Za późno na drugą szansę? Historia mojego powrotu do przeszłości
— Anna, proszę, daj mi jeszcze jedną szansę — powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. Moje dłonie drżały, a głos miałem cichy, niemal błagalny. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w jej kuchni, tej samej, w której trzydzieści lat temu śmialiśmy się z naszych pierwszych nieudanych pierogów. Teraz jednak między nami była przepaść.
Anna spojrzała na mnie z mieszaniną współczucia i smutku. — Marek, minęło tyle lat. Każde z nas poszło swoją drogą. Ja mam już swoje życie… — urwała, jakby nie chciała mnie zranić bardziej niż to konieczne.
Wiedziałem, że to prawda. Przez te wszystkie lata żyłem w przekonaniu, że jeszcze wszystko można naprawić. Po rozwodzie rzuciłem się w wir pracy, potem w samotność. Przez długi czas nie miałem odwagi nawet zadzwonić do niej na święta. A teraz? Teraz nie mam już pracy, dzieci są dorosłe i mieszkają za granicą, a ja zostałem sam w pustym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie.
Ostatnie miesiące były dla mnie jak powolne tonięcie. Straciłem pracę w drukarni — firma upadła przez pandemię i inflację. Próbowałem znaleźć coś nowego, ale kto zatrudni 54-latka bez znajomości angielskiego i z przestarzałym doświadczeniem? Każdego dnia budziłem się z poczuciem bezsensu. Czasem nawet nie chciało mi się wstać z łóżka.
To wtedy zacząłem myśleć o Annie. O tym, jak kiedyś potrafiliśmy rozmawiać godzinami, jak wspólnie planowaliśmy wakacje nad Bałtykiem, jak śmialiśmy się z dziecięcych wybryków naszego syna Pawła i córki Magdy. Zawsze myślałem, że jeszcze będzie czas, żeby wszystko naprawić. Ale czas nie czeka na nikogo.
Zebrałem się na odwagę i zadzwoniłem do niej po raz pierwszy od lat. Odebrała po kilku sygnałach. — Halo? — jej głos był taki sam jak dawniej, tylko trochę bardziej zmęczony.
— Cześć, Aniu… To ja, Marek.
Zapadła cisza. Słyszałem jej oddech po drugiej stronie słuchawki.
— Marek… Co się stało?
— Chciałbym się spotkać. Porozmawiać.
Zgodziła się, choć czułem w jej głosie dystans. Spotkaliśmy się w jej mieszkaniu na Mokotowie. Było tam ciepło i przytulnie — zupełnie inaczej niż u mnie. Na stole stały świeże kwiaty, a na ścianach wisiały zdjęcia wnuków. Poczułem ukłucie zazdrości i żalu.
— Wiesz, Marek… Ja naprawdę życzę ci dobrze — powiedziała po chwili milczenia. — Ale ja już nie jestem tą samą osobą co kiedyś. Mam swoje życie, swoje sprawy…
— A ja? Ja nie mam nic — wyrwało mi się. — Straciłem pracę, dzieci wyjechały… Czuję się jak cień człowieka.
Anna westchnęła ciężko. — Marek, nie możesz oczekiwać ode mnie, że rozwiążę twoje problemy. Rozstaliśmy się dawno temu nie bez powodu.
Przypomniałem sobie nasze kłótnie sprzed lat: o pieniądze, o wychowanie dzieci, o moją pracę i jej ambicje. Wtedy wydawało mi się, że wszystko można naprawić jednym gestem czy słowem przeprosin. Teraz widziałem wyraźnie: czasami rany są zbyt głębokie.
— Przepraszam — powiedziałem cicho. — Chyba za późno na drugą szansę.
Anna podeszła do mnie i delikatnie położyła dłoń na moim ramieniu. — Marek, musisz znaleźć sens w swoim życiu bez oglądania się na mnie czy na przeszłość.
Wróciłem do domu późnym wieczorem. Ulice Warszawy były puste i zimne. Wszedłem do mieszkania i usiadłem na kanapie w ciemności. Przez długi czas patrzyłem w okno na światła miasta.
Następnego dnia zadzwonił Paweł z Londynu.
— Cześć tato! Wszystko w porządku?
Chciałem powiedzieć mu prawdę: że czuję się przegrany, że nie wiem co dalej robić ze swoim życiem. Ale zamiast tego odpowiedziałem: — Tak, synu, wszystko dobrze.
Po rozmowie długo myślałem o tym, co powiedziała Anna. Może rzeczywiście muszę nauczyć się żyć dla siebie? Może jeszcze nie wszystko stracone?
Wieczorem wyszedłem na spacer po osiedlu. Mijając sąsiadkę panią Zofię, która zawsze uśmiecha się do mnie mimo własnych problemów zdrowotnych, pomyślałem: może warto spróbować zacząć od nowa? Może warto poszukać pracy choćby dorywczej? Albo zapisać się na kurs komputerowy?
Nie wiem jeszcze jak będzie wyglądać moja przyszłość. Wiem tylko jedno: nie da się cofnąć czasu ani odzyskać tego, co stracone przez własne błędy i zaniedbania. Ale może można nauczyć się żyć inaczej?
Czy ktoś z was też kiedyś próbował wrócić do przeszłości? Czy naprawdę można zacząć od nowa po pięćdziesiątce? A może trzeba po prostu pogodzić się z samotnością i szukać sensu gdzie indziej?