Mama przyszła tylko na chwilę; Ela była cała w nerwach.
Czasem patrzę w lustro i zastanawiam się: czy zrobiłam dobrze? Czy można być dobrą córką i siostrą, nie poświęcając siebie? A może egoizm to jedyny sposób na przetrwanie w rodzinie pełnej oczekiwań?
Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między sobą a rodziną?