Czy powinnam pomagać mamie finansowo? Moja historia pełna dylematów, łez i rodzinnych konfliktów

– Znowu nie zapłaciłam rachunku za prąd – wyszeptała mama, patrząc na mnie tymi swoimi zmęczonymi oczami. Siedziałyśmy przy kuchennym stole, a światło żarówki rzucało cienie na jej pooraną zmarszczkami twarz. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywało tylko tykanie starego zegara. – Może… mogłabyś mi trochę pożyczyć? Wiem, że masz ciężko, ale… – jej głos zadrżał.

Zacisnęłam dłonie na kubku herbaty. W środku czułam narastający bunt i wstyd. Przecież sama ledwo wiążę koniec z końcem. Pracuję w sklepie spożywczym na dwie zmiany, wynajmuję kawalerkę na Pradze, a po opłaceniu wszystkiego zostaje mi niewiele na życie. Ale to przecież moja mama. Ta sama, która przez lata samotnie mnie wychowywała, rezygnując z własnych marzeń, bym mogła skończyć liceum i pójść na studia. Tylko czy to znaczy, że muszę ją teraz utrzymywać?

Ostatnio coraz częściej rozmawiam o tym z Anią, moją przyjaciółką jeszcze z liceum. Ona ma zupełnie inne podejście. – Słuchaj, Ola – powiedziała mi ostatnio podczas spaceru po Łazienkach – ja nie dam się wciągnąć w ten emocjonalny szantaż. Moja matka całe życie wydawała pieniądze na głupoty, a teraz oczekuje, że ją uratuję? Każdy jest odpowiedzialny za siebie. Ty też masz prawo żyć po swojemu.

Z jednej strony rozumiem Anię. Jej mama rzeczywiście nigdy nie potrafiła gospodarować pieniędzmi, a Ania od lat walczy o własną niezależność. Ale moja sytuacja jest inna… czy na pewno? Przecież moja mama też nie była idealna. Pamiętam te wieczory, kiedy wracała z pracy zmęczona i rozdrażniona, potrafiła krzyczeć o byle co. Często czułam się winna za jej frustracje. Może dlatego teraz tak trudno mi odmówić?

– Olu, ja wiem, że nie masz dużo – mama przerwała moje myśli. – Ale jak nie zapłacę tego rachunku, to odetną mi prąd…

Poczułam znajome ukłucie w żołądku. Znowu ten sam schemat: prośba, poczucie winy, wyrzuty sumienia. Ile razy już to przerabiałyśmy? Ile razy oddawałam jej ostatnie pieniądze i potem sama jadłam przez tydzień zupki chińskie?

Wróciłam do domu rozbita. Włączyłam komputer i zaczęłam przeglądać fora internetowe. Ludzie pisali różnie: jedni twierdzili, że rodziców trzeba wspierać bez względu na wszystko, inni – że trzeba dbać o siebie i nie pozwalać się wykorzystywać. Czy ja jestem wykorzystywana? Czy to tylko moje przewrażliwienie?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Ania.
– I co? Znowu dałaś jej pieniądze?
– Jeszcze nie…
– Ola, musisz postawić granice! Inaczej nigdy się nie uwolnisz.

Ale jak postawić granice własnej matce? Jak powiedzieć „nie”, kiedy widzę jej łzy i słyszę w głosie rozpacz? Przecież ona naprawdę nie ma nikogo poza mną. Ojciec odszedł dawno temu do innej kobiety i nawet nie dzwoni na święta.

Wieczorem zadzwoniłam do mamy.
– Mamo… Nie mogę ci teraz pomóc. Sama mam problemy finansowe.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Rozumiem – powiedziała cicho. – Nie martw się… Jakoś sobie poradzę.

Odłożyłam słuchawkę i rozpłakałam się jak dziecko. Czułam się jak najgorsza córka na świecie.

Przez kolejne dni unikałam kontaktu z mamą. W pracy byłam rozkojarzona, wszystko leciało mi z rąk. Szefowa zwróciła mi uwagę:
– Olu, co się z tobą dzieje? Zawsze byłaś taka sumienna.
Nie umiałam jej odpowiedzieć.

W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do mamy. Drzwi otworzyła mi sąsiadka.
– Pani Zofia jest w domu, ale chyba nie czuje się najlepiej…
Weszłam do środka. Mama siedziała w ciemnym pokoju, owinięta kocem.
– Przepraszam cię, Olu – wyszeptała. – Nie chciałam cię obciążać…
Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.
– Mamo… Ja też nie wiem, co robić. Boję się o ciebie, ale boję się też o siebie.

Siedziałyśmy tak długo w milczeniu. W końcu mama powiedziała:
– Może powinnam poszukać jakiejś pracy… Albo poprosić o pomoc opiekę społeczną?
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Może to jest wyjście? Może nie muszę być jedyną osobą odpowiedzialną za jej los?

Od tamtej pory próbujemy razem szukać rozwiązań. Mama zaczęła dorabiać sprzątaniem u sąsiadki, ja staram się odkładać choćby drobne kwoty na czarną godzinę. Nasza relacja powoli się zmienia – mniej w niej wyrzutów sumienia, więcej szczerości.

Ale wciąż mam w sobie mnóstwo pytań: czy jestem dobrą córką? Czy powinnam była pomagać więcej? A może czasem trzeba postawić siebie na pierwszym miejscu?

Czy wy też mieliście kiedyś taki dylemat? Jak poradziliście sobie z poczuciem winy wobec rodziców? Czy można być dobrym dzieckiem i jednocześnie zadbać o siebie?