Zawsze wspierałam córkę, gdy rozwodziła się z mężem. Teraz znów są razem, a ja zostałam jej największym wrogiem…
— Mamo, proszę cię, nie zaczynaj znowu — głos Kasi drżał, ale jej oczy były twarde jak stal. Stała w progu kuchni, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, a ja czułam, jak moje serce rozpada się na kawałki.
— Kasia, ja tylko chcę cię chronić — wyszeptałam, próbując ukryć łzy. — Przecież wiesz, co on ci zrobił. Widziałam, jak cierpiałaś. Przysięgałaś, że nigdy do niego nie wrócisz!
— To moje życie! — wykrzyknęła. — Nie twoje! Zawsze musisz wszystko kontrolować!
Poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przez lata byłam dla niej wszystkim: matką, przyjaciółką, powierniczką. Gdy miała osiem lat i wracała ze szkoły zapłakana, tuliłam ją do snu. Gdy dostała pierwszą jedynkę z matematyki, piekłam jej ulubione drożdżówki i powtarzałyśmy tabliczkę mnożenia do późna w nocy. Byłam przy niej, gdy pierwszy raz się zakochała i gdy pierwszy raz złamało jej serce.
A potem pojawił się Tomek. Z początku wydawał się ideałem: uprzejmy, pracowity, z dobrego domu. Pamiętam ich ślub — Kasia miała na sobie suknię po mojej mamie, a ja płakałam ze wzruszenia. Ale już po roku zaczęły się kłopoty. Tomek coraz częściej wracał późno do domu, był opryskliwy, czasem nawet agresywny słownie. Kasia zamykała się w sobie, chudła w oczach. W końcu przyszła do mnie z walizką i rozmazanym makijażem.
— Mamo, nie dam już rady — szlochała wtedy. — On mnie niszczy.
Przygarnęłam ją bez słowa. Pomogłam znaleźć prawnika, wspierałam podczas rozprawy rozwodowej, płaciłam za terapię. Byłam jej opoką. Przez dwa lata odbudowywałyśmy jej życie kawałek po kawałku. Wydawało mi się, że znów odzyskałam córkę.
Aż pewnego dnia zobaczyłam ich razem na rynku. Siedzieli przy kawie, śmiali się. Kasia wyglądała na szczęśliwą — tak szczęśliwą, jak nie widziałam jej od lat. Poczułam ukłucie zazdrości i gniewu.
— Spotykasz się z nim znowu? — zapytałam wieczorem.
— Tak — odpowiedziała cicho. — Zmienił się. Pracuje nad sobą. Chcę spróbować jeszcze raz.
Nie mogłam tego pojąć. Jak mogła wrócić do człowieka, który ją skrzywdził? Jak mogła zapomnieć o wszystkich łzach i upokorzeniach?
Od tamtej pory nasze relacje zaczęły się psuć. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Kasia coraz rzadziej dzwoniła, przestała przychodzić na niedzielne obiady. Gdy próbowałam ją ostrzec, mówiła tylko:
— Mamo, to nie twoja sprawa.
Czułam się zdradzona. Nie tylko przez nią, ale przez życie. Przecież wszystko robiłam dla niej! Oddałam jej najlepsze lata swojego życia, rezygnowałam z własnych marzeń i planów. Nawet po rozwodzie z jej ojcem nie szukałam nowego związku — bałam się, że ją skrzywdzę.
Teraz siedzę sama w pustym mieszkaniu i słyszę tylko tykanie zegara na ścianie. Czasem dzwoni telefon — to sąsiadka pyta o przepis na sernik albo koleżanka z pracy przypomina o spotkaniu emerytek. Ale to nie to samo.
Najbardziej boli mnie to, że Kasia nie chce już ze mną rozmawiać o swoich problemach. Ostatnio dowiedziałam się od znajomej, że znów zamieszkała z Tomkiem. Nawet nie powiedziała mi tego osobiście.
— Może przesadzasz? — próbowała mnie pocieszyć moja siostra Basia podczas jednej z naszych rozmów przy herbacie.
— Nie rozumiesz… Ja ją straciłam — odpowiedziałam drżącym głosem.
W nocy długo nie mogę zasnąć. W głowie kłębią mi się pytania: czy byłam zbyt opiekuńcza? Czy powinnam była pozwolić jej popełniać własne błędy? Może to ja jestem winna temu wszystkiemu?
Kilka dni temu spotkałyśmy się przypadkiem w sklepie spożywczym. Kasia była z Tomkiem. Uśmiechnęli się do siebie czule, a mnie nawet nie spojrzała w oczy.
— Dzień dobry, mamo — powiedziała chłodno.
— Dzień dobry… Kasiu — odpowiedziałam cicho.
Przeszli obok mnie jak obcy ludzie.
Wracając do domu, zatrzymałam się na ławce pod blokiem i rozpłakałam się jak dziecko. Przechodnie patrzyli na mnie ze współczuciem lub zdziwieniem, ale było mi wszystko jedno.
Nie wiem już, kim jestem bez roli matki-przyjaciółki. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś odzyskam córkę.
Czy można kochać kogoś tak bardzo i jednocześnie być jego największym wrogiem? Czy matczyna miłość naprawdę może zranić bardziej niż obojętność?