Co zrobiłam źle? Mój syn wybrał najgorszą możliwą rodzinę – dramatyczne spotkanie z przyszłym teściem

– Mamo, proszę, nie rób sceny – szeptał Michał, ściskając mnie za rękę, kiedy staliśmy w progu obcego mieszkania. W powietrzu unosił się zapach taniego alkoholu i papierosów. W salonie, przy stole zastawionym chipsami i śledziem w oleju, siedział mężczyzna o czerwonej twarzy. To był pan Andrzej – przyszły teść mojego syna. Już na wejściu powitał nas szerokim uśmiechem i… bełkotliwym „dzień dobry”.

Zamarłam. Przez głowę przetoczyła mi się fala wspomnień z programów telewizyjnych o dzieciach z rozbitych rodzin. Zawsze byłam tą, która dzwoniła do studia, wspierała zbiórki, odwiedzała domy dziecka. Zawsze powtarzałam Michałowi: „Najważniejsza jest rodzina. Szanuj siebie i innych”. A teraz stałam naprzeciwko człowieka, który miał być częścią naszej rodziny – i już na dzień dobry był pijany.

– Pani Halinko! – zawołał pan Andrzej, wstając z trudem. – No chodźcie, chodźcie! U nas się nie siedzi o suchym pysku! – I już nalewał kieliszki.

Spojrzałam na syna. Michał miał spuszczoną głowę, a jego narzeczona, Kasia, nerwowo poprawiała włosy. Czułam, jak narasta we mnie gniew i bezsilność. Przecież ostrzegałam go: „Zastanów się dobrze, zanim wejdziesz w tę rodzinę”. Ale on zawsze powtarzał: „Mamo, Kasia jest inna. Nie oceniaj jej przez pryzmat rodziców”.

Usiedliśmy przy stole. Pan Andrzej opowiadał dowcipy, których nie rozumiałam, a jego żona – pani Grażyna – próbowała ratować sytuację rozmową o pogodzie. Michał milczał. Widziałam, jak bardzo mu zależy na Kasi, jak bardzo chce, żeby wszystko się udało. Ale czy można budować szczęście na takim fundamencie?

Po kolacji wyszliśmy na balkon. Michał spojrzał mi w oczy:
– Mamo… wiem, co myślisz. Ale ja kocham Kasię. Ona nie jest jak jej ojciec.
– Synku – odpowiedziałam cicho – miłość to nie wszystko. Widzisz przecież…
– Wiem! Ale ona całe życie walczyła z tym piekłem w domu. Chcę jej pomóc.

Poczułam ukłucie w sercu. Przecież sama tyle razy powtarzałam: „Pomagaj słabszym”. Ale czy to znaczy, że mój syn ma poświęcić swoje życie dla kogoś innego? Czy nie zasługuje na własne szczęście?

Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z Michałem. Prosiłam go, żeby się zastanowił. Przypominałam historie z telewizji: dzieci alkoholików, które nigdy nie zaznały spokoju. On jednak był nieugięty.

– Mamo, ja wiem, co robię. Kasia jest silna. Razem damy radę.

W dniu zaręczyn znów spotkaliśmy się u państwa Nowaków. Pan Andrzej był jeszcze bardziej pijany niż poprzednio. Wszczął awanturę o politykę, wyzywał sąsiadów przez okno. Kasia płakała w łazience. Michał próbował ją pocieszyć.

Po powrocie do domu usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko. Mój mąż, Marek, objął mnie:
– Halina… może przesadzasz? Może Michał naprawdę wie, co robi?
– A jeśli nie? Jeśli za kilka lat wróci do nas zrozpaczony? Jeśli będzie cierpiał przez wybory, których mogliśmy go uchronić?

Nie spałam całą noc. W głowie miałam obrazy dzieci z domów dziecka: smutne oczy, ciche prośby o normalność. Czy Kasia była jedną z nich? Czy mój syn naprawdę może jej pomóc? A może sam stanie się ofiarą tej rodziny?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Kasia.
– Pani Halino… przepraszam za wczoraj. Tata… on już taki jest. Ale ja naprawdę kocham Michała.
– Kasiu… ja ci wierzę. Ale boję się o was oboje.
– Ja też się boję – wyszeptała.

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie tylko dziewczynę mojego syna, ale też dziecko skrzywdzone przez los. Może właśnie dlatego Michał ją wybrał? Bo widział w niej kogoś, komu trzeba pomóc?

Ślub odbył się skromnie. Pan Andrzej przyszedł trzeźwy tylko na chwilę – potem znów zniknął z butelką za kościołem. Goście szeptali między sobą, ja starałam się nie patrzeć na syna ze łzami w oczach.

Minął rok. Michał i Kasia mieszkają razem, walczą o siebie każdego dnia. Czasem widzę w oczach syna zmęczenie i smutek – ale też dumę i miłość.

Często pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć mocniej o jego przyszłość? A może właśnie to jest prawdziwa miłość – dać dziecku prawo do własnych błędów?

Czy wy też kiedyś musieliście patrzeć bezradnie na wybory swoich dzieci? Jak znaleźć równowagę między troską a wolnością?