Dwie babcie, jedno dziecko: Jak walka o miłość wnuczki rozdarła moją rodzinę
— Aniu, powiedz babci, że u mnie jest ci lepiej! — głos mojej mamy rozbrzmiewał w kuchni jak dzwon. Stałam oparta o framugę drzwi, słuchając tej sceny z narastającym niepokojem. Moja córka, siedmioletnia Ania, patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, w których mieszał się strach i zagubienie. — Ale babciu… ja lubię być i u ciebie, i u babci Marysi… — wyszeptała niepewnie.
To był kolejny raz, kiedy musiałam wybierać między dwiema kobietami, które kochałam i które kochały moją córkę — każda na swój sposób. Moja mama, Barbara, była kobietą silną, apodyktyczną, zawsze przekonaną o swojej racji. Tylko ona wie najlepiej, co dobre dla Ani. Druga babcia, Marysia — mama mojego męża — była ciepła, ale nie mniej zaborcza. Odkąd Ania się urodziła, obie rywalizowały o jej względy, a ja coraz częściej czułam się jak sędzia w meczu bez końca.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy poczułam, że coś jest nie tak. Były urodziny Ani. Obie babcie przyszły z tortami — każdy inny, każdy „najlepszy”. Barbara upiekła tradycyjny sernik według rodzinnej receptury. Marysia przyniosła czekoladowy tort z ulubionymi malinami Ani. Zamiast radości była wojna na spojrzenia i kąśliwe uwagi. — No widzisz, Aniu, babcia Basia uważa, że dzieci nie powinny jeść tyle czekolady — rzuciła Marysia z uśmiechem. — A babcia Marysia chyba zapomniała, że Ania ma alergię na maliny — odparowała moja mama. Ania patrzyła na mnie zdezorientowana. Wtedy jeszcze myślałam, że to tylko drobne sprzeczki.
Z czasem zaczęło się robić coraz gorzej. Każda z nich próbowała przeciągnąć Anię na swoją stronę. Moja mama kupowała jej drogie zabawki i powtarzała: „Tylko u mnie masz wszystko, czego potrzebujesz”. Marysia zabierała ją do kina i na lody: „U mnie możesz być sobą”. Zaczęły się telefony: — Klara, nie pozwól Marysi zabierać Ani na te głupie zajęcia plastyczne! Ona powinna chodzić na balet! — mówiła Barbara. — Klara, twoja mama za bardzo ją rozpieszcza! Dziecko potrzebuje zasad! — narzekała Marysia.
Mój mąż Tomek próbował zachować dystans. — Daj spokój, Klara, to tylko babcie. Każda chce dobrze — powtarzał. Ale ja widziałam coraz większy niepokój w oczach Ani. Zaczęła się jąkać przed wyjazdami do którejkolwiek z nich. Bała się powiedzieć coś nie tak. Przestała cieszyć się na weekendy u babć.
Pewnego wieczoru usłyszałam jej cichy płacz w pokoju. Usiadłam obok niej na łóżku i zapytałam: — Co się stało, kochanie? Ania wtuliła się we mnie i wyszeptała: — Mamo, czy muszę wybierać? Ja nie chcę być czyjaś… Chcę być twoja.
To zdanie przebiło mnie na wskroś. Zrozumiałam wtedy, że pozwoliłam dorosłym emocjom zatruć dziecięcy świat mojej córki. Następnego dnia zadzwoniłam do obu babć i poprosiłam o spotkanie.
Spotkałyśmy się w kawiarni. Atmosfera była gęsta jak śmietana do tortu. — Musimy porozmawiać — zaczęłam drżącym głosem. — Wasza rywalizacja rani Anię. Ona nie chce wybierać między wami. Potrzebuje spokoju i poczucia bezpieczeństwa.
Barbara spojrzała na mnie z niedowierzaniem: — To Marysia zaczęła! Zawsze musi być lepsza! Marysia prychnęła: — Przynajmniej nie krytykuję wszystkiego, co robi Ania!
— Dość! — przerwałam im stanowczo. — Jeśli naprawdę kochacie Anię, musicie przestać ją rozdzierać na kawałki swoimi ambicjami i żalami.
Przez chwilę panowała cisza. Widziałam łzy w oczach Marysi i upór w spojrzeniu mojej mamy. Wiedziałam jednak, że muszę być stanowcza.
— Od dziś ustalamy zasady: żadnych prezentów na pokaz, żadnych porównań i żadnych pytań typu „u kogo jest lepiej”. Jeśli któraś z was złamie te zasady, Ania nie będzie mogła do was przyjeżdżać sama.
Barbara wstała gwałtownie: — To szantaż! — To ochrona mojego dziecka — odpowiedziałam spokojnie.
Przez kilka tygodni było ciężko. Babcie obraziły się na siebie i na mnie. Ale Ania zaczęła oddychać swobodniej. Znowu śmiała się przy stole i opowiadała o swoich marzeniach.
Po kilku miesiącach obie babcie zaczęły rozumieć, że ich miłość może być piękna tylko wtedy, gdy nie jest walką o wpływy. Zaczęły spotykać się razem z Anią — najpierw nieśmiało, potem coraz częściej śmiejąc się razem przy herbacie.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba mieć odwagę postawić granice nawet najbliższym osobom. Bo miłość do dziecka to nie konkurs.
Czy wy też musieliście kiedyś wybrać między lojalnością wobec rodziny a dobrem własnego dziecka? Czy można nauczyć dorosłych szacunku dla dziecięcych uczuć?